home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

16

Kopuła Kwatery Głównej Prekolu na Manon wciąż znajdowała się w tym samym miejscu i wyglądała tak samo, jak wtedy, gdy Trigger wyjeżdżała, ale wszystko inne w jej pobliżu wydawało się być przeniesione, zmodernizowane, rozwinięte lub całkowicie zlikwidowane, a zamiast tego pojawiły się jakieś obce obiekty. Na ekranach, w biurze komisarza Tate, widać było zarówno port kosmiczny, wielki jak w metropolii, na którym rano wylądował „Dawn City”, jak i szklane wieże gigantycznego centrum handlu i rekreacji, otwartego niedawno przez Grand Commerce w ich wyścigu o przyszłe zyski pozaświatowe. Zyski, które zresztą już nie były wcale przyszłe.

Dziesięć mil stąd, w przeciwną stronę od kopuły Prekolu, powstawały codziennie nowe kwartały kopuł mieszkalnych. Według statystyk na dzień dzisiejszy żyło w nich pięćdziesiąt dwa tysiące ludzi. Większość ważniejszych gałęzi przemysłu i rozmaitych działów rządu Federacji utworzyło na Manon solidne przyczółki.

Trigger odwróciła się. Do biura wszedł Holati Tate. Zamknął dokładnie za sobą drzwi.

— I co porabia nasz mały stworek? — zapytał.

— Wciąż zasysa syrop — powiedziała Trigger. Obejmując delikatnie kciukiem i palcami, przytrzymywała lekko tajemniczy plazmoid Mantelisha, którego dolny koniec zanurzony był w płytkiej misie, wypełnionej do połowy czymś, co profesor uważał za pokarm dla plazmoidów, a przynajmniej dla tego jednego. Boki plazmoidu pulsowały w jej dłoni lekko i rytmicznie. — Poziom płynu ciągle spada — dodała.

— To dobrze — powiedział Holati Tate. Przyciągnął krzesło do stołu i usiadł naprzeciw niej. Popatrzył w zadumie na plazmoid 113-A.

— Naprawdę myśli pan, że on lubi szczególnie mnie? — zapytała Trigger.

— Przecież je. I porusza się. Zanim przyjechałaś było kilka takich dni, w których myślałem już, że zdechł — powiedział jej szef.

— Trudno uwierzyć — zauważyła Trigger — że takie coś, wyglądające jak pijawka, odróżnia ludzi.

— Akurat ten odróżnia. Czujesz coś, gdy go trzymasz?

— Bo ja wiem? — zastanawiała się. — Nic szczególnego. Już kiedyś mówiłam... Mały Wstręciuch jest dość miły w dotyku.

— Dla ciebie. Nie powiedziałem ci jeszcze wszystkiego.

— Nigdy pan nie mówi — podkreśliła Trigger.

— Więc teraz ci powiem — oświadczył Holati Tate. — Dzień po tym, jak wyjechaliśmy, gdy po raz pierwszy wykazał wysoką aktywność, a potem oklapł, Mantelish stwierdził, że pewnie mu brakuje dotyku kobiety, czyli twojego. Myślę, że sobie wtedy żartował. Niemniej nie widziałem powodu, żeby tego nie sprawdzić, więc wezwałem twojego sobowtóra i kazałem jej usiąść przy stole, blisko niego.

— I co?

— No cóż, od razu przybiegł do niej, krzycząc „mama”! Oczywiście, że nie dosłownie. Ale dotknął jej ręki, a potem cofnął się przerażony.

Trigger uniosła brwi.

— Takie odnieśliśmy wrażenie — upierał się. — Wszyscy tak to zrozumieliśmy. Potem ona wyciągnęła rękę, dotknęła go i cofnęła się przerażona.

— Dlaczego?

— Paskudnie kopnął ją prądem. W podobny sposób jak Mantelisha.

Trigger popatrzyła z powątpiewaniem na Wstręciucha.

— Jezu, panie komisarzu, dzięki, że pozwolił mi pan go potrzymać. A nawiasem mówiąc, chyba skończył już jeść. Czy co on tam z tym robi. Bo wcale nie wygląda na grubszego.

Komisarz przyjrzał się.

— Nie — powiedział. — A jeżeli go ważyłaś, to prawdopodobnie się okaże, że wciąż waży dokładnie trzy i pół funta. Mantelish uważa, że żywność przekształcana jest bezpośrednio w energię.

— No to mógłby teraz porządnie kopnąć mnie prądem — skomentowała Trigger. — Co mam w takim razie zrobić teraz ze Wstręciuchem?

