home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

5

Mężczyzna trzymający Trigger za nadgarstki, przesunął swój chwyt wyżej, na ramiona i obrócił ją nieco, tak żeby mogła usiąść na siedzeniu odwrócona tyłem do niego. Gdy ją chwytał, zdołała jedynie spojrzeć na niego kątem oka, ale wydawało jej się, że nosi taki sam mundur cywilnego kosmonauty jak pozostali w grupie, która wepchnęła ją do latacza. Drugi mężczyzna w pojeździe, kierowca, siedział z przodu, tyłem do nich. Wyglądał jak przeciętny cywil w średnim wieku.

Trigger pozwoliła sobie na powolny oddech. Nie było większego sensu krzyczeć. Czuła, że trochę drżą jej nogi, ale chyba nie była mocno wystraszona. A przynajmniej jeszcze nie.

— Widzisz coś? — zapytał trzymający ją mężczyzna. Miał głęboki głos. I, o dziwo, żadnego śladu podniecenia.

— Trzy potencjalne, jak na razie. — Kierowca również był całkowicie spokojny. Nie odwrócił głowy. — Zostały dwa... Jeden z nich raczej na pewno!

— Lepiej będzie, jak ją uświadomię.

Kierowca nic nie odpowiedział, ale przyspieszenie wcisnęło ją mocno w siedzenie. Nie widziała niczego, oprócz paska nieba przesuwającego się za przednią szybą. Latacz wydawał się wznosić z ogromną szybkością. Prawdopodobnie są już powyżej głównych arterii komunikacyjnych Ceyce, pomyślała Trigger.

— A zatem, panno Argee — powiedział mężczyzna siedzący obok niej — chciałbym panią trochę uspokoić.

— No to jazda, niech pan mnie uspokaja — powiedziała Trigger nerwowo.

— Nic pani nie grozi z naszej strony. Jesteśmy przyjaciółmi.

— Nie ma to, jak mili przyjaciele — stwierdziła Trigger.

— Wyjaśnię to za kilka minut. Mamy, zdaje się, jakichś naprawdę niebezpiecznych facetów na ogonie i jeśli zaczną...

— Chyba już to robią — wtrącił kierowca. — Zrobię kilka szybkich zakrętów, gdy wejdziemy w te chmury.

— Pewnie się ich tam pozbędziemy — wyjaśnił Trigger ten drugi. — Jeśli jednak nam się nie uda, muszę mieć wolne ręce do trzymania broni.

— Więc? — zapytała.

— Więc muszę założyć pani kajdanki na kilka minut. Uprzedzono mnie, że jest pani całkiem sprytną kobietą i nie chcemy, żeby zrobiła pani coś bez zastanowienia. To nie potrwa długo. Dobrze?

Trigger przygryzła wargi. Nic nie było dobrze, a ona wcale nie czuła się uspokojona.

— Dobrze — powiedziała.

Puścił jej lewą rękę, chyba po to, by wyjąć kajdanki. Odwróciła się do niego i ostro wystartowała.

Była całkiem nieźle wyćwiczona w technikach obezwładniania. Problemem było to, że ten wielki małpolud, na którym teraz próbowała to zastosować, wydawał się być przynajmniej mistrzem i miał dwa razy potężniejsze muskuły. Straciła element zaskoczenia, by przekonać się, że denton zniknął z jej kieszeni. A potem już nie udało jej się odzyskać inicjatywy. Nie pomogło nawet to, że latacz nagle próbował polecieć w trzech kierunkach na raz.

W końcu, po jakichś czterdziestu sekundach została ponownie rzucona na siedzenie z rękami z tyłu, związanymi w przegubach gładkim plastikowym paskiem kajdanek. Małpolud stał za kierowcą, trzymając ręce na oparciu. Nawet się nie zadyszał, stwierdziła Trigger z goryczą. Przednia szyba była pełna bawełnianej bieli wnętrza chmury. Wydawało się, że znów lecą w dół.

