home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

29

Ogród Mantelisha, położony w górach na południe od Ceyce, był słynny w całej Piaście. Ufundowała go dwadzieścia pięć lat temu ludność jednego ze światów Federacji jako dowód wdzięczności dla profesora. W wyniku zaniedbań na planetę została zawleczona paskudna zaraza i tragedii udało się uniknąć jedynie dzięki pośpiesznie opracowanej przez Mantelisha i na czas dostarczonej szczepionce. W rewanżu, spełniono marzenie jego życia – ufundowano prywatny ogród botaniczny oraz zapewniono nieograniczone fundusze na jego utrzymanie.

Nieopodal dużego letniego domu, gdzie Mantelish zwykle się zatrzymywał – gdy znalazł czas, żeby pobyć trochę wśród swoich okazów – stała ogromna sekwoja. Drzewo to – jeśli pominąć banki żywych form – uważane było za najstarszy żywy organizm w Piaście. Z pewnością było bardzo stare, nawet jak na sekwoję. Przez ostatnią dekadę toczyła się poważna dyskusja na temat tego, czy nie byłoby rozsądniej ściąć drzewo, zanim się przewróci i przygniecie dom, wraz ze wszystkimi w środku. Profesor zawsze wetował te propozycje, gdyż był to jeden z jego ulubionych okazów.

Gdy przybyła Pilch, Trigger stała na drugim piętrze, na balkonie swojej sypialni, opierając się łokciami o szeroką poręcz białej balustrady i obserwowała przez lornetkę koronę sekwoi. Odłożyła lornetkę i zaprosiła swego gościa, by usiadł i wraz nią podziwiał widok.

Przez chwilę w milczeniu kontemplowały krajobraz.

— Rzeczywiście piękne miejsce — powiedziała Pilch. Spojrzała na dół, na profesora Mantelisha, ubranego w brązowe szorty i pracowicie wymachującego szpadlem wokół jakichś nowych świeżo posadzonych krzaków, i uśmiechnęła się. — Musiałam przyjechać do ciebie. Skorzystałam z pierwszej okazji.

Trigger popatrzyła na nią i roześmiała się.

— Tak sobie pomyślałam, że pewnie przyjedziesz. Te raporty cię nie zadowoliły?

— Oczywiście, że nie — odpowiedziała Pilch. — Ale ponieważ to już nie był nagły przypadek, więc musiałam najpierw pojechać gdzie indziej. — Zmarszczyła lekko brwi. — Czasami mam trochę więcej obowiązków, niż bym sobie życzyła — przyznała. — W ten sposób minęło sześć miesięcy.

— Gdybyś mnie wezwała, to pojechałabym jeszcze raz — powiedziała Trigger.

— Wiem, ale wtedy byłaby to oficjalna sesja. A tak nie muszę tej wizyty rejestrować. — Przez chwilę patrzyła Trigger w oczy. — I myślę, że tego nie zrobię. Oczywiście, w takiej sytuacji, nie nalegam też na jakieś niemożliwe starania.

— Dlaczego nie? Nalegaj — powiedziała Trigger ochoczo.

— No więc, zadzwonił do nas komisarz. Ze swojego statku. Był bardzo przejęty. W każdym bądź razie wygląda na to, że przez jakiś czas mieliśmy tu jednego ze Starych Galaktów. Kiedy się zorientowałaś po raz pierwszy?

— Rano, na drugi dzień po naszej sesji. Gdy tylko się obudziłam.

— W jaki sposób?

Trigger roześmiała się.

— Ważę się codziennie rano. Zauważyłam, że w ciągu nocy przybyło mi trzy i pół funta w porównaniu do średniej z ostatnich czterech lat. Niemniej zupełnie mnie to wtedy nie obeszło.

Pilch uśmiechnęła się nieznacznie.

— Nic cię nie zaniepokoiło?

— Nie. Myślę, że byłam na to już wystarczająco przygotowana. I wiesz co, natychmiast o tym zapomniałam, aż do czasu, gdy Lyad i Flam otworzyły torebkę i okazało się, że jego w niej nie ma. Wtedy sobie to przypomniałam i potem już pamiętałam cały czas.

