home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

19

Do obiadu Trigger znów stała się niemal wylewna.

— Ustawiłam już moją pracę w Prekolu — raportowała komisarzowi. — W miarę możliwości, będę to robiła jak dotychczas. A gdy to nie będzie możliwe, automatycznie włączy się młodzież. — Młodzieżą nazywała pięcioro stażystów, między których rozdzielono jej obowiązki, gdy wyjechała.

— Około dziesiątej major Quillan wezwał mnie do pracowni Mantelisha — kontynuowała. — Profesor chciał widzieć Wstręciucha, więc go tam zabrałam. Potem okazało się, że po południu będzie chciał go zabrać w teren.

— Nie wolno mu tego zrobić i dobrze o tym wie. — Holati Tate był zaskoczony. Sięgnął ręką po komunikator.

— Nie trzeba, panie komisarzu. Powiedziałam Mantelishowi, że to ja jestem odpowiedzialna za Wstręciucha i że straci rękę, jeśli spróbuje wyjść z nim z pracowni.

— Aha. — Holati Tate odkaszlnął, by oczyścić gardło. — I jak on na to zareagował?

— Fukał przez chwilę. Jak to on. Potem uspokoił się i stwierdził, że może pójść bez Wstręciucha. Przez jakiś czas go mierzył, ważył itp. Potem stał się bardzo przyjacielski i oznajmił, że na pana prośbę wprowadzi mnie w najnowszą teorię plazmoidów.

— Tak, poprosiłem go o to — potwierdził Holati Tate. — I co? Zrobił to?

— Próbował. Tak mi się wydaje. Ale było tak, jak pan powiedział. Po trzech zdaniach zgubiłam się i już nie mogłam za nim nadążyć. — Spojrzała z ciekawością na komisarza. — Nie miałam okazji rozmawiać z majorem Quillanem, ale zastanawiam się, czemu Mantelishowi powiedziano, że niezależne floty przeszukują terytorium Vishniego w poszukiwaniu plazmoidów. Myślałam, że uważacie go za zbyt prostodusznego, żeby mu powierzać takie sprawy.

— Nie udało nam się tego utrzymać w tajemnicy — powiedział Holati Tate. — Sam na to wpadł.

— Nie musieliście mu mówić, że pojawiły się takie możliwości.

— Niestety, powiedzieliśmy. On miał już od miesiąca te swoje detektory plazmoidów, ale nie przyszło mu do głowy, żeby o tym powiedzieć. Celem jego powrotu na Manon była początkowo konieczność selekcji tego, co przysyłały floty. To najbardziej niesamowita kolekcja prymitywnych form życia jaką kiedykolwiek widziałem. Niestety nie było tam plazmoidów. Mantelish się zirytował i zażądał, żeby mu wyjaśnić, dlaczego ci idioci nie używają detektorów.

— O Boże! — powiedziała Trigger.

— Tak właśnie wygląda praca z nim — powiedział komisarz. Zaczęliśmy wytwarzać hurtowo te detektory i wysyłać je, ale wyników jak na razie nie ma.

— No tak, to wyjaśnia sprawę. — Trigger spoglądała przez chwilę na biurko, a potem podniosła wzrok i napotkała spojrzenie komisarza. Zaczerwieniła się lekko.

— Tak się składa — powiedziała — że miałam okazję przeprosić majora Quillana za to, że uderzyłam go rano. Nie powinnam.

— Nie wydawał się być urażony.

— Tak, rzeczywiście — potwierdziła.

— Wytłumaczyłem mu, że masz poważny powód, by czuć się napastowana.

— Dziękuję. A przy okazji, czy to prawda, że był kiedyś przemytnikiem? I porywaczem?

— Tak... z dużym powodzeniem, zresztą. To doskonała przykrywka podczas niektórych akcji wywiadowczych. Chociaż słyszałem też, że Quillanowi przydarzyło się zostać wmieszanym w jedną z najpaskudniejszych afer narkotykowych w Piaście, za co został zdegradowany o dwa stopnie.

— Zdegradowany? Dlaczego?

— Nieupoważniona ingerencja w sytuację polityczną. Takie sprawy są bardzo surowo traktowane w Zwiadzie. Masz obowiązek orientować się w tym. Ale czasem nie możesz. A czasem możesz i mimo to idziesz dalej. Prywatnie mogą cię poklepać po plecach, a oficjalnie odsuną od sprawy.

— Rozumiem.

Uśmiechnęła się.

— Jak daleko wczoraj zaszliśmy z tym wprowadzaniem? — zapytał komisarz.

— Do tego, że te szczątki, to nie był doktor Azol.


Gdyby nie to niezwykłe wydarzenie z Trigger, Holati Tate nigdy by nie potraktował sceptycznie domniemanego wchłonięcia doktora Azola przez plazmoid podczas chwilowej utraty przytomności spowodowanej zakrzepem w układzie krążenia. Nic bowiem nie wskazywało na to, żeby ktoś mógł od samego początku w strategiczny sposób manipulować selekcją naukowców Ligi Uniwersyteckiej mających się zająć odkryciem plazmoidów.

