home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

10

Pół godziny później wciąż żadna szansa się nie pojawiła. Trigger zachowywała nieco melancholijne milczenie. Mihul, siedząca obok niej na siedzeniu kierowcy sportowego skoczka, paplała uprzejmie to o tym to o owym. Wydawało się, że nie oczekuje jakiejkolwiek odpowiedzi.

Nie było zbyt wiele czasu do zmarnowania.

Skoczek leciał na wysokości tysiąca stóp w kierunku przydzielonych im rano dwóch mil kwadratowych rezerwatu. Trigger patrzyła w zamyśleniu na ekran pokazujący zbliżenie terenu. Na tle obrazu odbijał się niewyraźnie łeb psa myśliwskiego, usadowionego na tylnym siedzeniu i wyglądającego zza oparcia pomiędzy ich głowami. Patrzył na wprost, zajęty swoimi psimi myślami.

W dole było mnóstwo ptactwa. Część z nich była oryginalnymi organizmami ziemskimi, zachowanymi w naturalnej formie w bankach genetycznych Ligi Uniwersyteckiej. Większość pozostałych była prawdopodobnie celowymi modyfikacjami wyprodukowanymi na farmach zwierzęcych Grand Commerce. W każdej innej sytuacji Trigger byłaby zafascynowana nie mniej niż Mihul.

Ale nie teraz. Jej myśli zajmowało co innego. Na przykład pieniądze. Nie zwrócili jej pieniędzy i najwyraźniej nie mieli tego zamiaru, przynajmniej nie przed tym przesłuchaniem. Jakieś pieniądze na bieżące wydatki musiała mieć Mihul w swojej portmonetce. Więcej powinno być w ich pokoju i ewentualnie w hotelowym depozycie.

Spojrzała na Mihul. Jej dobra przyjaciółka, Mihul, nigdy przedtem nie wydawała się taka duża, dobrze zbudowana, sprawna i, krótko mówiąc, przygotowana do bójki. Ten pomysł ze zniechęcaniem okazał się być diabelsko skuteczny! Jak można zaplanować coś spokojnie, jeśli wyobraźnia podsuwa ci żywe obrazy konsekwencji w przypadku nieudanej próby.

Mihul posadziła skoczka w centrum wyznaczonego obszaru, przez ostatnie pół mili prowadząc go wzdłuż parowu porośniętego gęstymi krzakami. Trigger otworzyła drzwi po swojej stronie. Pies przeskoczył lekko przez oparcie i za jej plecami wyskoczył na zewnątrz. Obrócił się, popatrzył na obie amatorki polowania i uprzejmie, choć bez nadmiernego entuzjazmu pomachał zachęcająco ogonem. Potem stanął i czekał na polecenia.

— Zdaje się, że to on tu dowodzi — stwierdziła Mihul i skinęła ręką. — No to dalej, chłopcze, prowadź.

Obrócił się z wdziękiem; smukłe brązowe stworzenie, prawdopodobnie w dużej mierze, ulepszony przez Grand Commerce, potomek jakichś ziemskich arystokratycznych psich ras. Okrążył gęste krzaki, przepatrując je jak nisko lecący jastrząb. Dwa puchate kłębki piór, szmaragdowo-zielony i szkarłatny, wyfrunęły z pobliskich zarośli i widząc przed sobą ludzi, wzbiły się pośpiesznie, nabierając wysokości.

W ciągu następnych czterech czy pięciu sekund doszło do kilku zupełnie odrębnych, choć wielce znaczących wydarzeń. Mihul zaklęła i wyrwała dentona z kabury. Trigger też chwyciła yoola, ale nie będąc obznajomiona z tą bronią, zawahała się. Zafascynowana, przeniosła wzrok z szybko wznoszących się pierzastych kulek na Mihul. Zobaczyła, jak jej wysoka towarzyszka prostuje się i składa do strzału sponad głowy, przytrzymując lewą ręką nadgarstek prawej, żeby ustabilizować lekki pistolet... i w tym momencie uświadomiła sobie dokładnie, co powinna teraz zrobić.

Denton wypalił. Mihul wyprostowała się jeszcze bardziej do następnego strzału. Trigger odwinęła się, przyciskając lewy łokieć do tułowia, upuściła yoola na ziemię i z całej siły rąbnęła lewą pięścią w goły, opalony brzuch Mihul, dokładnie w dołek poniżej miejsca, gdzie łączą się żebra.

