home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

1

W Ceyce, Białym Mieście, idyllicznie pięknej stolicy Maccadonu, planety uniwersyteckiej w Piaście, był wczesny ranek. W rozpościerającym się na pięć mil skupisku budynków i parków należących do Szkoły Kolonialnej druga zmiana studentów kierowała się na śniadanie, podczas gdy większość studentów czwartej zmiany bez pośpiechu zmierzała do swoich akademików. Zajęcia organizowane przez uczelnię w niewielkim stopniu zależały od jakiejś szczególnej pory dnia, niemniej wielki kompleks sportowo-treningowy świecił pustkami. Na strzelnicy, przed barierką, stała młoda kobieta z pistoletem w dłoni, czekając, aż automat strzelnicy wystawi jej nową serię celów.

Na oko miała około dwudziestu czterech lat, była smukła i wysportowana, ubrana w strój noszony w szkole podczas wycieczek pieszych: beżową koszulkę, szorty do kolan, podkolanówki i buty na miękkiej podeszwie. Swój kapelusz słoneczny powiesiła na barierce, a długie do ramion włosy w modnym srebrzysto-białym kolorze rozpuściła luźno na wietrze. W ręku trzymała niewielki, kunsztownie wykonany pistolet – dwulufowy myśliwski Denton – broń uważaną, przez znawców broni w Piaście, za sprzęt przeznaczony jedynie dla koneserów. W instytucjach, takich jak Szkoła Kolonialna, nie widywano zbyt często tego typu rzeczy.

W chwili, gdy automat strzelnicy wypuścił nową serię celów, w jej polu widzenia pojawił się latacz podchodzący od strony widocznych na prawo budynków administracyjnych. Zaskoczona, popatrzyła kątem oka, na tyle długo, by rozpoznać osoby znajdujące się w pojeździe, po czym znów skierował swą uwagę na rzutki lecące w jej kierunku. Bez pośpiechu, przez kolejne pół sekundy studiowała ich układ, po czym uniosła pistolet. Denton, bez hałasu, wypluł ośmiokrotnie niewidoczne śmiercionośne igły. Sześć obłoczków purpurowego dymu zawisło w powietrzu. Dwa pozostałe cele wykonały szyderczy łuk i pomknęły z powrotem do wyrzutni.

Dziewczyna z irytacją przygryzła wargi, zabezpieczyła i schowała pistolet, a potem dała dłonią sygnał dyżurnemu, że skończyła. Odwróciła się w kierunku pojazdu lądującego powoli kilkanaście stóp od niej i z dezaprobatą skierowała szare oczy ku przybyłym.

— Dobry przykład dajecie studentom, lądując dokładnie w polu rażenia — powiedziała.

Doktor Plemponi, pryncypał Szkoły Kolonialnej, uśmiechnął się uspokajająco.

— Osiem lat temu pani ojciec nakrzyczał na mnie dokładnie za to samo. Ale muszę pani powiedzieć, Trigger, że znacznie bardziej mi naurągał. To było moje pierwsze spotkanie z szanownym Runserem Argee i...

— Plemp, zobacz, co robisz, ośle — ostro przerwała mu Mihul, kierowniczka sekcji kobiecej wychowania fizycznego, siedząca z tyłu za nim.

Doktor Plemponi, zmieszany, odwrócił się w jej kierunku. Latacz opadł gwałtownie pokonując ostatnie cztery stopy. Mihul jęknęła, a Plemponi zaczął ją przepraszać. Trigger podeszła bliżej.

— Często tak robi — zapytała z zainteresowaniem.

— Za każdym razem — zapewniła Mihul. Była szczupłą, wysoką, dobrze umięśnioną kobietą około czterdziestki. Mrugnęła do Trigger zza pleców Plemponiego. — Gdy Plemponi prowadzi, stawiamy kręgarzy w stan pogotowia.

— Dobrze, dobrze — powiedział Plemponi. — Odwróciłaś na chwilę moją uwagę i to wszystko. Pani Argee, zaraz powiem, co nas tu sprowadza. Otóż Mihul powiedziała mi rano na zebraniu, że nie jest pani zadowolona z pobytu w naszej Szkole. Może więc, jeżeli już pani tu skończyła, polecimy do biura i porozmawiamy na ten temat.

Otworzył drzwi pojazdu.

— Czy skończyłam? — Trigger popatrzyła na niego. — Jasne, panie doktorze. Jedźmy i pogadajmy o tym.

Poszła po swój przeciwsłoneczny kapelusz, po czym wsiadła, zamknęła drzwi i usiadła obok niego, przesuwając kaburę z pistoletem na przód uda.

