home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

... i nigdy cię nie opuszczę...

Zapewnienie sobie nieśmiertelności metodą klonowania jest już w fantastyce tematem oklepanym. Ciągłość istnienia jest w tej metodzie niezbyt przekonywująca. Ale można uszczęśliwić bliskich. Tylko czy na pewno?


Alfons van Worden

„Nieśmiertelność”
(Immortality)


Odzyskał świadomość w jakimś ciasnym i dusznym miejscu. Macając wokoło rękami, stwierdził, że znajduje się w poziomej cylindrycznej komorze, tak ciasnej, że nie mogło być nawet mowy o zmianie pozycji. Leżał więc bez ruchu, zastanawiając się kim jest i skąd się tutaj wziął. Nie mógł jednak nic wymyślić, gdyż cała jego wiedza o świecie ograniczała się do tych kilku minut pełnej świadomości.

Dopiero kiedy do skroni przywarły elektrody i do mózgu zaczął spływać potok informacji, domyślił się, że jest w komorze domowego klonera.

Znowu miałem wypadek, pomyślał. Jego wspomnienia kończyły się na poprzednim wieczorze, kiedy kładł się spać; kloner pobierał informację w czasie snu i to, co się wydarzyło później, już do niego nie dotarło.

Coś szczęknęło mu nad głową. Klapa – domyślił się. Sięgnął ręką, aby otworzyć, ale w tym momencie pokrywa odskoczyła do góry i ukazała się zapłakana twarz Gabrieli.

— Och, Piotrze, tak się martwiłam — mówiła przez łzy, pomagając mu wyjść.

Kloner zainstalowany był w łazience, co było bardzo wygodne, gdyż mógł od razu wziąć kąpiel.

— Nie płacz — pocieszał Gabrielę. — Przecież widzisz, że nic mi się nie stało.

— Wiem — chlipała dalej — ale ja tak z radości.

— Co zrobiono z tamtym… no… moim ciałem? — zapytał, regulując temperaturę wody.

— Kazałam spalić, jak tylko się upewniłam, że sygnał inicjujący dotarł do klonera. — Przestała płakać i tylko wodziła za nim oczami.

— To dobrze — zgodził się.

Gabriela zdjęła bluzkę.

— Co robisz — zapytał zdziwiony.

— Pomogę ci się umyć — odrzekła.

— Nie trzeba, dam sobie radę — próbował ją powstrzymać.

— Ale ja chcę ci pomóc.

Uśmiechnęła się prosząco, więc nie oponował. Widok jej zgrabnej sylwetki sprawił mu przyjemność; obserwował, jak się rozbiera i podchodzi do niego.

— Miałaś mi pomóc się umyć — zażartował, gdy przytuliła się całym ciałem.

— Później — łasiła się jak kotka.

— Lepiej przenieśmy się do sypialni — zaproponował.

Zgodziła się bez oporu.

 

Odzyskał świadomość w jakimś wilgotnym i ciasnym miejscu. Leżał bez ruchu, zastanawiając się kim jest i skąd się tutaj wziął.

Miałem wypadek, pomyślał, gdy już dotarło do niego, że jest w komorze klonera. U góry szczęknęła klapa. Sięgnął ręką i podniósł się otwierając komorę. W łazience było ciemno. Zapalił światło i odkręcił wodę.

Ciekawe, gdzie jest Gabriela, zastanawiał się, spłukując mydło. Powinna tu na niego czekać. Wytarł się do sucha ręcznikiem i ubrał w płaszcz wiszący na drzwiach.

Z sypialni słychać było cichą rozmowę. Rozpoznał swoją żonę; drugi, męski głos był mu zupełnie nieznany. Uczucie zazdrości ścisnęło go za gardło. Już sobie znalazła jakiegoś gacha, pomyślał z goryczą.

Z hałasem otworzył drzwi i zapalił światło. Z łóżka spoglądały na niego przerażone oczy Gabrieli. Obok widniała zdziwiona twarz jakiegoś mężczyzny.

— Piotr — krzyknęła Gabriela. W zdumieniu patrzyła na niego, oglądając się co chwila ku tamtemu.

— Widzę, że was zaskoczyłem — wycedził Piotr. — Czyżbyście się nie spodziewali ujrzeć mnie więcej?

— Ależ Piotr! Nie rozumiem, jak to się mogło stać. — Gabriela wydawała się być bardzo zaskoczona. — Policja dzwoniła, że miałeś wypadek. Kazali mi sprawdzić, czy kloner dostał sygnał inicjujący. To chyba jakiś głupi kawał. Ale kto? I dlaczego? — Rozpłakała się.

