home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

4

— To nie do mnie. To nie leży w moich kompetencjach. Przełączę panią do podsekretarz Rozan — powiedział szef działu kadr maccadońskiego biura Prekolu.

Trigger zamrugała oczami.

— Pod... — zaczęła, ale on już się wyłączył.

Popatrzyła na ComWeb, czując się lekko wstrząśnięta. Chciała jedynie zgłosić prośbę o przeniesienie! Podsekretarz Rozan była w Prekolu jedną z „wielkiej czwórki”. Przez chwilę Trigger opanowało niesamowite uczucie. Jakieś dziwne szaleństwo rozprzestrzeniało się złośliwie po Piaście. Postanowiła o tym nie myśleć.

Na ekranie pojawiła się blond bizneswoman. Mogła mieć około trzydziestu pięciu lat.

— Rozan — powiedziała, uśmiechając się chłodno. — Pani jest Trigger Argee. Słyszałam o pani. Ma pani jakiś problem?

— Żadnego — powiedziała Trigger. Patrzyła na nią, zastanawiając się. — Przełączyli mnie do pani z działu kadr.

— Taką mają instrukcję — powiedziała Rozan. — Proszę powiedzieć, o co chodzi.

— Jestem obecnie na delegacji.

— Wiem.

— Chcę prosić o przeniesienie mnie z powrotem do poprzedniej pracy. Na Manon.

— Ma pani prawo — powiedziała Rozan. Odwróciła się bokiem, przyciągnęła faks i podłączyła go do ComWebu. Spojrzała na biurko Trigger.

— Pani faks jest podłączony, widzę. Potrzebny będzie podpis i odcisk kciuka.

Włożyła formularz w szczelinę faksu. Przesunęła go dwa razy, gdy Trigger składała podpis i odcisk kciuka na swoim, po czym wyciągnęła.

— Prośba zostanie rozpatrzona niezwłocznie, pani Argee. Do widzenia.

Niezbyt gadatliwa, ta Rozan.

Nie gadatliwa, ale okazała się słowna. Trigger właśnie zaczęła jeść lancz, gdy rozległ się dźwięczny sygnał biurowego odbiornika poczty podprzestrzennej. Sięgnęła do środka, wyjęła płaski plastikowy pojemnik i otworzyła. Papier w środku okazał się być jej podaniem o przeniesienie. Na dole formularza widniał stempel „Załatwiono odmownie”, a następnie podpis: „Sekretarz Departamentu Prekolonizacji, Ministerstwo Administracji, Evalee”.

Wzrok Trigger przesuwał się z niedowierzaniem z podpisu na te dwa słowa i z powrotem. Zadali sobie tyle trudu, by uzyskać ten podpis na Evalee, żeby było jasne, że żadne odwołania w tej sprawie nie wchodzą w grę. Prekol nie przeniesie jej z powrotem na Manon. Decyzja była ostateczna. I wtedy zauważyła, że do podania jest podpięta druga kartka, na której skreślono odręcznie kilka słów: „Zgodnie z instrukcją komisarza Tate” i podpis „Rozan”. Poniżej widniał jeszcze końcowy dopisek: „Proszę zniszczyć tę notatkę”.

Trigger zmięła podanie w ręku. Drugą ręką sięgnęła do ComWebu.

Powstrzymała się. Bezpośredni impuls nakazał jej wysłać natychmiastową rezygnację do Prekolu. Lecz coś, jakiś niewyraźny ostrzegawczy dreszcz, zwrócił jej uwagę, że to może być bardzo niekorzystne posunięcie.

Usiadła z powrotem, by wszystko przemyśleć.

Było bardzo prawdopodobne, że podsekretarz Rozan bardzo nie lubiła Holatiego Tate'a. Wiele grubych ryb z ministerstwa nie lubiło Holatiego Tate'a. Nie raz nastąpił każdemu na odcisk – należało im się, niemniej nastąpił. Ministerstwo nie ustąpiłoby na cal, tylko dlatego, że tak sobie akurat życzył komisarz Tate.