— No jasne. Oczywiście! — Pilch zastukała szczupłymi palcami w blat stołu. A potem wygłosiła największy komplement pod adresem Wstręciucha, jaki mógł paść z jej ust: — Ten stwór... On... okazał się dobrym terapeutą! — A po chwili dodała: — Jakąś godzinę temu rozmawiałam z komisarzem Tate'm. O ile zrozumiałam, znów zamierza opuścić Maccadon.

— Tak. Od kilku miesięcy przygotowuje wielką wyprawę badawczą Mantelisha. Będzie jej kierownikiem. Gdy już wystartują.

— A ty się nie wybierasz? — zapytała Pilch.

— Tym razem, nie — Trigger potrząsnęła głową. — Małpolud i ja... Kapitan Quillan i ja... To znaczy...

— Słyszałam — powiedziała Pilch i uśmiechnęła się. — Trafiłaś dobrze już przy drugiej próbie!

— Quillan jest w porządku — zgodziła się Trigger. — Trzeba go tylko trochę przypilnować.

— No tak, ale wracając do sprawy, komisarz Tate wydaje się wciąż trochę o ciebie niepokoić.

Trigger przyłożyła palec do czoła i zakręciła nim.

— Uważa, że jestem trochę... nie tego?

— Może niezupełnie. Zdaje się, że zdradziłaś mu spory kawałek historii Starych Galaktów, włącznie z tym, co spowodowało upadek ich rasy trzydzieści dwa tysiące lat temu.

Trigger spochmurniała na twarzy.

— Tak — przyznała. Siedziała chwilę w milczeniu. — No cóż, dowiedziałam się tego od Wstręciucha. Tak jakoś w międzyczasie. To wszystko było dla mnie przez dłuższy czas bardzo niejasne. Ułożyło się dopiero w jakiś czas po powrocie. Fragmenty tego pojawiały się już w tych obrazach podczas naszej sesji.

— Giganci rozdeptujący farmę.

Trigger skinęła głową.

— I dwa zegary: szybki i wolny. Próbował mi to wtedy przekazać. Jesterzy, ci giganci, byli szybcy i bezwzględni. Jak my. Wyraźnie byli do nas podobni pod wieloma względami. — Trigger zastanawiała się chwilę. — Ale byli gorsi. O wiele gorsi. A Starzy Galakci byli tacy powolni. Myśleli powoli, powoli się poruszali... prawie wszystko robili powoli. Nasz Wstręciuch, w pełnym galopie, nie dogoniłby zdrowego ślimaka. Poza tym lubili tworzyć, eksperymentować i tym podobne. Nigdy ze sobą nie walczyli i nigdy się tego nie nauczyli. Zostali więc praktycznie unicestwieni.

— A Jesterzy umieli walczyć, tak?

— Bardzo dobrze umieli — skinęła głową Trigger. — Znów podobnie jak my.

— Skąd przybyli?

— Wstręciuch uważa, że z zewnątrz. Nie jest pewien. Gdy przybyli Jesterzy, on i ci spośród Starych Galaktów, którzy przeżyli, znajdowali się na rubieżach; doglądali swoich przetwórni białka. Zanim dotarły do niego informacje, Jesterów już nie było i wszystko było skończone.

— Spoza Galaktyki! — powiedziała Pilch, zamyślając się. Odkaszlnęła, żeby przeczyścić gardło. — A o co chodzi z tym ich powrotem?

— Wstręciuch sądzi, że istnieje możliwość ich powrotu. Właśnie możliwość. Bo właściwie, to jest przekonany, że Jesterzy również wymarli.

— Tak? A dlaczego?

— Sporo Starych Galaktów zabrało się z nimi, w taki sam sposób, w jaki Wstręciuch podróżował ze mną. No, a Starzy Galakci, między innymi, umieli zrobić jedną rzecz, potrafili rozprzestrzeniać choroby na skalę masową. Tak jak my używamy herbicydów. Totalnie. Potrafili w ciągu tygodnia oczyścić przeciętnej wielkości planetę z każdej rzeczy, której tam nie chcieli. Więc jest bardzo nieprawdopodobne, żeby Jesterzy jeszcze raz tu się wybrali.

— No tak! — powiedziała Pilch.