Przeciętny człowiek po takim uderzeniu byłby niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Ale nie Mihul. Ta, złożona w pół, rzuciła się do przodu i, walcząc o odzyskanie oddechu, już odwracała się w kierunku Trigger. Trigger minęła ją, podniosła dentona i przesunęła kciukiem dźwignię na dwunastogodzinny ładunek usypiający, a potem władowała go Mihul pomiędzy łopatki.

Mihul szarpnęła się do przodu i zwiotczała.

Gwałtowne dreszcze wstrząsnęły Trigger. Stała i patrzyła na leżącą Mihul, nie mogąc opanować irracjonalnego uczucia, że właśnie popełniła morderstwo z zimną krwią.

Pies przybiegł ze strąconym ptakiem. Położył go ostrożnie na wyciągniętej ręce Mihul. Potem usiadł i spojrzał na Trigger w sposób kojarzący się z pozbawionym współczucia wzrokiem doświadczonego przedsiębiorcy pogrzebowego.

Wyraźnie, nie pierwszy raz miał do czynienia z wypadkiem na polowaniu.

Historia, którą chwilę później Trigger wyjąkała przez komunikator skoczka, mówiła o tym, że Drura Lod uległa nagłemu atakowi gorączki Dykarta i zapadła w śpiączkę... i że niezbędny jest jej natychmiastowy transport do najbliższego miasta.

Obsługa hotelu była zaskoczona, ale nie zgłaszała wątpliwości. Nie wiedzieli, że matka, podobnie jak córka, ma również tę samą dolegliwość, ale nie widzieli w tym nic nieprawdopodobnego. W ciągu ośmiu minut policyjna karetka na sygnale przetransportowała Mihul i Trigger do małej mieściny u podnóża gór.

Trigger nigdy nie poznała nazwy miasteczka. Opuściła po cichu budynek szpitala trzy minuty po tym, jak Mihul wjechała tam na antygrawitacyjnych noszach. Portfel Mihul zawierał dwieście trzydzieści koron. Trochę mało, ale powinno wystarczyć.

W pierwszym napotkanym automacie z ciuchami zmieniła całkowicie swoje ubranie, stare zabierając w torbie. Za taksówkę powietrzną, którą wynajęła na przelot do Ceyce, zapłaciła z góry, co pozostawiło jej osiemdziesiąt dwie korony. Jakiś czas później, gdy przelatywali nad jakimś jeziorem, wyrzuciła torbę ze strojem myśliwskim i resztą swoich rzeczy przez tylne okno pojazdu. Istniała możliwość, że agenci Zwiadu Kosmicznego już robili użytek z tych pluskiew umieszczanych w ubraniu.

W Ceyce, niecałe dwie godziny po obezwładnieniu Mihul, Trigger zadzwoniła do portu międzygwiezdnego i dowiedziała się, że „Dawn City” już przyjmuje na pokład pasażerów i ich gości.

Birna Drellgannoth odebrała swój bilet i weszła na pokład, wtapiając się niezauważenie w rozbawioną grupę turystów. Potem, w połowie drogi, gdy grupa zatrzymała się radośnie, pozując reporterce holowizji z jakiejś stacji informacyjnej, zniknęła nawet jeszcze bardziej niezauważenie. Po dłuższych poszukiwaniach dotarła do swojej kabiny, ustawiła drzwi na „nie przeszkadzać”, rozejrzała się dookoła i zdecydowała, że dokładniej obejrzy wszystko później.

Zrzuciła klapki, rzuciła się na przesadnie dużą, zbyt miękką kanapę, która służyła tutaj za koję i wyciągnęła się.

Leżała jakiś czas, wpatrując się w sufit i martwiąc o Mihul. Nawet teoretycznie, maksymalny ładunek usypiający nie mógł wyrządzić Mihul najmniejszej krzywdy. Niemniej usypiacza nie zaprojektowano tak, aby dawał przyjemne odczucia i mógł pozostawić całkiem sporego kaca. Z drugiej strony, Mihul zadeklarowała, że w razie udanej ucieczki, nie będzie chować urazy, a tę próbę, nawet jeśli zostanie schwytana przed dotarciem na Manon, pod względem technicznym należało niewątpliwie zaliczyć do udanych.

