„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
Siedzieli na tarasie w otoczeniu iluzji pięknego wieczoru wysoko w górach. Kolacja była wspaniała. Serwowana w starym stylu przez dwie szczupłe dziewczyny o czekoladowej skórze i czerwonych wargach, wyglądające zbyt młodo jak na takie umiejętności. Obie pochodziły z Tranestu, o czym z dumą poinformowała ich Lyad. Dwie najlepsze specjalistki od przyrządzania żywności w Piaście. W każdym bądź razie, były to dwie najlepsze specjalistki w tej dziedzinie, jakie Trigger dotychczas spotkała.
Podany później koniak wydawał się nie sprawiać zawodu zebranym tu koneserom. Trigger, mimo że przed wejściem do apartamentu Ermetyne połknęła kilka kapsułek trzeźwiących, próbowała z dużą ostrożnością. Kapsułki zaczęły działać w czasie pierwszego dania, a tym, co zaraz potem do niej dotarło, była deprymująca świadomość, że to ona ściąga na siebie uwagę wszystkich. Mężczyźni nieustanie zerkali na nią-plus-beldon. Nawet olbrzymi kamerdyner, majordomus czy jak go tam Lyad określała, o imieniu Virod, rzucał ponuro okiem z oddali. Trigger odpierała ich spojrzenia, jedno po drugim, co ich trochę powstrzymywało. Lyad, ubrana bardzo ładnie w coś, co przeszłoby nawet na oficjalnym dorocznym obiedzie Prezydium Ligi Uniwersyteckiej w Ceyce, wyglądała na rozbawioną.
Pod koniec drugiego dania Trigger poczuła się swobodniej. W międzyczasie beldon przestał zajmować całkowicie jej myśli. Rozmowa podczas kolacji ograniczała się do lekkich, nic nie znaczących tematów. Gdy wyłączono iluzję, żeby obejrzeć cumowanie w Garth, skorzystała z okazji, by się przyjrzeć dokładniej pozostałym uczestnikom kolacji.
Oprócz niej i Lyad, przy stole było jeszcze trzech mężczyzn. Quillan siedział naprzeciw niej. Odpychającą postać Belchika Pluly'ego, odzianą w czarną jedwabną togę, z tłustym lewym ramieniem gołym do łokcia, miał po swojej prawej.
Fascynujący był trzeci mężczyzna. Sprawiał wrażenie jakiegoś dziwnego lodowatego stwora przybyłego na pokład statku wprost z polarnego morza.
To wrażenie nie wynikało jednak z jego wyglądu, chociaż z pewnością przyczyniała się do tego zielona wypustka gąbki vethi owiniętej wokół jego szyi. Trigger słyszała o gąbkach z Vethi i o ludziach od nich uzależnionych, chociaż sama nigdy ich nie spotkała. Uzależnienie nie wiązało się z jakimiś poważniejszymi konsekwencjami, o ile nie liczyć tego, że niezmiernie rzadko udawało się wyjść z tego nałogu. Gąbki łagodziły stargane nerwy i stabilizowały rozchwiane emocje.
Balmordan nie wyglądał na człowieka, który by tego potrzebował. Był wielki, choć nie tak wysoki jak Quillan, ale wyglądał na cięższego i o mocniejszej budowie. Miał mocno wyeksponowany nos i wyblakłe, jasne oczy. Wyglądał na około pięćdziesiąt lat. Ubrany był w niebieski, bogato zdobiony strój, składający się z koszuli i spodni. Koszula zwisała luźno, być może, żeby ukryć spłaszczone kontury jego dziwnego symbionta. Lyad przedstawiła go jako uczonego z Devagas, w sposób wskazujący, że jest to ktoś o dużym znaczeniu. Z tego wynikało, że należy on do devagaskiej hierarchii, co samo w sobie sprawiało, że stawał się interesujący.
Trigger zdarzyło się już spotkać, rozsyłanych po Piaście, osobliwych misjonarzy z Devagasa i czasami próbowała sobie wyobrazić przywódców tego chronicznie niezadowolonego, nieprzewidywalnego narodu, który, na swoich dwudziestu ośmiu planetach o ograniczonym statusie, stanowił ponad sześć procent populacji Piasty. Mieszkańcy Devagasa wydawali się nie lubić nikogo, a z pewnością sami też nie byli lubiani przez nikogo.