Jego instrukcje musiał więc popierać ktoś jeszcze.

Trigger potrząsnęła głową z rezygnacją.

Tym kimś, kto mógł wydawać instrukcje Departamentowi Prekolonizacji, mogła być jedynie Rada Federacji!

Z jakiej racji jednak Federacja miałaby się interesować tym, co robi Trigger Argee? Z jej gardła wydostał się cichy jęk protestu.

Siedziała przez chwilę ogarnięta strachem.

Strach tak naprawdę nie minął, ale powoli wsiąknął w nią. A po wierzchu wróciła zdolność myślenia.

Załóżmy, że to prawda, powiedziała sobie. Bez sensu, ale wszystko inne jest jeszcze bardziej bez sensu. Po prostu przyjmijmy, że tak jest. Pomyślmy praktycznie. Nie pytajmy dlaczego...

Problem staje się wtedy bardzo prosty. Ona chce na Manon. Federacja – albo coś niewyobrażalnego w tym momencie, ale siłą i wpływami porównywalne do Federacji – chce, żeby tu pozostała.

Rozprostowała podanie, odłączyła notatkę Rozan, podarła ją i wrzuciła strzępy do otworu na odpady. Ten obowiązek zniknął. Innych obowiązków nie miała. Lubiła Holatiego Tate'a. Gdy już to wszystko zostało wyjaśnione, stwierdziła, że wciąż go lubi. W tej chwili nie była mu nic winna.

No dobrze. Załóżmy, że oni jeszcze nie zablokowali oczywistej drogi na Manon. Wszystkich dróg zablokować nie można; to było niemożliwe. Mogli jednak z powodzeniem obserwować ją, czy po prostu nie wstaje i nie wychodzi. I mogli z powodzeniem być przygotowani na podjęcie bezpośredniej akcji, by ją powstrzymać przed tym.

Zdecydowała, że opuści szkołę w ten sam sposób, w jaki robiła to dotychczas, gdy nie chciała, by ją widziano. To nie powinno stwarzać szczególnej trudności.

A gdy już będzie na zewnątrz, co dalej?

W zasadzie, powinna znaleźć środek transportu. A to – ponieważ nie miała zamiaru spędzić w podróży kilku miesięcy, a także, jako prywatny obywatel, nie miała najmniejszej szansy dostania się na pokład statku Federacji lecącego na Manon – będzie bardzo kosztowne. Najprawdopodobniej pochłonie wszystkie jej oszczędności. W obecnej sytuacji koszty jednak nie były najważniejsze. Jeśli Prekol odmówi przyjęcia jej z powrotem do pracy, gdy już się znajdzie na Manon, z chęcią przyjmą ją oddziały licznych przedsiębiorstw przemysłowych, szykujących się do rozpoczęcia działalności, gdy tylko planeta zostanie ostatecznie otwarta. Już w tej chwili zdążyła odrzucić kilkanaście ofert z obietnicą znacznie wyższego wynagrodzenia niż jej obecne.

Czyli... musi wydostać się z kampusu, przejść publicznym portalem do centrum Ceyce, znaleźć terminal ComWebu, zadzwonić do biura podróży Grand Commerce i zapytać o najwcześniejszy lot podprzestrzenny na Manon.

Zarezerwuje koję na pierwszy szybki statek na Manon. Na nazwisko... – pomyślmy – ...na nazwisko Birny Drellgannoth, swojej przyjaciółki z dzieciństwa, gdy miały po dziesięć lat. Ponieważ Manon wciąż było zarządzane przez Prekol, nie będzie miała problemu z dokładną identyfikacją, jak w przypadku rezerwacji przelotu na niektóre światy członkowskie.

Biuro podróży dostanie więc jej odcisk kciuka. Tego nie mogła uniknąć. Niemniej na Maccadonie składano miliony odcisków kciuka na godzinę. Gdyby ktoś zaczął szukać między nimi jej odcisków, zajęłoby mu to całkiem sporo czasu.