Jasne, pomyślała, zawsze mogą ją schwytać. Federacja musi dysponować ogromną ilością możliwości, jeśli naprawdę chce zlokalizować swojego zaginionego obywatela. Ale zanim Mihul będzie w stanie cokolwiek pomyśleć, „Dawn City” powinno być już od kilku godzin w drodze. Gdy ogłosi alarm, minie jeszcze trochę czasu, zanim dojdą do wniosku, że Trigger opuściła już planetę. Maccadon był w końcu jej rodzinnym światem. Gdzie mogłaby mieć lepsze możliwości ukrycia się niż tutaj.

A do Evalee, pierwszego przystanku wewnątrz Piasty, było tylko dziewięć godzin lotu. Garth to kolejne pięć godzin z Evalee, a potem już jedynie długi lot w podprzestrzeni na Manon...

Żeby powstrzymać ją przed opuszczeniem obszaru Piasty, musieliby działać bardzo szybko.

Spojrzała na dentona leżącego obok ComWebu na niewielkim stoliku w głowach tapczanu. Poczuła głębokie zadowolenie i narastające odprężenie. Zamknęła oczy.

W zasadzie, pomyślała, to biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, nie wypadła najgorzej pośród tych wszystkich specjalistów od szpiegowania. Leciała na Manon.

Kilka godzin później, gdy „Dawn City” z hałasem wystartował, spała jak zabita.

Gdy się obudziła wokół panował półmrok. Wiedziała, gdzie jest, a dobrze jej znane poczucie lekkości świadczyło, że statek jest w drodze. Usiadła.

Gdy się poruszyła, rozbłysło światło i kabina znów stała się widoczna. Pomieszczenie był dość duże, o owalnym kształcie. W ścianach umieszczono trzy pary zamkniętych drzwi, a same ściany były w kolorze bladego bursztynu i wydawały się jakoś dziwnie niematerialne. Od podłogi płynął w górę blady róż, a w miarę jak się wznosił i pogłębiał, narastał towarzyszący mu ledwo słyszalny szmer odległej muzyki. Przyćmiony znak „nie przeszkadzać” wciąż świecił na wewnętrznym panelu drzwi wejściowych. Trigger odszukała wyłącznik na panelu koi i wyłączyła.

Natychmiast rozległ się brzęczyk miniaturowego ComWebu obok. Ekran wypełnił się pulsującym blaskiem, a z głośnika rozległ się głos.

— Panno Drellgannoth, to jest nagranie — oznajmił. — Jeśli Obsługa może przekazać wiadomość głosową, proszę być tak uprzejmą i dotknąć niebieskiego krążka na panelu ComWebu.

Trigger dotknęła niebieskiego krążka.

— Proszę bardzo — zachęciła.

— Dziękuję, panno Drellgannoth — powiedział głos. — W czasie podróży pani osobisty ComWeb będzie odbierał wywołania, zarówno głosowe jak i wizualne, dopiero po pani werbalnym zezwoleniu lub po dotknięciu niebieskiego krążka.

Głos ucichł. Po czym usłyszała kogoś innego.

— Panno Drellgannoth, tu pani osobista stewardesa. Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale za godzinę statek się zanurzy. Czy życzy pani sobie przygotowania komory hibernacyjnej?

— Dziękuję, nie! — powiedziała Trigger. — Pozostanę na jawie.

— Dziękuję, panno Drellgannoth. Dla formalności, pozwolę sobie przypomnieć, że podczas zanurzenia, zgodnie z prawem Federacji, zabronione jest noszenie broni osobistej przez pasażerów.

Trigger spojrzała na dentona.

— W porządku — powiedziała — zastosuję się. Czy to ze względu na halucynacje występujące w zanurzeniu?

— Dziękuję bardzo, panno Drellgannoth. Ma pani rację. Chodzi o nieporozumienia spowodowane halucynacjami. Czy życzy sobie pani korzystać z moich usług w tym czasie? Może mogłabym zademonstrować różne interesujące możliwości terminalu usługowego pani osobistego ComWebu?

Trigger skierowała wzrok w drugi koniec kabiny, na raczej spory, elegancki element wyposażenia. Jego funkcje nie były dla niej oczywiste, niemniej słyszała już o terminalach usługowych ComWebu.