Plemponi spojrzał sceptycznie na pistolet.

— Ćwiczy pani na wypadek ponownego napadu porywaczy? — zapytał, chwytając drążek sterowy.

Trigger potrząsnęła głową.

— Raczej chciałam rozładować złość. — Milczała, dopóki nie podniósł latacza z ziemi w ryzykownym nawrocie. — Ten wczorajszy napad, to byli porywacze?

— Tego jesteśmy prawie pewni — powiedziała Mihul z tyłu. — Podobno może być powiązany ze sprawą tych dwóch ściśle tajnych plazmoidów z waszego projektu.

— Mało prawdopodobne — stwierdziła Trigger. — Napastnicy byli pół mili od miejsca, w którym powinni byli być, gdyby interesowały ich plazmoidy. No i z tego, co widziałam, było ich zbyt mało, jak na tego rodzaju skok.

— Też sobie tak pomyślałam — powiedziała Mihul. — Jednak to byli specjaliści najwyższej klasy. Miałam okazję rzucić okiem na ich sprzęt. Paralizatory, ekrany kamuflujące, no i ten superszybki latacz.

— Tak, latacz mieli bardzo szybki — potwierdziła Trigger. — To właśnie od razu wzbudziło moje podejrzenia.

— W górach czekał na nich szybki skoczek międzyplanetarny — dodała Mihul — a w nim dwóch ludzi. Tamtych również złapano. Oczywiście, że to byli porywacze.

— Wiadomo, kogo chcieli porwać? — zapytała Trigger.

— Nie — powiedziała Mihul. — Jest zbyt wiele możliwości. Samych studentów, akurat przebywających w pobliżu i mających wystarczające powiązania, żeby się zakwalifikować jako łup dla porywaczy, naliczono ponad dwudziestu. Policjanci nic nie mówią, oprócz tego, że dostali cynk przed napadem. Co było oczywiste. Sposób, w jaki wyskoczyli nagle znikąd i osaczyli tych facetów, to był piękny widok.

— Nie widziałam tego — przyznała Trigger. — Gdy ten latacz przyziemił, wrzasnęłam w kierunku najbliższej grupy studentów i schowałam się za rogiem. Gdy się zdecydowałam wyjrzeć, policja już ich miała.

— Wykazała się pani zdrowym rozsądkiem — powiedział z przekonaniem Plemponi. — Mam nadzieję, że dadzą popalić tym bandytom. Porwania, to paskudny interes.

— Ten duży obiekt lecący prosto na ciebie — zauważyła spokojnie Mihul — to latacz. Ma prawo lecieć w ten sposób, a ty nie. Czy to do ciebie dociera, Plemp?

— Jesteś pewna? — zapytał zmieszany doktor Plemponi. — Zobaczymy, czy on też tak myśli.

Wcisnął klakson. Trigger wzdrygnęła się.

— A widzisz! — oznajmił z triumfem Plemponi, gdy tamten kierowca, przestraszony, skręcił gwałtownie.

Trigger nakazała sobie spokój. Latacze były niemal całkowicie odporne na wypadki i nawet Plemponi nie mógł zrobić nic więcej, niż tylko zakłócić ruch.

— Były jakieś inne napady na terenie uczelni po moim wyjeździe? — zapytała Trigger, gdy Plemponi opuścił kompleks sportowo-treningowy i skierował się na balkon swojego biura.

— Jakieś cztery lata temu — powiedziała Mihul. — Nie, to było sześć lat temu. Wtedy jeszcze tu byłaś. To był ostatni napad... Nie pamiętasz?

Trigger pamiętała. Porwano wtedy dwóch studentów – dzieci jakichś oficjeli Federacji. Porywacze zniknęli bez problemu i minęło kilka miesięcy, zanim usłyszała o bezpiecznym uwolnieniu chłopaków.

Plemponi zszedł niżej i chwiejnie, ale łagodnie, wylądował na balkonie biura. Spojrzał na Trigger zadowolony z siebie.

— No i proszę! — oświadczył lakonicznie. — Panie pozwolą do środka. Trigger, jadła już pani śniadanie?

Trigger zjadła pół godziny temu, ale zgodziła się wypić filiżankę kawy. Mihul, prawdziwa sportsmenka, odmówiła. Podeszła do biurka Plemponiego, oparła się o nie i założyła ręce na piersi; jej spokojne niebieskie oczy skierowały się z uwagą na Trigger. Smukła i gibka, często kojarzyła się Trigger z fretką. Miała miłą opaloną twarz i usta sugerujące poczucie humoru. Zaprzyjaźniły się już wtedy, gdy Trigger była jeszcze studentką.