— Ale jeśli do tego ma dojść, to Wstręciuch uważa, że powinni się pojawić w naszej okolicy za około osiemset lat. Dla niego to jest oczywiście bardzo krótki czas. Więc uważa, że powinien nas ostrzec.

— Wiesz, Trigger — powiedziała Pilch po krótkiej przerwie — chyba się z nim zgadzam, co do tego. I napiszę krótki raport na ten temat.

— Też uważam, że powinnaś. — Trigger uśmiechnęła się nagle. — Oczywiście, to może się skończyć tym, że ludzie uznają nas obie za nie ten-tego.

— Zaryzykuję — powiedziała Pilch. — Jeśli chodzi o mnie, to będzie nie pierwszy raz.

— Gdyby tamci się pojawili — powiedziała Trigger — to myślę, że tak czy owak powinniśmy ich pokonać. Zawsze jakoś sobie radziliśmy w tego typu sytuacjach. A poza tym...

Jej głos zamarł; zamyśliła się. Wpatrywała się przez chwilę w blat stołu, a potem spojrzała na Pilch.

— No dobrze — uśmiechnęła się — masz jakieś inne pytania?

— Kilka — powiedziała Pilch, pomijając milczeniem jej „a poza tym...”. Zastanawiała się chwilę. — Widziałaś go kiedykolwiek, gdy nawiązywał z tobą kontakt?

— Nie — odpowiedziała Trigger. — Zawsze wtedy spałam. Przypuszczam, że on upewniał się najpierw, że śpię. Wiesz, oni wyglądają jak jakieś pijawki. Myślę, że wiedział, że nie będę się czuła dobrze, gdy coś w tym rodzaju wpełza mi na szyję lub spełza z niej. Tak czy owak, nigdy nie pozwolił mi tego zobaczyć.

— Troskliwy maluch — powiedziała Pilch i westchnęła. — No dobrze, więc wszystko poszło całkiem nieźle, lepiej niż można było oczekiwać w swoim czasie. Pozostała intrygująca tajemnica, o której latami będzie się dyskutować w całej Piaście. Co takiego się wydarzyło na pokładzie zaginionego statku doktora Fayle'a, że spowodowało to powrót do życia tego szkaradnego superplazmoidu? Jakie równie tajemnicze wydarzenia doprowadziły później do jego śmierci w tej dziwnej konstrukcji, którą zbudował w podprzestrzeni? Co on tam planował zrobić? I tym podobne. — Uśmiechnęła się do Trigger. — No i bardzo dobrze!

— Zauważyłam, że przed wizytą dziennikarzy zamaskowano te wciąż widoczne fragmenty oryginalnej stacji — powiedziała Trigger. — Ktoś miał dobry pomysł!

— To ja. Zlikwidowaliśmy również hierarchię Devagasów i odebraliśmy Tranest Ermetyne'om. Dwa potencjalne ogniska zapalne! A nie wiesz, co się stało z twoim przyjacielem Plulym.

— Wiem. Grand Commerce wpisał go na czarną listę i stracił wszystkie swoje koncesje na transport. Za to jego córka wychodzi za mąż za młodego rozwijającego się biznesmena, który przypadkiem był pod ręką i posiadał wystarczająco dużo pieniędzy oraz kwalifikacje, żeby te koncesje przechwycić — roześmiała się. Teraz to będą Inger Lines. Bądź co bądź, sprytu im nie brakuje.

— Tak — przyznała Pilch. — Bądź co bądź. A wiesz, że Lyad Ermetyne zgłosiła się do nas dobrowolnie na resocjalizację, a potem całkiem zmieniła front i wstąpiła do Służby?

— Słyszałam — Trigger zawahała się. — Wiesz, Lyad złożyła mi rano krótką wizytę. Jakąś godzinę przed tobą?

— Tak podejrzewałam. Przyleciałyśmy na Maccadon tym samym statkiem.

* * *

Trigger była trochę zaskoczona, gdy otworzyła drzwi i zobaczyła stojącą za nimi Lyad Ermetyne. Zaprosiła ją do środka.

— Chciałam ci osobiście podziękować za te nagrania, które przysłałaś mi kilka miesięcy temu — oznajmiła Lyad jakby od niechcenia.

— Nie ma za co. Nie były mi do niczego potrzebne — powiedziała Trigger, również jakby od niechcenia.