Następny punkt – oddział Banku Maccadońskiego w Ceyce. Szczęśliwie wszystkie swoje operacje bankowe, od czasu, gdy była nastolatką, robiła w Ceyce, gdyż chcąc podjąć wszystkie oszczędności, będzie musiała pokazać się tam osobiście. Nie powinna więc zwlekać z pójściem do banku. To było jedno z miejsc, gdzie przypuszczalni poszukiwacze powinni jej oczekiwać.

W banku mogłaby zapłacić za bilet. Potem kupi trochę odzieży i walizkę na podróż...

I w końcu, w jakimś dużym hotelu średniej klasy, przeczeka po cichu do momentu, kiedy będzie mogła wejść na pokład statku.

Plan wydawał się optymalny. Prawdopodobnie nie był odporny na głupie przypadki. Niemniej próby opracowania planu odpornego byłyby stratą czasu w sytuacji, gdy nie wiedziała przeciwko komu występuje. Ten umożliwiał jej przynajmniej dobry start i znaczną przewagę.

Kiedy wyruszyć?

Natychmiast, zdecydowała. Komisarz Tate został prawdopodobnie powiadomiony, że wystąpiła o przeniesienie i że jej odmówiono. Znał ją za dobrze, by nie zacząć czegoś podejrzewać, jeśli zobaczy, że przyjęła to bez protestu.

Połączyła się ze swoją sekretarką.

— Wychodzę już z biura — powiedziała. — Są jeszcze jakieś pilne sprawy?

Pytanie było całkiem bezpieczne. Pocztę i rachunki podpisała przed lanczem.

— Nie, panno Farn.

— Dobrze — powiedziała Ruya Farn. — Jeśli ktoś będzie coś do mnie miał, to w ciągu najbliższych trzech, czterech godzin będę na dole w bibliotece lub na zewnątrz, nad jeziorem.

Gdyby ktoś miał ochotę jej poszukiwać, to dawało dwa raczej duże obszary – zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że powinien uwzględnić również teren pomiędzy tymi dwoma punktami.

Kilka minut później Trigger, nucąc coś beztrosko pod nosem, weszła bez pośpiechu do swojego pokoju i zrobiła krótki przegląd. Miała trochę osobistych drobiazgów, które chciałaby ze sobą zabrać, niemniej mogła po nie posłać z Manon.

Przede wszystkim zabierze dentona. Mały miotacz był dodatkowo wyposażony w bardzo precyzyjny paralizator, a znany ze swojej sumienności, zacny Runser Argee, zanim go podarował swojej córce, dokładnie ją poinstruował, jak go używać. Nigdy nie miała okazji, by skierować paralizator na istotę ludzką, ale używała go przeciw zwierzynie. Trigger już zdecydowała, że jeśli ta szpiegowska afera stanie się zbyt realistyczna, nie zawaha się użyć broni w razie potrzeby.

Wsunęła dentona do bocznej kieszeni lekkiego płaszcza przeciwdeszczowego, przewiesiła płaszcz przez ramię, obok płaszcza przewiesiła swoją torebkę, chwyciła kapelusz przeciwsłoneczny i wyszła.

Stołówki Szkoły Kolonialnej znajdowały się w podziemiach. Jeżeli ochrona nie została znacznie zmodyfikowana od czasu, gdy Trigger ukończyła studia, można było tamtędy niepostrzeżenie wydostać się z kampusu.

Na tyle, na ile mogła to stwierdzić, nic się tutaj nie zmieniło. Cały poziom kuchenny wyglądał tak znajomo, że przez chwilę ogarnęła ją nostalgia. Rozgadane grupy studentów wędrowały korytarzami pomiędzy magazynami, kuchniami i wytwórniami. Wielka jadalnia, jak Trigger zauważyła przechodząc, rozsiewała te same smakowite zapachy, co kiedyś. Dzwonki zasygnalizowały koniec przerwy, a z głośników rozległy się polecenia kierujące grupy do różnych sal. Kilku umundurowanych członków straży uniwersyteckiej kręciło się w okolicy – głównie po to, by pomóc zagubionym nowicjuszom.