Balmordan nie odbiegał zbyt mocno od jej wyobrażeń przywódców Devagasa. Jego zachowanie i słowa nie wzbudzały niechęci. Ale szczególny sposób, w jaki spoglądał na nią – co zauważyła od razu – był odstręczający. Coś jakby wzrok biologa planującego wiwisekcję.
Bo Balmordan był, oczywiście, biologiem.
Trigger nie mogła zrozumieć, po co Lyad zaprosiła go na tę kolację. Jedno było pewne: Belchik Pluly był z tego powodu bardzo niezadowolony.
Kolacja się skończyła, zanim wystartowali z Garth, więc przełączyli widok z powrotem na iluzję gór i przesiedli się na fotele. Ruda, smagła, zielonooka, ładnie zbudowana młoda kobieta imieniem Flam pojawiała się od czasu do czasu i dolewała koniaku do kieliszków oraz podawała schłodzone owoce. Od czasu do czasu przyglądała się Trigger chłodnym zaciekawionym wzrokiem.
Potem ponownie pojawił się Virod z płaską tacą, na której, okazało się, był jakiś bardzo specjalny tytoń. Trigger odmówiła. Mężczyźni wydali dźwięki mające wykazać, jakimi to są koneserami, po czym wszyscy, łącznie z Lyad zapalili niewielkie fajki zrobione z jakiegoś wyjątkowego rodzaju korala i zaczęli pykać z zadowoleniem. Quillan popatrzył na Viroda.
— Cześć wielki chłopie — zawołał przyjaźnie. — Co słychać u ciebie?
Virod, ubrany w szkarłatny żakiet z długimi rękawami i czarne marszczone spodnie, skłonił lekko swą łysą, jak kula armatnia, głowę.
— Dziękuję, majorze Quillan — odpowiedział. — Wszystko w porządku.
Odwrócił się i odszedł. Trigger popatrzyła za nim. Trochę się bała Viroda – był taki wielki. Krążąc wokół nich, sprawiał wrażenie lekko stąpającego słonia. A tę małą tacę z tytoniem trzymał z jakąś słoniową gracją.
Ermetyne mrugnęła do Quillana.
— Wie pani, że Quillan kiedyś położył Viroda w zapasach na łopatki — powiedziała do Trigger. — Zdaje się, że w pięćdziesiątej siódmej minucie?
— Coś koło tego — przyznał Quillan i dodał: — Trigger jeszcze nie wie, że w młodości byłem zapalonym sportowcem.
— Naprawdę? — zdziwiła się Trigger.
Skinął głową.
— W istocie pochodzę z długiej linii zapalonych sportowców. Niestety złamałem tradycję i wziąłem się w jakimś momencie za interesy. Teraz to już nie to, zestarzałem się. Nie, Belchy? — I siedzący obok siebie dwaj serdeczni kumple zaczęli się trącać łokciami i chachać. Trigger odwróciła wzrok z odrazą.
— A tak nawiasem mówiąc, wciąż zajmujesz się tym samym? — zapytała Lyad.
Quillan popatrzył na nią i uśmiechnął się.
— Mniej więcej — powiedział.
— Musimy o tym porozmawiać później — powiedziała znacząco Lyad. — A co do tego meczu z Virodem — znów zwróciła się do Trigger — to było porażające wydarzenie! Zanim przyjęłam go na służbę, Virod był zawodowym mistrzem Tranestu w zapasach i bardzo rzadko przegrywał w zawodach. — Roześmiała się. — A zwłaszcza przed taką dużą grupą widzów! Boję się, Quillan, że nigdy ci tego całkiem nie wybaczył.
— Będę mu schodził z drogi — oświadczył beztrosko Quillan.
— A wiecie już — powiedziała Lyad — że te problemy, po drodze, między Maccadonem i Evalee, były z powodu zabójstwa dokonanego przez kotołaka?
W jej głosie Trigger wyczuła jakąś złośliwą nutę.
Rozległy się zdumione pytania. Ermetyne opowiedziała w skrócie to, co już wcześnie Trigger usłyszała od Quillana. W zasadzie była to ta sama historia.
— A wiesz Belchik, co ten stwór próbował zrobić? Chciał się dostać do spalni. Zastanawiam się, czy nie chodziło mu o ciebie.
To było dość okrutne. Pluly potrząsnął głową i, mrugając gwałtownie, spojrzał na Lyad, ale nic nie powiedział. Robił w tym momencie wrażenie śmiertelnie przerażonego, małego człowieczka. Trigger zrobiło się go żal, chociaż nie całkiem tak do końca. Sposób, w jaki Belchy na nią zerkał, należał do rodzaju tych jawnie obleśnych.