Lyad przyglądała jej się przez chwilę.

— Szczerze mówiąc, Trigger Argee — powiedziała — wciąż nie czuję do ciebie specjalnej sympatii. Niemniej doceniam to, że oddałaś mi te nagrania. Postanowiłam więc wpaść i powiedzieć ci, że tak naprawdę, to nie mam również do ciebie żadnej pretensji.

Powściągliwie podały sobie ręce i Lyad poszła.

* * *

— Przyjechała tu z innego powodu — powiedziała Pilch. — Będzie finansować ekspedycję Mantelisha.

— O! Nie wiedziałem — zdziwiła się Trigger.

— To ma być jej zadośćuczynienie. Jej legalny majątek w Piaście jest, oczywiście, wciąż bardzo duży. Może sobie na to pozwolić.

— No cóż, jedno można o niej powiedzieć – ma gest!

— Taka już jest — przyznała Pilch. — Niezbyt często spotyka się kogoś, kto z taką werwą, jak ona, poddałby się całościowej terapii. Powiedziała kiedyś, przy jakiejś okazji, że musi znaleźć sposób, by być lepszą od ciebie.

— Tak?

— Tak. A nawiasem mówiąc, to jakie są twoje plany? Poza zamążpójściem, oczywiście.

Trigger założyła opalone ręce za głowę i uśmiechnęła się.

— Na razie nie mam żadnych — powiedziała. — Zwolniłam się z Prekolu. Dostałam kilka czeków od Federacji. Jeden z nich na pokrycie wydatków podczas tej awantury z plazmoidami, głównie bilet na „Dawn City”, a drugi jako wynagrodzenie za pięć tygodni służby w trudnych warunkach, tak przynajmniej oświadczyli. Znów mam więc około pięciu tysięcy koron, więc pomyślałam, że mogę sobie poleniuchować i takie tam, dopóki Quillan nie powróci z obecnego zadania.

— Rozumiem. A kiedy major Quillan wraca?

— Za miesiąc. Ale po prawdzie, to jest teraz kapitanem.

— O! A co się stało?

— Nieautoryzowana ingerencja w sytuację polityczną. Były rozkazy, żeby nie podejmować żadnych indywidualnych działań przeciw stacji plazmoidów. Niemniej, gdy on tam przybył i zobaczył komisarza w jakiejś dziwnej komie, i że mnie nie ma nawet na pokładzie, stracił głowę i przypuścił szturm na stację, obrzucając ją granatami. Plazmoidy wykończyłyby go, gdyby nie to, że większość plazmoidów, po wyłączeniu tego głównego, już zaczęła się też wyłączać. Inaczej szybko by się z nim załatwiły. Ten lunatyk miał po prostu szczęście, że termity nie dostały go, zanim dotarł w pobliże stacji.

— Termity? — zapytała Pilch.

Trigger opowiedziała jej o termitach.

— Uff! — westchnęła Pilch. — Nie słyszałam jeszcze o czymś takim. I za to go zdegradowali. To chyba nie w porządku.

— Muszą utrzymać dyscyplinę — stwierdziła Trigger z pobłażaniem. — Małpolud ma w tym zakresie pewne braki. Ale myślę, że wkrótce go awansują z powrotem. Nawiasem mówiąc, być może ja też wstąpię do Zwiadu Kosmicznego. Powiedzieli, że chętnie mnie przyjmą.

— I nie przypadkiem — podkreśliła Pilch. — Moja Służba również chętnie by cię przyjęła.

— Naprawdę — Trigger spojrzała na nią, zastanawiając się. — Musiałabym, zdaje się, przejść całościową terapię?

— Chyba tak — przyznała Pilch.

— No nie wiem. Może kiedyś. Ale jeszcze nie teraz. — Uśmiechnęła się. — Niech Lyad się wykaże. Prawdę mówiąc, tu się dzieje tyle interesujących rzeczy, że chciałabym się im trochę przyjrzeć, zanim znów wezmę się na serio za karierę zawodową. — Sięgnęła przez stół i poklepała Pilch po dłoni. — Pokażę ci jedną z nich, akurat to się dzieje tutaj. Widzisz to wielkie drzewo Mantelisha!