Podziękowała stewardesie, ale odmówiła. Kobieta rozłączyła się, wyraźnie zniesmaczona tym, że nie jest w stanie odkryć, co osobista stewardesa Birny Drellgannoth mogłaby zrobić w tej chwili dla Birny.

Trigger podeszła z ciekawością do terminalu. Uruchomił się po dotknięciu. Usiadła i spojrzała na panel. Większość opcji była opisana, co mogłoby wprowadzić zamęt w głowie przeciętnego obywatela Piasty. Trigger była jednak obyta ze sprzętem telekomunikacyjnym i terminal usługowy nie wydał jej się bardziej skomplikowany niż jakikolwiek inny sprzęt tej klasy.

Wyświetliła diagram położenia statku. „Dawn City” znajdował się nieco dalej niż godzinę lotu od Ceyce, lecz wciąż nie wyszedł jeszcze z zasięgu sieci sprzężonych podprzestrzennych pól siłowych wokół systemu Maccadon. Na tym obszarze statek nie mógł się zanurzyć bez ryzyka natychmiastowego zniszczenia. Sieci były starannie utrzymywanym zabezpieczeniem na wypadek, gdyby wojna w podprzestrzeni znów ogarnęła Piastę.

Trigger spojrzała na plan lotu. Evalee... Garth... Drobna zielona iskra w odległym kosmosie, z dala od centrum Piasty, reprezentowała słońce Manon.

Około jedenastu dni. Gdyby miała pieniądze na hibernator, ten czas można by skrócić do trzech, czterech godzin.

Z drugiej strony głupotą by było przespać jedyny być może rejs luksusowym liniowcem, jaki zdarzył jej się w życiu.

Przełączyła terminal na listę usług oferowanych pasażerom „Dawn City” i dowiedziała się, że wszystko pozostanie do dyspozycji czuwających pasażerów w czasie kolejnych zanurzeń. Sprawdziła ofertę barów, pokazów mody, jadalni i kasyna. Basen z wodospadem z pewnością spodobałby się Mihul. „...nasz duży zespół Asystentów Pasażera...” – akurat potrzebny jej ktoś do towarzystwa. Sala holowizji. „...i Piekiełko – Komnata Nieograniczonych Wrażeń”. Słodki głos poinformował ją z ubolewaniem, że prawo Federacji zakazuje transmisji pełnego zestawu NW do indywidualnych kabin. Niemniej pozwala na krótkie prezentacje. Trigger skorzystała z tej możliwości, rozkichała się straszliwie, po czym przełączyła się z powrotem na modę.

Na pokazie zobaczyła skromny czarny kostium. Mimo że nie miała zamiaru pokazywać się wcześniej – zanim „Dawn City” się nie zanurzy i większość jej współpasażerów nie spocznie w hibernatorach – to jednak na pokładzie takiego statku wciąż wyglądałaby podejrzanie w ciuchach z automatu. Ten czarny kostium wcale nie wyglądał drogo.

— Tysiąc dwieście czterdzieści dwa kredyty Federacji? — powtórzyła powoli minutę później. — Rozumiem!

To było w przybliżeniu osiemset pięćdziesiąt maccadońskich koron.

— Mamy to zaprezentować w pani kabinie, madam? — zapytała kierowniczka sklepu.

— Nie. Dziękuję. Chciałam tylko się zorientować — odpowiedziała Trigger i rozłączyła się.

Zmarszczyła czoło, spoglądając w zamyśleniu na opcję: „Utwórz swój osobisty profil kreatora iluzji”. Potrząsnęła głową. Wyłączyła terminal i wstała. Wyglądało na to, że miała wybór między robieniem podejrzanego wrażenia, a pozostaniem w kabinie i pogrążeniem się w sztucznie wykreowanej rzeczywistości.

Była już trochę za stara na tego typu rozrywkę.

Otworzyła drzwi i ostrożnie wyjrzała na wąski korytarz. Wyglądał całkiem spokojnie. Jednym z powodów było prawdopodobnie to, że najtańsze dostępne kabiny były położone z dala od głównych centrów aktywności pasażerów. W prawo korytarz otwierał się na większy hol ze sklepami, ciągnący się przez kilkaset jardów i zakończony schodami, którymi można było potem przejść na inne pokłady pasażerskie. Po lewej stronie korytarz kończył się drzwiami, które wydawały się prowadzić do jednej z kabin.