Doktor Plemponi wyjął ze ściennego dystrybutora żywności tacę z obfitym śniadaniem, przysunął sobie krzesło i z tacą na kolanach usiadł na wprost Trigger. Przeprosił, po czym zaczął jeść i mówić równocześnie.

— Zanim zaczniemy rozważać to całkowicie rozsądne zażalenie, które złożyła pani wczoraj Mihul — zaczął — chciałbym, jeśli pani pozwoli, podsumować pewne fakty.

— Oczywiście, proszę bardzo! — Trigger skinęła głową.

— Jest pani — zaczął Plemponi — gościem honorowym Szkoły Kolonialnej, córką naszego zmarłego przyjaciela i kolegi Runsera Argee. Była pani jedną z naszych najlepszych studentek, nie tylko jako mistrzyni w strzelaniu. Obecnie jest pani zaufaną asystentką komisarza prekolonialnego planety Manon, sławnego Holatiego Tate'a, dzięki któremu została pani współuczestnikiem czegoś, co może się okazać największym naukowym odkryciem tego stulecia... Mam, oczywiście, na myśli — dodał Plemponi — odkrycie przez Tate'a plazmoidów, artefaktów pozostałych po wymarłej rasie Starych Galaktów.

— W porządku — zgodziła się Trigger — ale do czego pan zmierza?

— Proszę nie przerywać! — wycelował w nią kawałkiem grzanki. — Powinienem jeszcze podkreślić, że ze względu na wyjątkowe zdolności organizacyjne, jakimi się pani wykazała pod kierownictwem Tate'a, została pani oddelegowana tutaj, do Zakładu Badań Prekolonialnych, by wesprzeć, kierowany przez Komisarza i profesora Mantelisha, Projekt Badań nad Plazmoidami. To oznacza, że jest pani bardzo ważną osobą, Trigger! Mantelish, mimo wszystkich swoich dziwactw, jest bez wątpienia największym żyjącym biologiem w Lidze Uniwersyteckiej. A Projekt Badań nad Plazmoidami jest tutaj, w Szkole Kolonialnej, najważniejszym przedsięwzięciem Ligi.

— Tak mi powiedziano — wtrąciła Trigger. — Dlatego również chciałabym wiedzieć, co tu jest grane?

— Za chwilę — powiedział Plemponi. — Za chwilę. — Odszukał serwetkę i dokładnie wytarł usta. — Przedstawiłem to jak najprościej, żeby było całkowicie jasne, że robimy wszystko, żeby czuła się pani zadowolona. Jesteśmy szczęśliwi, że jest pani tu, u nas. Czujemy się wyróżnieni! — Uśmiechnął się do niej promiennie. — Jasne?

— Skoro pan tak twierdzi. — Trigger uśmiechnęła się. — Dzięki serdeczne za te miłe słowa, panie doktorze. Przejdźmy jednak do sprawy.

Plemponi zerknął na Mihul, nieco zmieszany.

— To znaczy? — zapytał.

— Dobrze pan wie — powiedziała Trigger. — Ale mogę sformułować to wyraźniej. Gdzie jest komisarz Tate?

— Nie wiem.

— Gdzie jest Mantelish?

Potrząsnął głową. Na jego twarzy pojawiła się udręka.

— Również nie wiem.

— Tak? — powiedziała Trigger. — To kto wie, w takim razie?

— Tego nie mogę powiedzieć — oświadczył twardo Plemponi.

— A to dlaczego? — Trigger uniosła brwi.

— Względy bezpieczeństwa Federacji — oświadczył ze złością Plemponi. — Tego też nie powinienem był mówić, ale co mam zrobić — dodał.

— Względy bezpieczeństwa Federacji? Z powodu plazmoidów?

— Tak... No cóż... Ja... Nie wiem.

Trigger westchnęła.

— Właśnie mnie nie może pan tego powiedzieć?

— Nie, oczywiście, że nie — zaprzeczył pospiesznie Plemponi. — Nikomu nie wolno mi tego powiedzieć. Nikomu nie powinienem przyznawać się do tego, że wiem cokolwiek na temat miejsca pobytu Holatiego Tate'a czy profesora Mantelisha.

— Łgarz — powiedziała cicho Trigger. — Czyli jednak wie pan!

Plemponi spojrzał prosząco na Mihul. Ta tylko się uśmiechnęła.

— Nic na to nie poradzę. Mam zasznurowane usta. Proszę mi uwierzyć!

