„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
Zewnętrzna powłoka, perfekcyjnie zsynchronizowana z prędkością statku, otworzyła się i zamknęła za nimi, zanim zbliżyli się do wewnętrznej powłoki. Ta również otwarła się szeroko, połykając ich, po czym zamknęła się szybko jak sprawnie działająca pułapka. Jordan ustawił stery w pozycji neutralnej i opuścił ręce, mrucząc coś do siebie. Wślizgnęli się i zatrzymali w doku, powoli osiadając. Wrócili do domu.
— Nie martwcie się — powiedział beztrosko Cameron. — Nie jesteście więźniami.
Jedynie Nona wydawała się niczym nie przejmować. Docchi od kilku godzin nie odezwał się ani słowem, a jego twarz przestała świecić. Anti nie było z nimi; wróciła do swojego zbiornika z kwasem. Było to konieczne z uwagi na pole grawitacyjne asteroidy.
Statek otarł się o coś łagodnie; wylądowali. Jordan mechanicznie wcisnął dźwignię, przerzucił przełączniki. Włazy, pasażerski i towarowy, stanęły otworem.
— Chodźmy — powiedział Cameron. — Myślę, że czeka na nas komitet powitalny.
Nawet on był zaskoczony tym, co zobaczyli. W niewielkiej kopule portu było więcej statków, niż zwykle zawija tu przez cały rok. Precyzyjny bałagan wojskowej dyscypliny dawało się odczuć w każdym miejscu. Uzbrojeni wartownicy stali po obu stronach rampy, a nieco dalej widać było oddziały wojska. Było niemal zabawne, jak bardzo niebezpieczni wydają się Radzie Medycznej.
Na końcu rampy ustawiono wielki telekom. Jeśli rozmiar coś znaczył, ktoś mógłby pomyśleć, że to jest jakieś nadzwyczajne wydarzenie. Z ekranu, w rozmiarze większym niż naturalny, spoglądał z aprobatą radca medyczny Thorton.
— Dobra robota, doktorze Cameron — powiedział, gdy pochód ze statku zatrzymał się. — Byliśmy bardzo zaskoczeni ucieczką naszych powypadkowych i pana jednoczesnym zniknięciem. Jeśli udało nam się poskładać te kawałki do kupy, zrobił pan to umyślnie. Piękny przykład szybkiej orientacji, doktorze. Zasługuje pan na uznanie.
— Pomyślałem sobie, że to moja wina, iż pozwoliłem im zabrnąć tak daleko. Musiałem ich powstrzymać.
— Nie wątpię, że tak było. Ale pan odpokutował... odpokutował pan. Przepraszam, że nie mogę być tam osobiście, by panu pogratulować, ale wkrótce przybędę. — Radca medyczny zawahał się. — Z początku opinia publiczna była zła, bardzo zła. Doszliśmy do wniosku, że niemądrze byłoby ukrywać wszystko. Oczywiście przekaz spowodował, że ukrywanie czegokolwiek stało się niemożliwe. Szczęśliwie w samą porę pojawiło się odkrycie napędu grawitacyjnego. Gdy to ogłosiliśmy, sympatie zaczęły się przechylać na naszą stronę. Nie będę przed panem ukrywał, że ogólny wynik jest dla nas korzystny.
— Miałem nadzieję, że tak będzie — powiedział Cameron. — Nie chcę, żeby stała się im jakaś krzywda. Oni wszyscy są tacy narażeni na ciosy. Zwłaszcza Nona, ze względu na jej stan. Zastanawiałem się trochę, jak do niej podejść...
— Jestem tego pewien. — Radca uśmiechnął się nieznacznie. Niech pan nie pozwoli opanować się emocjom. W odpowiednim czasie porozmawiamy o niej. Na razie proszę dopilnować, żeby ona i pozostali powypadkowi znaleźli się na swoich zwykłych miejscach. Niech pan wezwie od razu Docchiego do swojego gabinetu. Powinien być przesłuchany na osobności.
Żądanie zdziwiło Camerona i w jego głowie pojawiła się niepewność.
— Zaraz! Jest pan pewien, że chce pan Docchiego? On jest inżynierem, ale...
— Żadnych sprzeciwów, doktorze — powiedział ostro Thorton. — Czekają ważni ludzie. Niech pan nie psuje u nich swojej dobrej opinii. — Telekom pokrył się czernią.
— No, to słyszał pan, doktorze Cameron. — Stojący obok oficer był bardzo uprzejmy. Mógł sobie na to pozwolić, mając na mundurze trzy wielkie planety.
— Słyszałem — odparł z irytacją Cameron. — Nie chcę dyskutować z władzami, ale skoro już jestem odpowiedzialny za to miejsce, to muszę zażądać, by pan zapewnił ochronę tej dziewczynie.