Holati wyciągnął spod stołu ręcznik i rozłożył go.

— To materiał pochłaniający — powiedział. — Połóż go na tym, niech wyschnie. Zawsze tak robimy.

Trigger potrząsnęła głową.

— Będę mu więc zmieniała pieluchy?

— Tak źle nie będzie — powiedział komisarz. — A zresztą, przecież nie porzuciłabyś dziecka.

— Chyba nie. — Położyła plazmoid na ręczniku, wytarła ręce i cofnęła się. — A co, jeśli spadnie na podłogę?

— Nic się nie stanie. Będzie się poruszał dalej w tym samym kierunku. Trudno im zrobić krzywdę.

— W taki razie — powiedziała Trigger — obejrzyjmy ten zasobnik.

Komisarz otworzył sejf pod biurkiem, wyjął i podał jej. Zewnętrznie zasobnik Wstręciucha wyglądał jak modna, ale skromna, damska torebka z paskiem na ramię. Miał wmontowany dryf, który na życzenie redukował ciężar całości, wraz z plazmoidem, do dziewięciu uncji. Miał także ukryty zamek szyfrowy, którego ustawienia Trigger już znała na pamięć. Bez znajomości szyfru, otworzenie torebki mogło zająć zdeterminowanemu człowiekowi, wyposażonemu w precyzyjny blaster, około dziewięciu godzin. Była to bardzo żmudna robota.

Trigger wklepała hasło, otworzyła zasobnik i zajrzała do środka.

— Ciasno tu — zauważyła.

— Nie dla niego. Musieliśmy gdzieś umieścić całe to wyposażenie.

— Aha, ten obrót podprzestrzenny. — Potrząsnęła głową. — To też jest wynalazek Zwiadu Kosmicznego?

— Nie — zaprzeczył Holati. — Akurat to zostało podkradzione Inżynierii Podprzestrzennej. Oni oczywiście nie wiedzą, że to mamy. I o ile wiem, nikt tego od nich jeszcze nie dostał. No dalej... Wypróbuj.

— Właśnie mam taki zamiar.

Trigger zatrzasnęła zasobnik, przewiesiła pasek przez ramię i wyprostowała się, kładąc lewą dłoń na dolnej krawędzi niby-torebki. Opuszkami kciuka i środkowego palca wymacała odpowiednie miejsce i zaczęła naciskać. Nagle drgnęła zaskoczona. Torebka, wraz z paskiem, zniknęła.

— Dziwne uczucie! — roześmiała się. — I żeby ją mieć z powrotem, muszę być tutaj... w tym samym miejscu... i wypowiedzieć tamte słowa.

Potwierdził skinieniem głowy.

— Nie chcesz spróbować?

— A co się stanie — zapytała Trigger — jeżeli to się wynurzy dokładnie w miejscu, w którym akurat jest przypadkiem moja ręka? — Zatoczyła lewą ręką krąg wokół siebie

— Jeżeli w tym miejscu znajdzie się cokolwiek bardziej masywnego niż kilka drobin kurzu, to się nie wynurzy. To jedno z udoskonaleń, o których nie wie Inżynieria.

— No dobrze — rozejrzała się wokół, wzięła z biurka plastikową linijkę i ostrożnie zrobiła krok do tyłu. Wyciągnęła ostrożnie koniec linijki w okolicę, gdzie powinna znajdować się torebka.

— Fido, do nogi! — powiedziała.

Nic się nie wydarzyło. Wycofała linijkę.

— Fido, do nogi!

Torebka, wraz z paskiem, zmaterializowała się w powietrzu i upadła na podłogę.

— Zadowolona? — zapytał komisarz. Podniósł torebkę i podał jej.

— Wydaje się działać. Jak długo ten mały plazmoid może przetrwać pozostawiony w podprzestrzeni?

— Być może w nieskończoność. — Wzruszył ramionami. — One są bardzo odporne. Wiemy, że dwadzieścia cztery godziny bez przerwy nie ma żadnego znaczenia, więc ustaliliśmy ten czas, jako limit pozostawania w obrocie, o ile nie dojdzie do jakichś nadzwyczajnych wypadków.

— Czyli pan... i jeszcze ktoś, kogo nie ma tu nigdzie w pobliżu i kto powinien pozostać dla mnie nieznany... Wy dwoje możecie go również obrócić z powrotem?

— Tak, jeśli wiemy w którym miejscu został obrócony. Ustaliliśmy, że obrót będzie wykonywany jedynie w jednym z sześciu z góry ustalonych punktów, znanych dla nas trojga. Oczywiście nie licząc niespodziewanych wydarzeń.