Mężczyzna w łóżku patrzył na nich zdziwiony. Jego twarz wydała mu się znajoma. Nagły błysk zrozumienia przemknął po twarzy tamtego.

— To znaczy, że nie było żadnego wypadku? — zapytał z zakłopotaniem.

— Jeśli zostałem sklonowany, to musiał być — odpowiedział Piotr i nagle przypomniał sobie, skąd zna twarz tego człowieka. To była jego własna twarz! — Zostałem zdublowany — stwierdził, siadając ciężko w fotelu.

— Tak — potwierdziła Gabriela przez łzy. — On został sklonowany wieczorem.

Piotr spojrzał na budzik. Była trzecia rano.

— No i w ten sposób jest nas dwóch — podsumował sytuację tamten.

— I co teraz będzie? — jęknęła Gabriela.

— A co ma być? Jeden z nas popełni samobójstwo…

— Spodziewam się, że myślisz o sobie — przerwał mu Piotr, który właśnie miał zaproponować to samo.

— Dlaczego ja? Myślałem o tobie. Ty jesteś późniejszy.

— Jeśli to ma być według kolejności, to ty byłeś pierwszy.

— Przestańcie się kłócić! — krzyknęła Gabriela. — W ten sposób niczego nie załatwimy.

Wstała z łóżka i przespacerowała się po sypialni.

— Ubierz się — powiedział ten z łóżka, zakładając spodnie. — Nie lubię, jak się pokazujesz goła innym facetom.

— Wariat — zirytowała się Gabriela. — Zazdrosny o samego siebie.

— Ubierz się — warknął, popychając ją w kierunku szafy.

— No, no! — krzyknął Piotr, podrywając się na nogi. — Trochę delikatniej, proszę!

— Bo co? — Tamten odwrócił się.

— Ona jest moją żoną.

— Była, ale się spóźniłeś.

— Ona mnie kocha!

— Tak? — Tamten roześmiał się urągliwie. — Godzinę temu mówiła, że kocha tylko mnie.

— To nieprawda! — oburzył się Piotr. — Ona nie wiedziała…

— Gabriela! — wrzasnął tamten. — Powiedz mu, co mówiłaś. — Chwycił ją za ramię i brutalnie wyciągnął na środek. — Powiedz mu, kogo kochasz.

— Ja… — Gabriela zająknęła się. Zdezorientowana patrzyła to na jednego, to na drugiego. — Nie wiem — wykrztusiła w końcu.

— Mówiłaś, że kochasz mnie!

— No tak, ale…

— Rozumiem. — Tamten uśmiechnął się kwaśno. — Od dawna miałem przeczucie… — nie dokończył. Podszedł do szafy, wyciągnął walizkę i zaczął do niej wrzucać jak popadnie rzeczy Piotra.

— Hola, hola! — krzyknął Piotr. — Co ty robisz?

— Pakuję się — wyjaśnił. — Nie zostanę ani chwili dłużej z tą zdzirą.

— Ale nie chcesz chyba zabrać moich rzeczy?

— Twoich rzeczy? — zdziwił się. — To są moje rzeczy!

— Zostaw go, nie chcesz przecież, żeby wyjechał nago? — Gabriela objęła Piotra i przytuliła się obiecująco. — Niech bierze wszystko i się wynosi. Nie chcę go więcej widzieć.

Oszołomiony jej bliskością Piotr przestał zwracać uwagę na tamtego.

— Kupimy ci wszystko nowe… — mówiła.

— Książeczkę czekową też zabieram — wtrącił tamten.

— Co? Tego już za wiele! — Piotr odepchnął żonę i rzucił się na niego.

— Przestańcie! — Gabriela usiłowała rozdzielić walczących mężczyzn. — Jak nie przestaniecie, to odejdę i zostawię was obu. — Zanosiła się głośnym płaczem.

Przestali się bić i zaczęli ją uspokajać.

— Dajcie mi spokój — mówiła przez łzy. — Mam was obu dosyć.

— To i tak niczego nie rozwiązuje — westchnął Piotr. — Bo co zrobimy z domem?

— Jest inna możliwość. — Gabriela ożywiła się nową ideą. — Popełnicie obaj samobójstwo albo pozabijacie się nawzajem – jest mi to zupełnie obojętne – a kloner odtworzy tylko jednego.

— Odpada — odmówili jednocześnie.

— O boże! — jęknęła Gabriela. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na coś, co znajdowało się za ich plecami.

Odwrócili się. W drzwiach, zasłaniając się ręcznikiem, stał jakiś całkiem goły mężczyzna. Z głupim wyrazem twarzy wpatrywał się zdumiony w ich malowniczą grupę.

Za oknem świtało.

Przekład: Ireneusz Dybczyński


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)