— Podsumujmy więc — powiedziała Trigger, uderzając końcami palców w podłokietnik. — Osiem tygodni temu zostałam oderwana od mojej pracy w układzie Manon i przysłana tutaj, żeby dograć szczegóły Projektu Badań nad Plazmoidami. Zgodziłam się na to tymczasowe zajęcie jedynie dlatego, że komisarz Tate przekonał mnie, iż bardzo mu na tym zależy. Dałam się nawet namówić, żeby przyjechać tutaj pod przybranym nazwiskiem Ruya Farn i... — sięgnęła ręką i dotknęła głowy — ...i ufarbowanymi włosami. I to wszystko bez żadnego rozsądnego powodu. Powiedział mi, że tego zażądała Liga Uniwersytecka.

Doktor Plemponi odkaszlnął.

— No cóż, Trigger, dobrze pani wie, jak Liga dba o swój wizerunek.

— Wizerunek? — Trigger znów uniosła brwi.

— W pozytywnym sensie — powiedział pośpiesznie Plemponi. — Pani nazwisko stało się znane znacznie szerzej, niż mogłoby się to wydawać. Media wspominają panią regularnie we wszystkich doniesieniach na temat Księżyca Plonów i komisarza. Prawda, Mihul?

— Oczywiście. Zostałaś, dziewczyno, celebrytką — przytaknęła Mihul. — Wielokrotnie widziałam cię w holowizji.

— Może i tak — przyznała Trigger — ale te szpiegowskie historie wciąż wydają mi się pozbawione sensu. Dobrze, zostawmy to i idźmy dalej. Od przyjazdu tutaj, tylko raz udało mi się spotkać z Mantelishem i zapytać, czego się po mnie oczekuje. Miał na ten temat bardzo mętne pojęcie. Komisarz Tate jest albo go nie ma. Zwykle go nie ma. On również wyrażał się bardzo mętnie. We wszystkich sprawach. Trzy tygodnie temu powiedziano mi, że wyjechał. Nikt tutaj nie może, albo nie chce, mi powiedzieć, gdzie wyjechał i jak się z nim skontaktować. To samo w biurze Prekolu na Maccadonie. Tak samo w Centrali na Evalee. Tak samo w Lidze Uniwersyteckiej. W każdym biurze. Próbowałam się skontaktować z Mantelishem. Poinformowano mnie, że jest z Tate'm. Obaj kazali mi przekazać, żebym robiła swoje. — Trigger rozłożyła ręce. — Mam robić swoje, ale co? Zrobiłam wszystko, co miałam dotychczas zrobić i chciałabym dostać dalsze instrukcje od ludzi, którzy, jak mi powiedziano, kierują tym pilnym i ważnym projektem! Mantelish, jak mi się wydaje, nie ma nawet zastępcy...

— Powiedziano mi, że jeszcze nie zatrudnił żadnych asystentów — przytaknął Plemponi.

— Jeśli nie liczyć małej grupki stażystów, interesujących się jedynie plazmoidami. Niczego nie wiedzą i są zbyt wystraszeni, żeby mi to otwarcie powiedzieć.

Plemponi zmieszał się nagle.

— Co do tego, to... — urwał. — No dobrze, nie zbaczajmy z tematu.

— Rozumiem więc — ciągnęła Trigger — że od początku nie byłam tutaj do niczego potrzebna. Nie ma żadnych spraw organizacyjnych i jeśli coś się nie zacznie zaraz dziać, to nie widzę żadnego uzasadnienia dla mojego pobytu w tym miejscu.

— A nie mogłaby pani — zasugerował Plemponi — potraktować tego, jak dobrze zasłużone wakacje?

— Próbowałam. Komisarz Tate przekonał mnie, że jedno z nas musi być przez cały czas w zasięgu Projektu, więc nie mogę opuścić terenu uczelni. Uzupełniłam zaległości z literatury, a Mihul przećwiczyła mnie na dwóch ze swoich kursów dla komandosów. Problem w tym, że nie jestem na wakacjach i nie wierzę, żeby Prekol uważał to, co tutaj robię, za pracę na delegacji.

Przez chwilę panowała cisza.

— Przepraszam — powiedział Plemponi, popatrzył na swoją pustą tacę, po czym wstał i podszedł z nią do dystrybutora pod ścianą.

— Nie ten otwór — powiedziała Trigger.

— Co? — obejrzał się.

— Chce pan to wyrzucić?

— Aa... Dzięki — powiedział Plemponi, jakby nieobecny. — Ciągle się mylę... — Wrzucił tacę tam, gdzie należało, po czym wsunął ręce we wnękę kuchennej myjki i poobracał je trochę, a potem odwrócił się, wciąż nieobecny myślą i stanął przed Trigger. Spoglądał na nią przez chwilę.