Jeszcze jeden gwałtowny zwrot i wyprysnęli w mokry szary pochmurny cień, a potem w jasny blask słońca.

Mijały sekundy.

— No bracie, wygląda na to, że ich zgubiłeś — stwierdził małpolud.

— W porządku — powiedział kierowca — jesteśmy nad rzeką. Skręcę na północ i w dół.

— Dobrze — zgodził się małpolud — zabierz nas tam, a pozbędziemy się kłopotów.

Przez kilka minut panowała cisza. Trigger wyczuła, że zwalniają i obniżają wysokość. Za przednią szybą błysnęła linia drzew.

— Przyjemny lot — powiedział małpolud. Poklepał kierowcę z aprobatą po plecach i odwrócił się do Trigger.

Patrzyli na siebie przez kilka sekund. Mężczyzna był wysoki, ciemnooki, mocno opalony i szeroki w barach. Był prawdopodobnie pięć, sześć lat starszy od niej. Przyglądał się jej uważnie spokojnym wzrokiem. Na moment coś w niej zadrgało, krótki dreszcz przerażenia. Przez głowę przemknęło jakieś dziwne niejasne wrażenie, jakby mętne wspomnienie czegoś odległego, wielkiego, zimnego i niebezpiecznego. Uleciało, zanim zdołała uświadomić to sobie wyraźniej. Zmarszczyła brwi.

Małpolud uśmiechnął się. Trigger pomyślała, że wcale nie jest tak całkiem odrażający.

— Przykro mi, że ta zabawa stała się taka ostra — powiedział. — Dasz słowo, jeśli zdejmę ci kajdanki i powiem o co chodzi?

Jeszcze raz przyjrzała mu się badawczo.

— Najpierw powiedz — zażądała krótko.

— Jak chcesz. Zabieramy cię do komisarza Tate'a. Będziemy tam za godzinę. Sam ci powie, dlaczego chce cię widzieć.

Oczy Trigger zwęziły się na moment. W głębi duszy poczuła ogromną ulgę. Holati Tate, w żadnym wypadku, nie kazałby jej zrobić żadnej krzywdy. No i w końcu dowie się, o co chodzi.

— Dziwnie się zachowujecie w cywilizowanych miejscach — zauważyła.

— Tych porywaczy nie było w planie — roześmiał się. — Chciałaś rozmawiać z Komisarzem. Posłał nas, żeby cię bezpiecznie przywieść. Gdy się okazało, że nie ma cię na kampusie, musieliśmy coś szybko zaimprowizować. Nie jestem upoważniony, by ci wyjaśnić wszystkie powody.

— Ci ludzie, którzy nas ścigali... — Trigger zawahała się.

— Tak? Co z nimi? — spytał z zainteresowaniem.

— Chodziło im o mnie?

— No cóż — odpowiedział — o mnie im nie chodziło. Najlepiej niech Komisarz ci to wszystko wytłumaczy. No więc... co z tym słowem?

— Do spotkania z Komisarzem — skinęła głową.

— Wystarczy — zgodził się. — Jesteś jego problemem.

Wyjął z kieszeni mały płaski kawałek metalu i sięgnął poza nią. Wydawało się, że tylko dotknął lekko kajdanek, niemniej poczuła, jak śliska opaska rozluźnia się i odpada. Potarła nadgarstki.

— Gdzie jest mój pistolet? — zapytała.

— Ja go mam. Dam Komisarzowi.

— W jaki sposób znaleźliście mnie tak szybko?

— Policja ma stały monitoring wejść do banku. Mieliśmy kogoś, kto obserwował ekrany. Zauważono cię, jak wchodziłaś. — Usiadł obok w nastroju towarzyskim. — Przedstawiłbym się, ale nie jestem pewien czy to by pasowało do planów Komisarza.