W zaistniałej sytuacji potraktował jednak całe wydarzenie niezwykle podejrzliwie. Śmierć doktora Azola, w taki szczególny sposób, wydała mu się zbyt dużym zbiegiem okoliczności. Zwłaszcza że, oprócz niego, tylko Azol wiedział, o poprzednim przypadku utraty przytomności na Księżycu Plonów. I tylko Azol mógł liczyć na to, że komisarz spokojnie poinformuje prowadzących śledztwo o poprzednim incydencie, czyniąc w ten sposób teorię o jego przypadkowej śmierci bardziej prawdopodobną, niż gdyby miało to być tylko podejrzenie zawału.

Przyszło mu również do głowy, że jeżeli Azol chciał zniknąć, to równie dobrze mógł też chcieć przekazać ważne informacje komuś czekającemu na to w Piaście. Dopilnował więc zabezpieczenia szczątków i przekazał swoje podejrzenia do wysokiego urzędnika Federacji, o którym wiedział, że jest godny zaufania. Osobiście nic więcej w tej sytuacji nie mógł ani nie miał zamiaru robić. Krótko potem przybyli ludzie ze służb bezpieczeństwa i zabrali domniemane pozostałości ciała doktora Azola z powrotem do Piasty.

— Przez kilka miesięcy było cicho i dopiero, kiedy wybuchła cała afera i mnie kazano się tym zająć, sprawa wypłynęła ponownie — kontynuował Holati Tate. — Okazało się, że to nie jest Azol. To był fragment jakiegoś niezidentyfikowanego nieboszczyka, najprawdopodobniej przywieziony przez niego specjalnie w tym celu. W każdym bądź razie materiał genetyczny Azola do niego nie pasował.

Zabrzęczał komunikator. Trigger podniosła słuchawkę.

— Argee — powiedziała. Słuchała przez chwilę. — Dobrze, już idę. — Wstała, odkładając słuchawkę. — Zamieszanie w biurze — wyjaśniła. — Pewnie myśleli, że odeszłam, a ja tymczasem wróciłam. Postaram się być tu z powrotem, jak tylko to poodkręcam. Aha, przy okazji.

— Tak?

— Statek Służby Psychologicznej odezwał się dziś rano. Będą tu jutro i chcą, żeby im przydzielić orbitę gdzieś na uboczu, gdzie nie będą zwracać uwagi. Rzeczywiście to jest taki ogromny statek.

— Widziałem kilka jeszcze większych — powiedział komisarz — ale nie tak bardzo.

— Gdy już zaparkują, wyślą po mnie prom.

Komisarz skinął głową.

— Sprawdzę, czy wszystko jest przygotowane. Czy to przesłuchanie wciąż cię niepokoi?

— Cóż, wolałabym się bez niego obejść — przyznała Trigger. — Ale przypuszczam, że jest potrzebne. — Uśmiechnęła się nieznacznie. — W każdym bądź razie, będę mogła któregoś dnia opowiedzieć wnukom, że raz kiedyś rozmawiałam z prawdziwym esperem.

* * *

Kobieta ze Służby Psychologicznej, która następnego wieczora wstała z kanapy, gdy Trigger weszła do małej poczekalni na kosmodromie, wyglądała zdumiewająco podobnie do Gayi, asystentki majora Quillana na „Dawn City”. Gdy stała, można było zauważyć, że jest znacznie szczuplejsza niż Gaya. Poza tym wyglądała zupełnie tak jak ona.

— Nazywam się Pilch — powiedziała. Spojrzała na Trigger i uśmiechnęła się. Miły uśmiech, pomyślała Trigger, która spodziewała się chłodnego profesjonalisty. — Wszyscy, którzy znają Gaję — dodała — uważają nas za bliźniaczki.

— A nie jesteście? — roześmiała się Trigger.

— Tylko siostry cioteczne. — Jej głos był również miły, czysty i przyjemny. Trigger poczuła, że się nieco rozluźnia. — Dlatego też wybrano mnie, żeby cię przywieźć. W ten sposób prawie się znamy. Poza tym zostałam wyznaczona, żeby po przybyciu na statek przeprowadzić cię przez procedury przygotowawcze do sesji. Po drodze sobie trochę porozmawiamy. To pozwoli zmienić twoje negatywne nastawienie. Prom jest tam, na parkingu.

Ruszyły krótkim korytarzem w tamtym kierunku.

— A jakie powinnam mieć nastawienie? — zapytała Trigger.

— W twoim przypadku, raczej pozytywne. Jesteś bardziej uwarunkowana do tego procesu, niż ci się wydaje. Przesłuchujący po prostu zacznie w tym miejscu, w którym skończył jego poprzednik. Tak się dzieje, gdy musisz pracować z barierami, które sprawiają trochę kłopotu.

Wsiadając jako pierwsza do mniejszego z dwóch zaparkowanych obok siebie, ostrodziobych pojazdów, Trigger wciąż odczuwała niechęć. Pilch wsiadła za nią i zamknęła właz.