Trigger wyszła na równie znajomą, ogromną, jasno oświetloną rampę przeładunkową. Około sześćdziesięciu, siedemdziesięciu wielkich cylindrycznych ciężarówek unosiło się obok rampy. Większość z nich pozbywała się swego ładunku. Niektóre wciąż czekały na rozładowanie.

Trigger poszła niespiesznie wzdłuż rampy. Trzymając się z tyłu i obserwowała ruchy dwóch strażników obecnych na rampie. Wybrała cztery już opróżnione pojazdy i starała się ocenić, który z nich jest już gotowy do odjazdu.

Kierowca najdalszego stał na tyle swojego pojazdu, kilka stóp powyżej rampy. Gdy Trigger zrównała się z nim, popatrzył na nią taksującym wzrokiem. Był to wielki młody mężczyzna z czarnymi potarganymi włosami i pożądliwym spojrzeniem. Uśmiechnął się bardzo nieznacznie. Znał zwyczaje studentów Szkoły Kolonialnej.

Trigger uniosła lewą rękę na kilka cali, pokazując trzy palce. Jego uśmiech poszerzył się. Potrząsnął głową i uniósł obie ręce w ten sam sposób. Osiem palców.

Trigger zmarszczyła brwi, zatrzymała się i spojrzała wzdłuż szeregu ciężarówek. Jeszcze raz podniosła lewą rękę, cztery palce i kciuk.

Kierowca pokazał kółko palcem wskazującym i kciukiem. Zgadza się na pięć maccadońskich koron. To była zwyczajowa stawka za nieautoryzowany wyjazd z kampusu.

Trigger powędrowała na koniec rampy, zawróciła i poszła z powrotem, wciąż nie spiesząc się, ale teraz już skrajem podestu. Trochę dalej inna ciężarówka otworzyła się z trzaskiem i wysypał się z niej strumień skrzyń przerzucanych polem siłowym na podstawiony transporter magazynowy. Strażnik w pobliżu odwrócił się, żeby popatrzeć. Trigger zrobiła sześć szybkich kroków i podeszła do swojego kierowcy.

Podał jej rękę, by pomóc wejść. Wsunęła mu w dłoń monetę.

— Z przodu — szepnął chrapliwie. — Za siedzenie kierowcy i schowaj się. Dokąd?

— Najbliższy portal publiczny.

— Da się zrobić — uśmiechnął się i pokiwał głową.

Dwadzieścia minut później Trigger była w śródmieściu w budce ComWebu. Po drodze dokonała małej modyfikacji swoich planów i zatrzymała się w sklepie kilka bram wcześniej, gdzie zaopatrzyła się w sukienkę, dobraną starannie w taki sposób, żeby się nie wyróżniać na ulicy oraz chustkę. Przebrała się, a kampusowy strój spakowała do pudełka depozytowego i za jedną koronę przesłała do miejskiej przechowalni, otrzymując w zamian kwit z numerem. Przyszło jej do głowy, że lepiej unikać możliwości przypadkowego schwytania w łapance studenckiej, gdyby Doktor Plemponi nagle dzisiaj stwierdził, że w mieście wałęsa się obecnie znacznie więcej studentów, niż na to pozwalają warunki zapewnienia im bezpieczeństwa.

Albo, pomyślała, gdyby się okazało, że ktoś zatęsknił za Trigger Argee.

Zarzuciła płaszcz na ramiona i schowała swoje białe włosy pod chustką. Wrzuciła monetę w otwór automatu. Zaświecił się ekran. Wywołała biuro podróży Grand Commerce.