Trigger wzruszyła ramionami. Wciąż jest możliwość, pomyślała, że jej plany nie są całkowicie zepsute. Holati i jego kumple niekoniecznie musieli się dowiedzieć o jej rachunku. Jeśli wiedzieli, że ma tam konto i że je zlikwidowała, prawdopodobnie domyślają się, na co wydała pieniądze. Ale jeśli będzie siedziała cicho, to może uda jej się jutro wieczorem wrócić do Ceyce i wsiąść na „Dawn City”.

— Nie masz chyba do mnie żalu? — zapytał przyjacielskim tonem umięśniony podręczny Komisarza.

Trigger spojrzała na niego kosym okiem.

— Owszem, mam — powiedziała spokojnie.

— A może — zaproponował kierowca z przodu — panna Argee strzeliłaby sobie łyk puyi. Butelka jest w moim płaszczu. W lewej kieszeni.

— Bardzo dobry pomysł — przyznał towarzysz Trigger. Spojrzał na nią. — To bardzo dobra puya.

— Udław się — powiedziała Trigger słodkim głosem. Usadowiła się kącie siedzenia i zamknęła oczy. — Obudźcie mnie, gdy dotrzemy do Komisarza.

* * *

Komisarz był niezbyt młodym, łagodnie wyglądającym drobnym mężczyzną, schludnie i elegancko prezentującym się w mundurze Prekolu. Po bliższym poznaniu – lub przyglądając się lepiej jego ogorzałej, spalonej spalonej słońcem twarzy – okazywało się, że jego małe szare oczy wcale nie są łagodne.

— Trigger, dziewczyno, powinniśmy cię nieco bardziej wprowadzić w tło tej sprawy — powiedział, gdy już została doprowadzona do jego małego gabinetu i dość ostro wypytana, co się, do diabła, z nią dzieje. Wysoki porywacz nie wszedł z nią do gabinetu. Zapytał jedynie w drzwiach, czy ma poprosić profesora Mantelisha do sali konferencyjnej. A gdy Komisarz przytaknął, zamknął drzwi i zostawił ich samych.

— Wiem, że to wygląda dziwnie — przyznał Komisarz — ale okoliczności były bardzo dziwne. Nadal są. Nie chciałem martwić cię bardziej, niż to było konieczne.

Trigger, wciąż rozeźlona, wytknęła mu, że sposób, w jaki nie chciał ją martwić, był trudny do zniesienia.

— Wiem o tym — zgodził się — ale gdybym powiedział ci wszystko od razu, miałabyś powód do zmartwienia przez całe dwa miesiące, a tak jedynie przez ostatnie kilka dni. Sytuacja obecnie znacznie się poprawiła. Właściwie, to za kilka dni nie powinnaś już mieć żadnego powodu do zmartwienia. — Uśmiechnął się lekko. — Przynajmniej nie więcej niż my wszyscy.

Trigger poczuła, że jej zasychają wargi.

— A teraz? — zapytała.

— Do dzisiaj, tak. Trigger, dziewczyno, bardzo gorąco było wokół ciebie. Ale dziś wieczorem udało nam się zlikwidować większą część zagrożeń. Mam nadzieję, że na dobre.

— Chce pan powiedzieć, że to jeszcze nie koniec?

— Niestety tak! Ale wszystko powinno się wyklarować w ciągu następnych dwóch, trzech dni. W każdym bądź razie dzisiaj wieczorem będziemy mogli ci wyjaśnić większość tych tajemniczych wydarzeń.

Trigger potrząsnęła głową.

— Wcale nie idzie panu to wyjaśnianie — stwierdziła.

— Powiedziałem ci już, że nie mogłem tego zdradzić wcześniej — oświadczył cierpliwie Komisarz. — Możemy więc już zacząć naświetlać tło?

— Myślę, że będzie lepiej — przyznała.

— Dobrze. — Komisarz Holati Tate wstał. — Przyłączmy się w takim razie do Mantelisha.