Trigger skinęła głową. Otworzyła zasobnik i podeszła do stołu, na którym, na ręczniku, wciąż leżał plazmoid. Był już suchy. Podniosła go.

— Mnóstwo z tobą kłopotów, Wstręciuchu — powiedziała. — Ale ci ludzie uważają, że jesteś tego warty. — Wsunęła go do zasobnika, gdzie, jak jej się wydało, ułożył się wygodnie na dnie. Zamknęła torebkę, zredukowała jej ciężar do połowy i przewiesiła przez lewe ramię. — A teraz — zapytała — co mam zrobić z tymi rzeczami, które zwykle noszę w torebce?

— Przygotowaliśmy ci specjalny mundur, z dodatkowymi kieszeniami. Dopóki jesteś tutaj, będziesz go nosiła.

Trigger westchnęła.

— Och, te kieszenie są całkiem wygodne i nie zwracają uwagi — zapewnił ją. — Przetestowaliśmy to na dziewczętach.

— Nie wątpię! A kapciuch na porgee też testowaliście?

— Oczywiście. Zażywanie tego stało się teraz bardzo popularne w całej Piaście. W każdym bądź razie wśród pań. Ma udowadniać, że jesteście delikatne, czy coś w tym rodzaju. Nie pamiętam już tych bzdetów. Zaczniesz go od razu nosić?

— Niech pan to da — powiedziała z rezygnacją. — Na statku widziałam sporo osób noszących kapciuchy. Ludzie pomyślą, że też zaczęłam wąchać.

Holati podszedł do sejfu i wyjął płaski kapciuch długości dłoni, tylko węższy. Wydawał się zrobiony ze złotych nici. Po jednej stronie był ozdobiony perłami, powierzchnia drugiej była gładka. Trigger wzięła go i przyłożyła gładką stroną do swojej spódnicy, poniżej prawego biodra. Kapciuch przywarł do tkaniny. Trigger wysunęła nogę w bok i przez chwilę zastanawiała się.

— Nie wygląda najgorzej — zdecydowała. — Czy to, co tu jest w tej górnej przegródce, to prawdziwa porgee?

— Prawdziwa. Warta prawie dziewięćset pięćdziesiąt kredytów.

— No, bo gdyby ktoś chciał, żeby mu dać niucha... Wolałabym nie wzbudzać podejrzeń.

— To nie wchodzi w grę — powiedział komisarz. — Dlatego właśnie wybraliśmy porgee. Ta używka, gdy ją kupujesz, powinna być dokładnie dostosowana do twojego indywidualnego metabolizmu. To jest główna przyczyna jej wysokiej ceny. Spróbuj zażyć od kogoś, a wywróci cię na lewą stronę.

— Wolałabym w takim razie, żeby była dostosowana do mnie. Może będę musiała kiedyś demonstracyjnie zażyć, więc lepiej, żeby wszystko było w porządku.

— Już to zrobiliśmy — zapewnił.

— Dobrze — powiedziała Trigger. — Wypróbujmy to w takim razie. — Wyprostowała się, lewą ręką chwyciła za dno torebki, prawą opuściła luźno. Rozejrzała się po biurze. — Ma pan tu jakiś obiekt o niewielkiej wartości? — zapytała. — Coś większego?

— Co chcesz — powiedział komisarz, rozglądając się. — Na przykład ta przerośnięta roślina doniczkowa w rogu. A po co?

— Na próbę — powiedziała Trigger. Odwróciła się twarzą do doniczki. — Może być. A teraz... Wchodzę, nie myśląc o niczym. — Ruszyła w kierunku rośliny. — I nagle, wprost przede mną, pojawia się porywacz plazmoidów.

Zatrzymała się w pół ruchu. Torebka zniknęła, a jej prawa ręka zanurzyła się w kapciuchu na porgee. W jej dłoni pojawił się denton. Doniczka z trzaskiem rozleciała się na fragmenty.

— O rany — krzyknęła zaskoczona. — Fido, do nogi!

Torebka pojawiła się w powietrzu. Trigger sięgnęła i chwyciła za pasek. Obejrzała się w kierunku komisarza Tate.

— Przykro mi z powodu tej doniczki. Chciałam nią tylko lekko potrząsnąć. Zapomniałam, że grzebaliście przy mojej broni. Zawsze ją trzymam ustawioną na ogłuszacz — dodała z naciskiem.