— Tę sekwoję?

— Tak. W zeszłym roku wyglądała tak kiepsko, że prawie namówiono profesora, żeby ją wyciął. Prawie nie było zielonych gałęzi.

Pilch osłoniła oczy i przyjrzała się górującej nad nimi koronie drzewa.

— Powiedziałabym, że jest w doskonałej kondycji — stwierdziła po zastanowieniu.

— Tak. I z każdym tygodniem jest coraz bardziej zielona. Mantelish wychwala jakiś nowy roztwór, którym podlewa korzenie. Widzisz tę wielką gałąź w kształcie litery L, sterczącą do góry, trochę powyżej połowy wysokości?

Pilch spojrzała jeszcze raz.

— Tak — powiedziała po chwili. — Chyba wiem, o którą ci chodzi.

— Zaraz obok tego miejsca, gdzie wykręca do góry, jest mała kępka zielonych gałązek.

— Tak, widzę je.

Trigger podała jej lornetkę.

— Obejrzyj to dokładnie — powiedziała.

— Widzę — powiedziała po chwili Pilch.

Trigger wstała i odwróciła się w stronę sekwoi. Złożyła ręce w trąbkę, przyłożyła do ust, nabrała powietrza i wrzasnęła:

— Heeej, Wstręciuchu!

Mantelish, w ogrodzie na dole, wyprostował się i rozejrzał ze złością. Potem zobaczył Trigger i uśmiechnął się.

— Heeej, Trigger! — krzyknął, po czym znów chwycił za szpadel.

Trigger patrzyła z boku na Pilch. Zobaczyła, jak ta się nagle wzdryga.

— O, Galaktyko — westchnęła Pilch. Wciąż się przypatrywała. — To jest niesamowite. On naprawdę wygląda jak mały zielony ludzik. — Opuściła lornetkę. Sprawiała wrażenie nieco oszołomionej.

— Ale tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. W ten sposób okazuje swoją sympatię.

— A co on tam robi?

— Przeniósł się na sekwoję, gdy tylko wróciliśmy — powiedziała Trigger. — Pewnie zostanie już tam na zawsze. To jest najbardziej odpowiednie miejsce dla Wstręciucha.

— Robicie to jeszcze... to znaczy, rozmawiacie?

— Nie. To jest zbyt duży wysiłek dla nas obojga. Dopiero na kilka dni przed przyjazdem tutaj dał ponownie znak życia. Tak się wyczerpał podczas spotkania z tym dużym plazmoidem.

— Ktoś jeszcze o nim wie?

— Nikt. Powiedziałabym komisarzowi, ale wciąż się wścieka o tę komę. Jeszcze by wziął i ściął sekwoję.

— Dobrze, w takim razie nie będę tego umieszczała w raporcie — powiedziała Pilch. — Nie daliby Wstręciuchowi spokoju!

— Wiedziałam, że mogę ci zaufać. Jest jeszcze jedna rzecz, bardzo interesująca.

— Tak? Co takiego?

— Oficjalny „super-tajny” cel ekspedycji Mantelisha, to oczywiście przeszukiwanie całego obszaru przestrzeni przy pomocy planetarnych detektorów plazmoidów. Ma to zapobiec przypadkowemu znalezieniu następnego obiektu typu Księżyc Plonów i aktywowaniu kolejnego władcy plazmoidów.

— Tak, wiem. Słyszałam o tym.

— To był pomysł Mantelisha — powiedziała Trigger. — On jest teraz bardzo przywiązany do tej sekwoi. Ustawił sobie pod nią wielką, wygodną kanapę, na której bardzo lubi sobie usiąść koło południa i na której lubi uciąć sobie małą drzemkę.

— Och, rozumiem — powiedziała Pilch. — A Wstręciuch stosuje swoje małe sztuczki?

— No właśnie. Dał Mantelishowi dokładne instrukcje. Z pewnością trafią na jeden z tych kompleksów produkcyjnych i powrócą z plazmoidami. No i wtedy przywiozą ze sobą coś, o czym nie będą wiedzieli.

Pilch spojrzała na nią.

— No powiedz!

Trigger uśmiechnęła się radośnie.

— Małą zieloną ludzikową.


KONIEC


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)