Czekając, stwierdziła, że jak na razie, to jest z siebie dość zadowolona. W ciężarówce doszło do krótkiej dyskusji z kierowcą, który, jak się okazało, miał własny pomysł na modyfikację planów Trigger – komplikacja z którą często spotykała się też w czasach studenckich. Zazwyczaj nie wywiązywał się z tego zbyt poważny spór. Kierowcy mający do czynienia ze Szkołą Kolonialną wiedzieli, albo zostali pouczeni w jednej czy dwóch bolesnych lekcjach, że obowiązkowe zajęcia samoobrony u Mihul wpajają tendencję do niezbyt dziewczęcych metod zniechęcania, jeśli propozycje są zbyt nachalne.

Ekran rozjaśnił się. Pracownik biura podróży, słysząc cel podróży, rzucił szybkie spojrzenie na tanią sukienkę Trigger. Ale jego twarz nie wyrażała niczego. Tak, „Dawn City” opuszcza port Ceyce jutro wieczorem, kierując się na Manon. Tak, to jest ekspres podprzestrzenny, jeden z najnowszych i najszybszych. Znów prześlizgnął się oczami po jej sukience. Mógł dodać, że jeden z najbardziej luksusowych. Będą jedynie dwa przystanki w Piaście poza Maccadonem – na Evalee i Garth. A potem wynurzy się od razu na Manon, o ile oczywiście nie napotka burzy grawitacyjnej, która zmusi go do czasowego wynurzenia gdzieś po drodze. Średni czas przelotu dla „Dawn City” wynosi jedenaście dni, najdłuższy czas wyniósł szesnaście.

— Ale niestety, proszę pani, niewiele już kabin pozostało i... obawiam się, że nie najlepszych. — Zrobił przepraszającą minę. — Od trzech miesięcy wyprzedajemy wszystkie miejsca na Manon.

— Myślę, że jakoś wytrzymam — powiedziała Trigger. — Ile kosztuje najtańszy bilet?

Sprzedawca odchrząknął cicho i powiedział jej.

Była na to przygotowana, ale i tak nie mogła się powstrzymać, żeby nie zamrugać. Było to więcej, niż oczekiwała. Dużo, dużo więcej. W rzeczywistości pozostawiało to, ze wszystkich jej oszczędności, dokładnie sto dwadzieścia sześć koron, plus monety w torebce.

— Jakieś dodatkowe koszty? — zapytała nieco chrapliwie.

Wzruszył ramionami.

— Podróżny hibernator — powiedział niedbale. — Dziewięćset koron za trzy okresy zanurzeniowe. Ale hibernator jest oczywiście opcjonalny. Niektórzy pasażerowie wolą być przytomni w podprzestrzeni. — Uśmiechnął się, raczej sadystycznie, jak orzekła Trigger, po czym dodał: — Dopóki sami tego nie doświadczą.

Trigger pokiwała głową. Miała za sobą już całkiem sporo takich doświadczeń. Nie przepadała szczególnie za podprzestrzenią – nikt nie przepadał – ale poza okazjonalnymi zawrotami głowy i mdłościami na samym początku, nie miała z tym większych problemów. Wiele osób miewało halucynacje, napady paniki lub wręcz okropnie chorowało.

— I to wszystko? — zapytała.

— Zazwyczaj napiwki i tym podobne — powiedział sprzedawca. Spojrzał na nią zdziwiony. — Chce... Życzy pani sobie zrobić rezerwację?

— Pani sobie życzy — zimno oświadczyła Trigger. — Jaki jest termin wykupienia?

Powiedział jej, że musi wykupić bilet najpóźniej godzinę przed startem. Jeśli tego nie zrobi, miejsce zostanie sprzedane komuś z listy oczekujących.

Opuściła budkę, zastanawiając się. Jest o tyle dobrze, że „Dawn City” odleci przed upływem dwudziestu sześciu godzin. Nie będzie musiała wydać zbyt dużo z pozostałego kapitału, zanim opuści Maccadon.

Nie będzie jadła, podjęła decyzję. Śniadanie zawarte w cenie hotelowego noclegu musi jej wystarczyć.

Poza tym, to nie musi być hotel średniej klasy.