— W porządku, nic się nie stało — zapewnił komisarz. — Powinienem cię uprzedzić. W każdym bądź razie, wracając do tematu, krytyczny moment, to zorientować się w porę, gdy się pojawią.

Trigger przestawiła dentona na ogłuszacz i włożyła z powrotem do przegródki z boku kapciucha. Przejechała końcami palców po długiej szczelinie, a ta zamknęła się ponownie.

— Też mnie to niepokoi — przyznała.

* * *

Wczesnym wieczorem, gdy Trigger zjawiła się jego prywatnej kwaterze, komisarz Tate był sam.

— Siadaj — zaproponował. — Od godziny próbuję znaleźć Mantelisha. Znów wybrał się na antypody.

Trigger usiadła i uniosła brwi.

— A nie powinien?

— Moim zdaniem, nie — powiedział Holati Tate. — Ale nie mogłem nic na to poradzić. Mantelish wciąż jest najważniejszym człowiekiem Federacji pracującym nad problemem plazmoidów. Wolno mi ingerować w jego prace tylko wtedy, gdy udowodnię, że jest to absolutnie konieczne. Prawdopodobnie mają rację. Poza tym ci strażnicy Ligi Uniwersyteckiej, którzy go ochraniają, są całkiem kompetentni.

— Jeśli są porównywalni z tymi, którzy ochraniali Projekt Plazmoidowy, to są najlepsi — powiedział Trigger.

— Dzięki za tę ocenę w imieniu Zwiadu Kosmicznego — powiedział komisarz. — Ci ludzie nie byli ze Straży Uniwersyteckiej. Gdy rozważano, kto ma cię ochraniać, nie ustąpiłem.

— No tak, mogłam się domyślić — uśmiechnęła się. — A czego profesor szuka na tamtej półkuli?

— Poluje na jakieś hipotetyczne stworzenia, które nazywa dzikimi plazmoidami.

— Dzikimi plazmoidami?

— Aha. Wpadł na pomysł, że jakieś plazmoidy Starych Galaktów na Manon uciekły, albo, powiedzmy, zostały pozostawione samym sobie, by przetrwać do naszych czasów. Uważa, że mogą nawet się rozmnażać. Zbudował specjalny detektor i wybrał się na poszukiwania.

— Taki jak ten? — zapytała Trigger, wyciągając palec z niepozornym złotym pierścionkiem z zielonym oczkiem.

— Taki zabrał ze sobą również, tylko większy model. Ale jest przekonany, że jeśli są tutaj jakieś dzikie plazmoidy, to najprawdopodobniej należą do linii 113-A. Skonstruował więc inny, reagujący na 113-A.

— Rozumiem. — Trigger zamilkła na chwilę. — Czy Mantelish ma jakieś pojęcie, dlaczego te zwykłe detektory reagują na wszystkie plazmoidy, z wyjątkiem Wstręciucha?

— Najwyraźniej ma — powiedział Holati. — Kiedy jednak zaczyna o tym mówić, nie jestem w stanie za nim nadążyć. — Spojrzał ponuro na Trigger. — Czasami podejrzewam, że profesor Mantelish jest nieco świrnięty — wyznał. — Ale najprawdopodobniej jest tak błyskotliwy, że to przekracza moje możliwości umysłowe.

Trigger roześmiała się.

— Mój ojciec, gdy wracał ze spotkania z Mantelishem, mówił dokładnie to samo. —- Spojrzała ponownie na pierścionek. — Przy okazji, ukradziono ostatnio tutaj jakieś plazmoidy, których moglibyśmy poszukać?

Komisarz skinął głową.

— Z Księżyca Plonów zniknęło kilka sztuk, a także z różnych magazynów. Nie byłbym zdziwiony, gdyby jakieś znalazły się w tej kopule. Nie żeby to była poważna strata. To co padło łupem złodziei, to jakieś małe rzeczy, takie plazmoidowe drobiazgi. Chociaż za każdy z nich wciąż można dostać setki tysięcy kredytów. O ile zostaną zaoferowane właściwym ludziom. Słuchaj Trigger, jeśli to zebranie koliduje z jakimiś twoimi osobistymi planami, to powiedz. Możemy je przełożyć na jutro. Zwłaszcza że zanosi się na to, że Mantelish również nie przyjdzie.

— Również? — zdziwiła się Trigger.

— Quillan już odwołał swoją obecność. W coś się wplątał dziś po południu.

— Aha — stwierdziła chłodnym tonem. Spojrzała na zegarek. — Umówiłam się z Brulem Ingerem na kolację, za półtorej godziny. Powiedział pan, że to nie potrwa dłużej niż godzinę?