— A po co nam profesor?

— Będzie mógł wyjaśnić wiele rzeczy. O ile oczywiście ma odpowiedni nastrój. Ale najważniejsze jest to, co chciałem ci pokazać. Profesor ma coś w rodzaju pupilka.

— Pupilka — jęknęła Trigger i znów potrząsnęła głową. Wstała z rezygnacją. — No to chodźmy, panie komisarzu!

Mantelisha i jego plazmoidową paskudę zastali w pomieszczeniu wyglądającym na jadalnię staromodnego domku myśliwskiego, ku któremu wiozący ją latacz zanurkował pomiędzy dwoma pokrytymi śniegiem górskimi szczytami. Trigger nie bardzo wiedziała w jakiej okolicy głównego kontynentu planety się znajdują. Mogła jedynie ograniczyć domysły do dwóch, trzech możliwości – byli wysoko w górach, a noc zapadła dużo szybciej, niż to się dzieje w Ceyce.

Przywitała się z profesorem Mantelishem i usiadła przy stole. Potem komisarz Tate zamknął drzwi na klucz i przedstawił ją pupilkowi profesora.

— W pewnym sensie — powiedział — to małe coś wydaje się być jądrem całego problemu plazmoidów. Czy wiesz, co to jest?

Trigger spojrzała z pewnym wstrętem. To coś, leżące pomiędzy nimi na stole, było podobne do tłustej półmetrowej pijawki, ciemnozielonej w różowe cętki. Jeśli nie liczyć końca, który znajdował się bliżej Trigger i, jakby pod wpływem powolnego skurczu, przemieszczał się krótkim łukiem z jednej strony na drugą, to można by powiedzieć, że jest całkiem nieruchome.

— Najwyraźniej plazmoid — powiedziała. — Jeden z tych nerwowych. — Przymrużyła oko. — Wygląda na 113. Mam rację?

Spojrzała na nich. Obaj, komisarz Tate i profesor Mantelish, siedzący w fotelu po prawej, gapili się na nią z uniesionymi brwiami, najwyraźniej zaskoczeni.

— O co chodzi? — zapytała.

— Zastanawiamy się — powiedział Holati Tate — w jaki sposób, z tysięcy plazmoidów znajdujących się na Księżycu Plonów, zapamiętałaś właśnie 113.

— Och. Jeden ze stażystów wspominał zespół 112-113. Więc mi się skojarzyło. I to jest 113?

— Nie, ale wygląda na jego kopię. Ten egzemplarz jest oznakowany jako 113-A — powiedział Komisarz, po czym dodał: — Nawet profesor nie jest pewien, czy potrafiłby je odróżnić. Mam rację, Mantelish?

— To prawda — powiedział Mantelish. — W tej chwili. Bez porównywania parametrów fizycznych... — wzruszył ramionami.

Profesor Mantelish był wielkim, dość otyłym, ale zdrowo wyglądającym, starszym mężczyzną z potężną szopą białych włosów i rumianą twarzą.

— Co jest takiego ważnego w tym stworze? — zapytała Trigger, przypatrując się jeszcze raz tej pijawce. Ma tylko jedną zaletę, pomyślała, nie ma oczu i nie może odpowiedzieć spojrzeniem.

— Musimy się cofnąć w czasie — powiedział Komisarz — do chwili, gdy Mantelish, Fayle i Azol przeprowadzali z ramienia Ligi pierwsze badania plazmoidów na Księżycu Plonów. Pamiętasz to?

— Ma pan na myśli ich próby mające zmusić plazmoidy do okazania oznak życia? Tak, naturalnie, pamiętam.

— Jeden z nich okazał się aż nazbyt żywy dla biednego Azola — wymruczał profesor Mantelish ze swojego fotela.