— Komisarz Tate zostawił mi wiadomość dla pani — oświadczył niespodziewanie.

— Kiedy? — Oczy Trigger zwęziły się nieznacznie.

— Na drugi dzień po swoim wyjeździe. — Plemponi podniósł rękę. — Zaraz, zaraz! Nie wie pani, jak to było. Zadzwonił i powiedział, cytuję: „Plemp, nie będziesz mógł długo utrzymać tego w tajemnicy przed Trigger, więc nie zdradzę ci żadnych tajemnic. Jeśli to, co robimy, nie pozwoli nam wrócić w ciągu kilku następnych tygodni, ona może zrobić się nerwowa. Gdy zacznie narzekać, ale nie wcześniej, powiedz jej, że są powody, dla których nie mogę się z nią skontaktować ani przekazać, co robię i że skontaktuję się z nią najszybciej, jak to będzie możliwe”. Koniec cytatu.

— I to wszystko? — zapytała Trigger.

— Tak.

— Nie powiedział, jak długo to może potrwać?

— Nie. Powtórzyłem pani słowo w słowo. Mam bardzo dobrą pamięć.

— Więc to może trwać jeszcze tygodnie? Albo i miesiące?

— Tak. Może. Wyobrażam sobie... — Plemponi zaczynał się pocić.

— Plemponi — przerwała mu Trigger — może pan przekazać Komisarzowi wiadomość ode mnie?

— Oczywiście — powiedział Plemponi. — Co mam... Oooo! — I zrobił się czerwony.

— Jasne — powiedziała Trigger. — Tak właśnie sobie myślałam. Ma pan z nim kontakt.

— Trigger, to było nieuczciwe. — Doktor Plemponi poczuł się głupio. — Jest pani za sprytna.

— Nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla tych tajemnic i to wszystko. — Trigger wzruszyła ramionami. Wstała. — A wiadomość jest taka: proszę mu przekazać, że jeśli ktoś, i to szybko, nie poda mi rozsądnego powodu, dla którego powinnam tu pozostać, poproszę Prekol o przeniesienie z powrotem na Manon.

Plemponi westchnął ponuro.

— Trigger — powiedział — zrobię wszystko, co będę mógł. Ale...

— Wiem — uśmiechnęła się przymilnie — ma pan zasznurowane usta. Przykro mi, jeśli sprawiłam panu kłopot, doktorze Plemponi. W końcu jestem pracownikiem Prekolu. Jeśli marnotrawię ich czas, to przynajmniej chciałabym wiedzieć dlaczego.

Plemponi przyglądał się, jak wychodzi z pokoju, a potem idzie korytarzem. Konsternacja walczyła na jego twarzy z podziwem.

— Ma niezłą figurę, nie uważasz? — powiedział do Mihul, robiąc rękami jakiś falisty gest. — I ten kołyszący się ruch, gdy idzie.

— Tak, tak — powiedziała Mihul. — Stare capy.

— Co? — zapytał doktor Plemponi.

— Słyszałam kiedyś, jak podziwialiście z Mantelishem jej sposób chodzenia.

Plemponi zasiadł za swoim biurkiem.

— Mihul — powiedział poważnym tonem — bardzo nieładnie jest podsłuchiwać. Chyba najlepiej będzie, jak wyślę od razu tę wiadomość dla Tate'a. Jak myślisz, mówiła serio?

— Naturalnie — przytaknęła Mihul.

— Tate uprzedzał mnie, że może być z nią kłopot. Wydaje mi się, że jest zbyt sumienna.

— A poza tym ma chłopaka na Manon. Chodzą ze sobą od początku studiów.

— No to niech sobie wyjdzie za mąż — powiedział Plemponi, wzruszając ramionami. — Robi mi się gorąco, za każdym razem, gdy przypomnę sobie, jak blisko niej byli ci wczorajsi porywacze.

— Spokojnie — Mihul wzruszyła ramionami — nie mieli żadnej szansy. Ci ludzie, którym Tate polecił ją ochraniać, to najszybszy oddział, jaki kiedykolwiek widziałam w akcji.

— Masz rację — zgodził się Plemponi. — Naszej maccadońskiej policji to oni nie przypominają.

— Nie sądzę, żeby to była policja. Moim zdaniem, to jacyś najemnicy. W każdym bądź razie, jeśli ktoś chce dorwać Trigger Argee, będzie musiał tu przylecieć okrętem bojowym.

Plemponi spojrzał nerwowo przez balkon i obserwował przez chwilę bezchmurne niebo.

— Z tego, co mówił Holati Tate, to nie jest wcale takie nieprawdopodobne — powiedział.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)