W Banku Maccadońskim nikt na nią oczywiście nie czekał. Co prawda, odkąd ta szacowna instytucja zajmuje cały kwartał miejski, z wejściami znajdującymi się, poczynając od poziomu ulicy, na pięćdziesięciu ośmiu piętrach, musiałaby na nią czekać niewielka armia. Przy kasie czekała ją procedura identyfikacyjna, ale pojawiło się inne rozwiązanie. Siedem lat temu, gdy Runser Argee zmarł nagle i musiała pozałatwiać jego sprawy, starszy siwowłosy pracownik banku, z którym to załatwiała, poczuł do niej jakąś ojcowską sympatię. Gdy zobaczyła, że wciąż tu pracuje, nabrała pewności, że wszystko pójdzie dobrze.

I tak też się stało. Tamten nie patrzył na nią do momentu, gdy podsunęła mu swój podpis i dowód osobisty Federacji. Wtedy poderwał głowę. Oczy mu się zaświeciły.

— Trigger! — poderwał się z krzesła. Wyciągnął rękę. — Cieszę się, że cię widzę. Słyszałem o tobie.

Podała mu rękę, a potem przyłożyła palec do warg.

— Jestem tutaj incognito — powiedziała po cichu. — Możemy to załatwić dyskretnie?

Jego bladoniebieskie oczy rozszerzyły się lekko, ale o nic nie zapytał. Nazwisko Trigger Argee było znane dość szeroko, zwłaszcza na jej rodzinnej planecie. A, o ile pamiętał, Trigger nie była dziewczyną przepadającą za światłami reflektorów.

— Oczywiście — skinął głową. Zmierzył podejrzliwie najbliższych klientów, a potem spojrzał na to, co Trigger napisała. Zmarszczył brwi. — Wszystko? Chyba nie opuszczasz Ceyce na zawsze?

— Nie — powiedziała Trigger. — Wrócę z powrotem. Po prostu chwilowa potrzeba.

Nic więcej nie wyjaśniała. Cztery minuty później miała swoje pieniądze. W ciągu następnych trzech minut, jako Birna Drellgannoth, zapłaciła za bilet na „Dawn City” i zdeponowała odcisk kciuka dla biura podróży. Po przeliczeniu pozostało jej niecałe sto trzydzieści osiem koron.

Niestety kolacji nie będzie. Potrzebowała walizkę i ubranie na zmianę. A potem najlepiej będzie nie ruszać się z hotelu.

Ruch uliczny wokół banku nie był zbyt duży, ale gdy doszła do galerii handlowej dwa kwartały dalej, zagęścił się. Maszerując raźno, ale bez pośpiechu, zdecydowała, że jej się udało. Realną szansę schwytania jej mieli jedynie w banku. A stary kasjer nic nie powie.

Pół kwartału dalej za galerią, grupa kosmonautów na przepustce szła ze śmiechem w jej kierunku, rozpięte mundury, trzy miejscowe dziewczyny poprzytulane między nimi, wszyscy mocno rozbawieni. Trigger usunęła się na skraj chodnika, by ich przepuścić. Gdy znaleźli się po jej lewej stronie, na krawężniku po prawej pojawił się cień siadającego latacza.

Z głośnymi okrzykami powitania i wybuchami śmiechu grupa otoczyła ją ciasno. Ciała wokół stłoczyły się, a jakaś ręka zakryła jej usta. Inne ręce chwyciły ją za ramiona. Jej stopy oderwały się od ziemi i natychmiast uświadomiła sobie, że w profesjonalny sposób jest przesuwana do przodu.

Zaraz potem znalazła się w lataczu, na pół bokiem ponad tylnym siedzeniem, a dwie bardzo silne dłonie przytrzymywały z tyłu jej przeguby. Nabrała powietrza, by wrzasnąć, gdy drzwi zatrzasnęły się za nią, odcinając radosne „ha-ha-ha” i inne hałasy z zewnątrz.

Latacz zakołysał się niestabilnie i wzbił w górę.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)