— Pan jest odpowiedzialny? — wycedził oficer. — Bo wie pan, ja mam takie wrażenie, że to ja tutaj dowodzę. Dostałem rozkaz, żeby zastąpić pana aż do odwołania. A takowego nie było. — Rozejrzał się dookoła po swoich ludziach i kiwnął palcem. — Poruczniku, dopilnuje pan, by ten mały facecik, Jordan – tak się chyba nazywa, został dostarczony do głównej kopuły. A tę młodą damę może pan odprowadzić do jej pokoju, czy gdzie tam ona mieszka. I niech się pan zbytnio z nią nie zaprzyjaźnia bez zachęty. — Uśmiechnął się protekcjonalnie do Camerona. — Jest jeszcze coś, co mogę zrobić, ku zadowoleniu kolegi dowódcy?
Cameron spojrzał na strażników. Byli wszędzie dookoła, elegancko umundurowani, w gotowości. Nic nie wskazywało na to, żeby ci w pobliżu, słyszący tę rozmowę, byli w jakiś sposób rozbawieni. Byli doskonale zdyscyplinowani.
— To wszystko, generale — odrzekł z kamienną twarzą. — Proszę nie spuszczać jej z oczu. Jest pan za nią odpowiedzialny.
— Jestem — potwierdził uprzejmie oficer, mrugając do porucznika. — Ruszać się.
*
W biurze, na ekranie, z niecierpliwością oczekiwał na Camerona radca medyczny Thorton. Taka postawa pasowała do niego tak dobrze, jak gdyby wypróbował wiele innych i odkrył, że lekko skrywana arogancja jest najodpowiedniejsza dla osobowości zapracowanego wyższego urzędnika.
— Będziemy u was za dwie godziny — oznajmił natychmiast. — Mam tu na myśli kilkoro członków rządu, naukowców i kilku czołowych przemysłowców. Ich czas jest cenny, więc skoncentrujmy się na tym grawitacyjnym interesie. — Spojrzał na dowódcę. — Generale Judd, to będą sprawy techniczne. Nie sądzę, żeby był pan zainteresowany.
— Oczywiście, sir. Postawię na zewnątrz wartowników.
Radca milczał, dopóki drzwi nie zamknęły się za generałem.
— Usiądź, Docchi — powiedział z nieoczekiwaną troską i poczekał, aż ten zajmie miejsce. — Mogę tylko ci współczuć. Wszystko było w zasięgu ręki... a teraz powrót tutaj. No cóż, rozumiem, co czujesz. Ale skoro już tu jesteś, powinniśmy chyba ustalić, co można zrobić dla ciebie.
Docchi spojrzał na ekran. Plamka światła pulsująca na jego policzku nagle rozbłysła na całą twarz.
— Pewnie może pan coś zrobić — odpowiedział bez zastanowienia. — Tylko co z oskarżeniami o kradzież? Przecież ukradliśmy statek.
— To formalność — zadeklarował radca z gorliwą prostotą. — Biorąc pod uwagę odkrycie, czy też ponowne odkrycie napędu grawitacyjnego, nikt nie będzie się przejmował przestarzałym statkiem. W jaki sposób miałbyś sprawdzić swoje teorie, jeśli nie w bezpośrednim locie? Nie chciałbym cię zwodzić — słodkim głosem namawiał radca — ale z medycznego punktu widzenia nie możemy zrobić nic więcej, niż już zrobiliśmy. Niemniej znalazłbyś się w centrum bardziej odpowiedniego towarzystwa. Przyjaciele, praca, co tylko zechcesz. W zamian oczekujemy oczywiście współpracy.
— Zaraz, zaraz — powiedział Cameron, podchodząc do ekranu i stając wprost przed nim — pan chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki jest udział Docchiego...
— Niech pan się nie wtrąca. — Thorton spojrzał groźnie na Camerona. — Chcę od razu zawrzeć porozumienie. To zrobi bardzo dobre wrażenie, jeśli pokażemy tym sławnym ludziom, jak dobrze pracujemy z naszymi pacjentami. Dobrze! Docchi, jak dużo z tego napędu, możesz przygotować na papierze, zanim wylądujemy?
— On nic nie może — podniósł głos Cameron. — Próbowałem to panu powiedzieć. On nie wie...
— Uważaj — krzyknął Thorton, ale już było za późno.
Kolana Camerona ugięły się, a nogi skurczyły w bólu. Docchi kopnął ponownie. Lekarz upadł. Docchi wycelował jeszcze raz dzikie uderzenie stopą, trafiając Camerona w tył głowy. Krew poszła lekarzowi z ust i znieruchomiał.
— Docchi — zaskrzeczał Thorton, ale odpowiedzi nie było.
Docchi uderzył ciałem w drzwi i znalazł się na zewnątrz. Generał Judd opierał się o ścianę, bezmyślnie rozglądając dookoła. Docchi opuścił głowę i zaszarżował na niego. Miotacz wypadł tamtemu z kabury i upadł na podłogę. Docchi bez namysłu rąbnął w niego nogą i uciekł.
Judd wstał i podniósł broń. Wycelował w sylwetkę uciekającego i byłby nacisnął spust, gdyby nie to, że broń jakoś inaczej leżała mu w dłoni. Opuścił ją i szybko sprawdził uszkodzony mechanizm. Spocił się, wsuwając ostrożnie broń do kieszeni bluzy.