Trigger spojrzała w tamtym kierunku.

— Och... — powiedziała. — Dzień dobry.

Drzwi do kabiny były otwarte. Drobna, dość dziwnie wyglądająca, postać siedziała w niskim fotelu bezpośrednio za nimi. Gdy Trigger odwróciła się w tamtą stronę, skinęła chudą ręką przyodzianą w zielony rękaw.

— Podejdź tu dziewczyno — zawołała przyjaźnie trzęsącym się, starczym głosem i powtórzyła gest.

Nie wyglądało na to, żeby coś jej groziło. Trigger przybrała grzeczny uśmiech i poszła w kierunku otwartych drzwi. Bardzo drobna staruszka, całkiem łysa albo wygolona na łyso, ubrana była w ciemnozieloną piżamę. Długie szklane kolczyki tego samego koloru obciągały w dół płatki jej małych uszu. Dziwny wygląd wynikał głównie z przesadnego makijażu, zrobionego pod kolor ubrania.

Gdy Trigger podeszła, kobieta odwróciła głowę w lewo i coś ćwierknęła. Zza drzwi wychynęła druga kobieta, niemal identyczna jak pierwsza, tyle że całkowicie w kolorze różowym. Drobna różnica. Obie odwróciły się do Trigger.

Trigger cofnęła się. Stanęła na zewnątrz, przed drzwiami.

— Bądź pozdrowiona — powiedziała różowa.

— Bądźcie pozdrowione — odpowiedziała Trigger, zastanawiając się z jakiego mogą pochodzić świata. Nigdy wcześniej nie widziała nikogo podobnego do nich.

— My jesteśmy z Askabem z Elfkundu — poinformowała ją zielona z niepozbawioną uprzejmości protekcjonalnością.

— Och! — powiedziała Trigger, jak gdyby to zrobiło na niej wrażenie. Elfkund nie kojarzył jej się z niczym.

— A z kim ty jesteś, dziewczyno? — zapytała różowa.

— No cóż — powiedziała Trigger — aktualnie z nikim.

Uśmiechy zgasły gwałtownie. Spojrzały obie na siebie, a potem znów na Trigger. Raczej z dezaprobatą, jak jej się wydało.

— Chcesz powiedzieć — zapytała ostrożnie zielona — że nie jesteś podręczną?

Trigger skinęła głową.

— Jestem z Maccadonu — wyjaśniła. — Nazywam się Birna Drellgannoth.

— Z Maccadonu — powtórzyła różowa. — Pochodzisz więc z plebsu, młoda Birno?

— Oczywiście, że tak! — Zielona robiła wrażenie obrażonej. — Z Maccadonu! — Wstała z fotela ze zdumiewającą sprawnością i ruszyła do drzwi. — Strasznie tu wieje — powiedziała, patrząc poprzez Trigger, jakby jej tam nie było. Drzwi zamknęły się jej przed nosem. Chwilę później usłyszała trzask zamka, a potem na drzwiach pojawił się znak „nie przeszkadzać”.

No tak, pomyślała, wracając do swojej kabiny, nie zanosi się na to, żeby zbyt przyjacielsko nastawieni sąsiedzi naprzykrzali się jej za bardzo w tej podróży.

Wzięła kąpiel, a potem odkryła automat fryzjerski we wnęce za łazienkowym lustrem. Zaniosła urządzenie do kabiny, ustawiła na usuwanie barwnika z włosów i usadowiła się pod nim. Kilka minut później, znów rudowłosa, ustawiła styl maszyny na modę z Orado i pozwoliła jej elekronicznemu mózgowi zdecydować, co będzie najodpowiedniejsze w tych okolicznościach.

Automat skanował ją około minuty, powarkując i pogdakując podczas określania tych wyraźnie niekorzystnych kryteriów. Potem szybko i bezdźwięcznie wziął się do roboty. Gdy już się wyłączył, Trigger podeszła do lustra sprawdzić rezultat.

Nie było to całkiem zadowalające. Wysoko upięte włosy uwydatniały korzystnie jej rysy twarzy, ale nic poza tym. Prawdopodobnie fryzjer uwzględnił w swych kalkulacjach jej sukienkę z automatu.

No cóż, na pierwszą wycieczkę po statku musiało to wystarczyć.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)