Skinął głową.

— Czyli jestem wolna. Na kwaterze już się rozlokowałam, rano mogę podjąć swoje stare obowiązki.

— W porządku — zgodził się komisarz. — Jest kilka spraw, które chciałbym przedyskutować z tobą na osobności. Jeśli Mantelish nie znajdzie się w ciągu dziesięciu minut, zajmiemy się tamtym. Wolałbym, żeby Quillan był z nami i przedstawił dane na temat czołowych kryminalistów w Piaście. To jego specjalność. Ja się w tym światku zbytnio nie orientuję.

Umilkł na chwilę.

— Choćby ta Lyad Ermetyne — kontynuował. — Sprawia wrażenie, jakby również była już częścią naszego problemu albo starała się usilnie nią zostać. Od dwóch tygodni przebywa tutaj okręt wojenny Tranestu. Nazywa się „Aurora”.

— Przebywanie okrętów wojennych w układzie Manon jest zakazane — zdumiała się Trigger.

— Nie jest w obrębie układu. Orbituje jakieś pół roku świetlnego stąd. Nie można mu tego zabronić. Poza tym, to żaden powód do zmartwienia. Po prostu ciężko uzbrojona fregata, mieszcząca się w granicach limitu nałożonego na Tranest. A ponieważ jest to prywatny statek Lyad, wyobrażam sobie, że wyposażyli go we wszystko, co tylko mogli. W każdym bądź razie, fakt, że przysłała go tutaj przodem, wskazuje, że to nie jest przypadkowa wizyta.

— Ona to już wyraźnie sama zadeklarowała — powiedziała Trigger. — Jak pan sądzi, czemu zrobiła to tak otwarcie?

Wzruszył ramionami.

— Z wielu różnych powodów. Jednym z nich mogło być to, że i tak by wszyscy świdrowali ją wzrokiem natychmiast po przybyciu. Lyad nigdy nie podróżuje, jeśli nie ma w tym interesu. Po raporcie Quillana z waszej kolacji, zebrałem wszystkie dostępne dane na jej temat. Pierwsza Dama, to ciężki orzech do zgryzienia. I sprytny. Większość z Ermetyne'ów kończy skanem martwego mózgu zdjętym przez któregoś z kochających krewnych i jest oczywiste, że jeszcze zanim trafią do przedszkola, muszą umieć szybko przygotować trujący napój. Lyad, już jako osiemnastolatka, została ich liderką...

Odwrócił głowę. W sąsiednim pokoju rozległ się dzwonek. Komisarz wstał.

— To chyba ludzie Mantelisha — powiedział. — Kazałem im dzwonić, natychmiast, gdy go znajdą. — Zatrzymał się w drzwiach. — Trigger, dziewczyno, zrób sobie drinka. Wiesz, gdzie co jest.

— Dziękuję, nie teraz.

Komisarz wrócił po kilku minutach.

— Ten cholerny głupiec zagubił się na bagnach. Znaleźli go w końcu, ale jest teraz zbyt zmęczony, żeby zjawić się tutaj.

Usiadł i poskrobał się w zamyśleniu po brodzie.

— Czy ty pamiętasz, jak straciłaś przytomność na Księżycu Plonów? — zapytał.

Trigger spojrzała na niego z zaciekawieniem.

— Czy co pamiętam?

— Jak straciłaś przytomność. Zemdlałaś. Padłaś nieprzytomna.

— Ja? Chyba pan rozum postradał, komisarzu. Nigdy w życiu nie zemdlałam.

— Pytam dlatego — powiedział — gdyż podobno krótki pobyt w komorze hibernacyjnej, takiej samej jak wszystkie, tyle że użytej do celów terapeutycznych, czasami pozwala na odzyskanie pamięci.

— Odzyskanie pamięci? O czym pan mówi?

— O tobie — odpowiedział komisarz. — To będzie dla ciebie szok, dziewczyno, łatwiej by ci było po drinku. Ale powiem wprost. Jakiś tydzień po przyjeździe Mantelisha i jego zespołu badawczego, gdy pokazywaliśmy im Księżyc Plonów, straciłaś przytomność. Potem niczego nie pamiętałaś.

— Nie pamiętałam? — zapytała Trigger słabym głosem.

— Tak. Myślałem, że może wszystko się wyjaśni, że masz jakiś powód, żeby o tym nie mówić. — Wstał. — To co, chcesz tego drinka? Zanim przejdę do szczegółów?

— Poproszę.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)