— Belchik, w komorze hibernacyjnej będziesz całkiem bezpieczny — zapewnił go uspokajająco Quillan. — A ty sama, Lyad, nie czułabyś się w niej trochę bezpieczniej? Zwłaszcza że, jak mówisz, nie są pewni, czy udało im się zabić stwora...
— Chyba każę przynieść sobie komorę tutaj — powiedziała Lyad. — Ale nie z obawy przed kotołakiem. I tak nigdy by mu się nie udało przejść obok Pilli. — Spojrzała na Trigger. — Och zapomniałam. Pani nigdy nie spotkała Pilli. Virod! — zawołała.
Virod pojawił się w przeciwległym końcu tarasu.
— Tak, Pierwsza Damo?
— Przyprowadź Pilli — poleciła.
— Pilli jest tutaj, Pierwsza Damo. — Virod ukłonił się. Rozejrzał się dookoła, podszedł do ciężkiego, wygodnego fotela stojącego kilka metrów od niego i odsunął go. Coś, co było za fotelem, coś wyglądające jak ogromna kula złocistego futra, poruszyło się i usiadło.
Było to jakieś zwierzę. Jego głowa wydawała się być zwrócona w kierunku zebranych, niemniej jego prawdziwe kształty pozostawały ukryte pod futrem. Trigger zobaczyła jak wyciąga łapę, jakby niedźwiedzią, i opuszcza na oparcie fotela wielką futrzastą, prawie ludzką dłoń.
— Pilli odpoczywa, ale nie śpi — powiedziała Lyad. — Pilli nigdy nie śpi. Jest idealnym strażnikiem. Chodź, Pilli... Poznaj Trigger Argee.
Pilli podniósł się. Był to ruch oszałamiająco płynny i lekki. Pod złocistym futrem ukrywała się szeroka pierś i krótkie, potężne nogi. Budową ciała przypominał goryla. Mógł ważyć około czterystu funtów.
Ruszył cicho naprzód. Trigger poczuła alarmujący dreszcz. Pilli zatrzymał się sześć stóp od niej. Przyjrzała się zwierzęciu.
— Powinnam coś do niego powiedzieć? — zapytała.
Lyad wyglądała na rozbawioną.
— Nie. To jest biokonstrukt. Bardzo inteligentny, ale mowy nie uwzględniono w jego projekcie.
Trigger przyglądała się złotowłosej marze sennej.
— A jak on sobie daje radę z pilnowaniem pani, nie widząc nic przez te wszystkie włosy?
— On nie widzi — powiedziała Lyad. — A przynajmniej nie w taki sam sposób jak my. Pilli jest wynikiem jednego z naszych eksperymentów. Oryginalne geny pochodzą z banku żywych form na Maccadonie, od pewnej małej złotowłosej ziemskiej małpki. Obecnie te konstrukcje są na etapie eksperymentalnym. Pilli, na przykład, ma cztery serca, i co więcej, drugi mózg w dolnej części kręgosłupa. Ale nie został wyposażony organ wzroku. Mamy dwadzieścia trzy egzemplarze tego typu. Zamiast wzroku posiadają zmysł innego rodzaju, wciąż jeszcze niezbyt zbadany. Planujemy pokonać barierę mowy i wyhodować takiego, który powie nam, co zastępuje mu wzrok... Dobrze Pilli. Idź już! — Odwróciła się do Balmordana i powiedziała: — Wydaje mi się, że nie lubi pańskiej gąbki vethi.
— Też mi się tak wydaje — zgodził się Balmordan.
Być może, pomyślała Trigger, w tym leży przyczyna, że trzymał się tak blisko. Obserwowała, jak biokonstrukt, ogromny i groteskowy, odchodzi na drugi koniec tarasu. Gdy przechodził obok poczuła jego zapach, świeży i raczej przyjemny, podobny do zapachu dojrzałych jabłek. Nocna mara, niemal przyjazna. Zapach jabłek wydawał się do niego pasować. Ale wrażenie sennego koszmaru również. Poczuła współczucie dla Pilli.
— No właśnie — powiedziała Lyad. — Pilli doprowadził nas do sprawy, o której wspominałam wcześniej.
Wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. Uśmiechnęła się.