Z gabinetu Camerona rozległy się stłumione, coraz gwałtowniejsze krzyki. Generał wpadł do środka.
Radca medyczny na ekranie przewiercił go wzrokiem.
— Widzę, że pozwolił pan mu uciec — powiedział.
Sponiewierany oficer obciągnął mundur.
— Przepraszam, sir. Nie sądziłem, że jest w nim tyle życia. Natychmiast podniosę alarm.
— To już nie ma znaczenia. Ocućcie tego człowieka.
Generał nie był zaznajomiony z metodami reanimacji, ocalanie życia nie leżało w jego gestii. Niemniej po kilku minutach Cameron odzyskał przytomność, chociaż był nieco oszołomiony.
— No dobrze, doktorze, jeśli nie Docchi, to kto wie cokolwiek o napędzie grawitacyjnym?
Cameron potrząsnął głową jak pijany.
— Łatwa pomyłka — powiedział. — Napęd zaczął działać sam, bez naszego udziału. Jak, dlaczego, kto to zrobił? Przede wszystkim kto? Ja odpadam, jestem lekarzem, nie fizykiem. Jordan, w najlepszym przypadku to zwykły mechanik. Pozostaje Docchi, bo jest inżynierem — urwał, by obetrzeć sobie krew z policzków.
— Na litość boską, niech pan powie — powiedział Thorton. — Przecież nie...
— Nie — oznajmił Cameron z cichą satysfakcją. — Anti też nie. Pozostaje jedna osoba. Mała, głucha i niedorozwinięta debilka, którą psycholodzy nawet nie zawracali sobie głowy.
— Nona? — zapytał Thorton z niedowierzaniem.
— Przecież mówię — powiedział Cameron i zaczął opowiadać dalej, ze szczegółami.
— Rozumiem. Przegapiliśmy tę możliwość — stwierdził radca ponuro. — Żaden geniusz inżynierii. Zamiast tego dziwny telepatyczny zmysł dziewczyny. To stawia całą sprawę w innym świetle.
— Niemniej to wcale nie jest takie trudne — oznajmił Cameron, pocierając guz z tyłu głowy. Włosy miał potargane, pozlepiane krwią. — Nie powie nam, jak to zrobiła. Będziemy musieli znaleźć to eksperymentalnie, ale nie ma w tym żadnego niebezpieczeństwa. System monitorujący może zawsze kontrolować napęd.
Radca zaśmiał się, trzęsąc i kołysząc w fotelu.
— System monitorujący jest wart tyle co nic. Próbowaliśmy już go użyć. Przez jakąś mikrosekundę wydawało się, że przejmuje kontrolę, tak jak to zawsze się działo na innych jednostkach, a potem generator grawitacji wyślizgiwał się. Doszliśmy do wniosku, że Docchi znalazł sposób na odblokowanie obwodów sterowania.
— Ale to nie Docchi przekazał komputerowi, jak to zrobić.
— Myśląc, że to Docchi, doszliśmy do pewnych wniosków — warknął radca zmęczonym głosem. — Docchi był tu najbardziej sensowny i tyle. Normalny człowiek mógł zrobić tylko jedną rozsądną rzecz – wrócić i zdyskontować swoje odkrycie. — Potrząsnął głową z odrazą. — Ale czemu ona wróciła, tego zupełnie nie rozumiem.
— A nie sądzi pan...? — zaczął Cameron i ugryzł się w język.
— O Boże, jasne, że tak — radca medyczny uderzył pięścią w blat. — I Docchi to wie. Dowiedział się tego tutaj, w tym pomieszczeniu, a my mu to powiedzieliśmy. Gdy tylko to zrozumiał, uciekł.
Na twarzy Thortona pojawiła się panika i niemal natychmiast ustąpiła, stłumiona przez długi nawyk szybkiego podejmowania decyzji. — Mogła zabrać statek, gdziekolwiek by zechciała, a my nie moglibyśmy jej powstrzymać. Skoro przybyła tutaj dobrowolnie, jest oczywiste, czego pragnie – asteroidy.
Radca próbował odepchnąć się od ekranu.
— Czy pan w ogóle myśli, generale? Między generatorami grawitacji nie ma żadnej istotnej różnicy z wyjątkiem ich rozmiaru i mocy. To, co zrobiła na statku, może z łatwością zrobić i tutaj.
— Bez obaw — odpowiedział zdumiony oficer. — Złapię ją. Znajdę tę dziewczynę, a także Docchiego.
— Nim niech się pan nie przejmuje — dławił się radca. — Nieważne, jak pan to zrobi. Niech pan natychmiast schwyta tę Nonę, bez zwłoki.
Czas na to już wszelako minął. Wielka kopuła nad ich głowami zatrzęsła się i zazgrzytała w swoich licznych wiązaniach. Jej konstrukcja poddana nieprzewidzianym naprężeniom jednak wytrzymała. Mały świat zadrżał i z jękiem poskarżył się na miejsce, w którym przebywał zbyt długo. Wszystko się zmieniało – asteroida opuszczała swoją dotychczasową orbitę.
.Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.
These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.