Trigger skrzywiła się. Los doktora Azola był prawdopodobnie jedną z rzeczy, które nastrajały ją negatywnie do plazmoidów. Obok Mantelisha i doktora Gessa Fayle'a, Azol był trzecią grubą rybą z Ligi Uniwersyteckiej zajmującą się początkowymi badaniami Księżyca Plonów. O ile pamiętała, to Azol odkrył, że można czasami nakłonić plazmoidy do wchłonięcia pożywienia. Okazało się, że może to być jakiekolwiek pożywienie, pod warunkiem, że będzie zawierało wystarczające ilości białka. To co przydarzyło się Azolowi wyglądało jak szczególnie nieszczęśliwa konsekwencja odkrycia. Przypuszczalnie wskutek nagłego ataku serca upadł bezsilnie w jamę gębową jednego z największych plazmoidów. Zanim go znaleziono został wchłonięty prawie w całości powyżej kolan.

— Miałam na myśli wasze wysiłki, by je uruchomić — powiedziała.

Komisarz Tate popatrzył na Mantelisha.

— Może ty jej o tym powiedz, Mantelish — zasugerował.

Mantelish potrząsnął głową.

— Nie, ty to zrób. Ja za bardzo wchodzę w szczegóły techniczne — odparł z rezygnacją. — Tak przynajmniej mówią.

Komisarz Tate nagle zwrócił swoją uwagę na stół.

— Hej, a co to? — powiedział ściszając głos.

Trigger spojrzała i ze wstrętem wciągnęła powietrze.

— Oj — jęknęła. — To się rusza!

— Na to wygląda — potwierdził Holati Tate.

— W moim kierunku — powiedziała Trigger. — Chyba...

— Nawet nie drgnij. Mantelish!

Mantelish już powoli zbliżał się do niej od tyłu.

— Nie ruszaj się — ostrzegł ją.

— Dlaczego? — zapytała Trigger.

— Cicho, moja droga. — Mantelish położył swoje wielkie, ciężkie dłonie na jej ramionach i przytrzymał lekko. — On reaguje! Bardzo ciekawe. Bardzo.

Może i ciekawe. Trigger obserwowała plazmoid. W niektórych miejscach zrobił się cieńszy i bardzo powoli lecz nieustannie pełznął po stole. Zdecydowanie w jej kierunku.

— Ho ho! — powiedział Mantelish donośnym szeptem. — Chyba cię lubi, Trigger. Ho ho! — Robił wrażenie mocno zadowolonego.

— No to co — powiedziała bezradnie Trigger. — Ja go nie lubię. — Spróbowała się wywinąć z rąk Mantelisha. — I wolałabym wstać z tego krzesła!

— Nie bądź dzieckiem — powiedział profesor z irytacją. — Zachowujesz się, jak gdyby on był w jakiś sposób niebezpieczny.

— Bo jest — powiedziała.

— Cicho, moja droga — powiedział z roztargnieniem Mantelish i przycisnął ją mocniej. Trigger ucichła z rezygnacją. Wszyscy troje patrzyli z napięciem. W ciągu mniej więcej minuty, pełznący stwór doszedł do krawędzi stołu. Widząc, że plazmoid zaraz spadnie jej na kolana, Trigger zebrała się w sobie i przygarbiła, chcąc wyrwać się z rąk Mantelisha i uciec.

Plazmoid jednak zatrzymał się. Przez kilka sekund leżał nieruchomo. Potem powoli uniósł przedni koniec i zaczął nim machać niemrawo do przodu i do tyłu. Na nią, jak podejrzewała Trigger.

— Ojej! — pisnęła przerażona.

Koniec plazmoidu opadł. Stwór znów leżał spokojnie. Minutę później wciąż leżał bez ruchu.

— Myślę, że pokaz na razie się zakończył — powiedział Komisarz.

— Obawiam się, że masz rację — zgodził się z nim profesor Mantelish. Zdjął swoje wielkie dłonie z obolałych ramion Trigger. — Przestraszyłaś go! — huknął na nią oskarżycielsko.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)