— Na Tranest mamy bardzo dobrych naukowców — powiedziała. — Pilli jest tego dowodem. W Unii Devagaskiej również są doskonali naukowcy. — Skinęła głową Balmordanowi. Wszyscy wiemy, że traktaty stowarzyszeniowe nakładają na oba nasze rządy ograniczenia uniemożliwiające naszym obywatelom poważne zaangażowanie się w prace nad plazmoidami.
Trigger zwróciła uwagę, że blade, bursztynowe, oczy zatrzymały się przez chwilę na niej. Quillan ostrzegł ją, żeby nie okazywała zaskoczenia niczym, co może powiedzieć lub zrobić Ermetyne. Jeśli nie będzie wiedziała, co powiedzieć, ma jedynie zrobić nieprzeniknioną minę. „Wtedy się włączę i przejmę inicjatywę, a ty podążysz za mną. Rozumiesz?”– poinstruował ją.
— O ile zrozumiałam, pan Balmordan jedzie na Manon, żeby wziąć udział w seminariach i pokazach na stacji plazmoidów? — zapytała Lyad.
— Ma pani całkowitą rację, Pierwsza Damo — przyznał Balmordan.
— No więc powiem otwarcie. — Lyad zwróciła się do wszystkich. — Informacje, jakie będzie można uzyskać na tych seminariach, są dla nas bez wartości. Zarówno on — skinęła głową w kierunku devagaskiego naukowca — jak i ja, jedziemy na Manon w tym samym celu. Chcemy otrzymać plazmoidy dla naszych rządowych laboratoriów.
Balmordan uśmiechnął się przyjaźnie.
— A w jaki sposób chcecie je otrzymać? — zapytała Trigger.
— Oferując bardzo duże sumy pieniędzy, lub równoważne zachęty, ludziom, którzy są w stanie nam to umożliwić — wyjaśniła Lyad.
Quillan prychnął z dezaprobatą.
— Umysł Pierwszej Damy ochoczo zwraca się ku nielegalnym sposobom — powiedział do Trigger.
— Zawsze, gdy okazuje się to konieczne — potwierdziła Lyad bez skrępowania. – A teraz się okazuje.
— A pan? — Quillan zapytał Balmordana. — Mamy rozumieć, że również jest pan zainteresowany kupnem jednego czy dwóch przeciętnych plazmoidów?
— Oczywiście, dlaczego nie — odpowiedział Balmordan. — Ale nie za cenę ryzyka sprawiającego kłopoty dla mojego rządu.
— Jasne, że nie — powiedział Quillan. Zastanawiał się chwilę. — Belchy, a ty?
Pluly wyglądał na zaniepokojonego.
— Nie, nie, nie! — oświadczył pośpiesznie, mrugając oczami. — Pozostanę przy interesie ze statkami. Jest bezpieczniejszy.
Quillan poklepał go przyjaźnie po ramieniu.
— Oto jedyny tutaj obywatel przestrzegający prawa. — Zrobił oko do Trigger. — A Trigger zastanawia się — zwrócił się do Lyad — dlaczego nam o tym mówicie.
— Och, to oczywiste — powiedziała Lyad. — Trigger i ty jesteście odpowiednio ustawieni, albo wkrótce będziecie, żeby pośredniczyć w tym interesie.
— Co... — zaczęła zdumiona Trigger, ale powstrzymała się, gdy wszystkie oczy skierowały się na nią. — Naprawdę pani uważa, że zgodzimy się na to.
— Jasne, że nie — powiedziała Lyad. — Wcale nie uważam, że ktoś, tutaj, zgodzi się dzisiaj na cokolwiek... Chociaż można bezpiecznie założyć, że nie jestem jedyną osobą, która upewniła się, że ta rozmowa nie zostanie nagrana i nie będzie mogła zostać odtworzona. Jak sądzisz, Quillan? — Uśmiechnęła się.
— Jak zwykle masz rację, Pierwsza Damo — powiedział Quillan, poklepując się po kieszeni. — Szyfrator i zakłócacz obecny i w akcji.
— A pan, Balmordan?
— Muszę przyznać — odpowiedział uprzejmie Balmordan — że przedsięwziąłem pewne kroki zabezpieczające.
— Bardzo mądrze — powiedziała Lyad. Jej wzrok przesunął się z pewnym rozbawieniem na Pluly'ego. — Belchik?
— Lyad, jesteś kobietą targającą mi nerwy — powiedział Belchik nieszczęśliwym tonem. — Tak, oczywiście, również zakłócam. — Wzruszył ramionami. — Nie mogę sobie na to pozwolić. Zwłaszcza w twojej obecności.
— Oczywiście, że nie, ale pomimo tego — powiedziała Lyad — są wciąż powody, dla których nieprzemyślane słowo mogłoby sprawić kłopot w tym towarzystwie. Tak więc, nie, panno Trigger, nie oczekuję, że ktoś się dzisiaj zgodzi na cokolwiek. Ja tylko nadmieniam, że jestem zainteresowana kupnem plazmoidu. A przypadkiem, jestem nawet bardziej zainteresowana w zatrudnieniu bezpośrednio pani i Quillana. Co takiego, Belchik?
Pluly zaczął się dziko chichotać.
— A ja... ha ha... też o tym pomyślałem! — Sapnął. — W każdym bądź razie o jednym... ha ha... z nich! Ja...
Szarpnął się i uspokoił gwałtownie, zmrożony spojrzeniem Trigger. Potem sięgnął po swój kieliszek i zaczął mrugać gwałtownie oczami.
— Przepraszam — mruknął.
— Cały Belchik! — powiedziała Lyad i mrugnęła nieznacznie do Trigger. — Zapewniam panią, Trigger Argee, że moje warunki płacowe będą się pani podobały.
Trigger uznała, że to jest właśnie dobry moment, by wyglądać na nieprzeniknioną.
— Mówisz serio, Lyad? — zapytał Quillan.
— Oczywiście, że serio — odpowiedziała Ermetyne. — Oboje możecie być obecnie bardzo wartościowym nabytkiem. — Przyglądała mu się przez chwilę. — Opowiadałeś już Trigger, w jaki sposób udało ci się odzyskać majątek rodzinny?
— Niezbyt szczegółowo — przyznał Quillan.
— Świetna kariera porywacza statków i przemytnika zmarnowała się, gdy podpisał kontrakt z Inżynierią — powiedziała Lyad. — A może nie całkiem się zmarnowała.
— Może i nie — przyznał Quillan i uśmiechnął się rozbrajająco. — Ale ja jestem skromnym człowiekiem. Jeden majątek mi wystarczy.
— Wiesz, był taki moment — powiedziała Lyad — że zastanawiałam się, czy nie będzie lepiej cię zabić.
Quillan roześmiał się.
— Był taki moment, Pierwsza Damo — przyznał — gdy podejrzewałem, że myślisz o czymś takim. Ale nie straciłaś chyba zbyt wiele?
— Wystarczająco dużo — powiedziała Lyad i wykrzywiła usta w jego kierunku. — No dobrze, to stare dzieje, wszystko minęło. A teraz... koniec rozmów o interesach na dzisiaj. Obiecuję. Flam! — zawołała, odwróciwszy nieco głowę.
— Tak, Pierwsza Damo — rozległ się głos rudej dziewczyny.
— Przynieś, proszę, pannie Argee jej własność.
Flam przyniosła niewielki pakiet dysków, sklejonych taśmą. Lyad wzięła je od niej.
— Czasami Askab staje się zbyt samodzielny — powiedziała do Quillana. — Już mu zwrócono uwagę. Tutaj... może ty weź to dla Trigger.
Wyciągnęła pakiet w ich kierunku.
— Dzięki — powiedział Quillan. Wziął dyski i włożył do kieszeni. — Odwołam moje ogary.
— Jak uważasz — powiedziała Ermetyne. — Ale nie zaszkodzi, jak postraszysz Askaba jeszcze trochę.
Zamilkła. Rozległ się sygnał ComWebu. Virod podszedł do terminalu.
— ...za godzinę statek zanurzy się w podprzestrzeń na odcinku Garth-Manon. Komory hibernacyjne zostały przygotowane...
— To dla mnie — oświadczył Belchik Pluly, wstając pośpiesznie. — Nie znoszę podprzestrzeni. Mam halucynacje. Bardzo paskudne. — Zatoczył się lekko i Trigger uświadomiła sobie dopiero teraz, że Belchy jest kompletnie pijany.
— Virod, podaj rękę naszemu gościowi — zawołała Lyad przez ramię. — Szczęśliwych snów, Belchik! A pani, Trigger, też idzie spać? Nie? Ty, Quillan, oczywiście, również nie. Balmordan?
Naukowiec z Devagasa także potrząsnął głową.
— W takim razie — zaproponowała Lyad — zostańmy jeszcze trochę tutaj.
Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.
These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.