— Ten drugi, to łódź bojowa — oznajmiła. — Nasza eskorta. Komisarz Tate bardzo na to nalegał.

Popchnęła Trigger w kierunku miękkiego niskiego siedzenia zajmującego połowę przestrzeni niewielkiej kabiny za śluzą, po czym usiadła obok.

— W porządku. Możemy lecieć — powiedziała do komunikatora na ścianie.

Widoczne na ekranie niebiesko-zielone niebo przesunęło się do tyłu; kołyszący się krajobraz przemknął, po czym zniknął w dole. Pilch mrugnęła do Trigger.

— Ten chłopak startuje jak przerażony yazong! Będzie się ścigał do statku z łodzią bojową. Wracając do tych barier. Przypuśćmy, że powiedziałabym ci coś takiego: W tego typu procedurze nie dochodzi do istotnego naruszenia prywatności. Zmierzamy prosto do konkretnej informacji, na której nam zależy i zajmujemy się tylko nią. Twoje prywatne życie, twoje osobiste myśli pozostają tajemnicą, uświęconą i nienaruszoną. Co powiedziałabyś na to?

— Że kłamiesz — odpowiedziała Trigger bez zastanowienia.

— Oczywiście. Takie rzeczy czasami się mówi bardziej nerwowym przesłuchiwanym. My sobie nie będziemy tym zawracać głowy. Ale teraz przypuśćmy, że powiedziałabym ci bardzo uczciwie, że żadne osobiste odczyty, które mogą zostać zrobione, nie będą nigdzie zapisywane?

— Znów kłamiesz.

— Oczywiście — przyznała Pilch. — Zostałaś już przeskanowana tak dokładnie, jak to tylko możliwe poza totalną terapią. Twoje osobiste tajemnice są już dawno zapisane, a ponieważ ja wykonuję większość prac przygotowawczych w twoim przypadku, przestudiowałam bardzo wnikliwie wszystko, co wydaje się mieć jakieś znaczenie. Moim zdaniem jesteś całkiem przyzwoitym człowiekiem. Odpowiada ci to?

Trigger popatrzyła zakłopotana na jej twarz. Trudno, żeby odpowiadało, ale...

— Myślę, że mogę to zaakceptować — powiedziała. — Przynajmniej dopóki będę miała do czynienia z tobą. — Zawahała się. — A ten esper, to jaki jest?

— Czcigodna Cranadon? Myślę, że nie będziesz miała nic przeciwko niej. Macierzyński typ. Zróbmy najpierw te prace przygotowawcze, a potem cię jej przedstawię. Jeśli sądzisz, że to ci jakoś pomoże, postaram się być cały czas w pobliżu. Uczestniczyłam już wcześniej w jej przesłuchaniach. Może tak być?

— Pewnie będzie lepiej — zgodziła się Trigger. Poczuła się trochę rozluźniona.

Wślizgiwali się właśnie do długiego tunelu śluzy statku kosmicznego, który Holati Tate opisał jako latającą górę. Z tego, co Trigger zdążyła zauważyć podczas podejścia w świetle lamp naprowadzających, przypominał dość mocno bardzo dużą górę o skalistym charakterze. Poszli serią wind, portali i korytarzy, by w końcu znaleźć się w małym, słabo oświetlonym pomieszczeniu z niewielkim biurkiem, bardzo dużą kanapą, ogromnym ekranem na ścianie i mnóstwem różnych urządzeń. Pilch usiadła za biurkiem i poprosiła Trigger o wygodne ułożenie się na kanapie.

Trigger ułożyła się. Przez chwilę miała takie uczucie, jakby łagodnie opadała w ciemność.

* * *

Pół godziny później usiadła na kanapie. Pilch włączyła lampę na biurku i popatrzyła na nią w zadumie. Trigger zamrugała oczami. Potem oczy jej się rozszerzyły, najpierw w zaskoczeniu, a potem w zrozumieniu.

— Kłamczucha — powiedziała.

— Hm-m-m — powiedziała Pilch — tak.

— To było przesłuchanie.

— Masz rację.

— To ty jesteś tym esperem.

— E tam! — obruszyła się Pilch. — No dobrze, zgadzam się. Można mnie, nie przesadzając, określić jako kogoś w tym rodzaju. Tak. Ty zresztą też jesteś kimś takim. Po prostu jesteśmy uzdolnione w innych dziedzinach. Chociaż niespecjalnie odległych.

— Ale ty okazałaś się uzdolniona w tej dziedzinie — powiedziała Trigger. Opuściła nogi na podłogę i popatrzyła na Pilch z powątpiewaniem. Pilch uśmiechnęła się.

— No co, pozbyłaś się już swojego negatywnego nastawienia?

— Tak — przyznała Trigger. — Pozbyłam się. To co robimy dalej w takiej sytuacji?

— Teraz ci wszystko wyjaśnię — powiedziała Pilch.

* * *

To, co przyciągnęło ich uwagę, było całkiem prostym procesem. Tyle tylko, że był to proces, dotychczas nie obserwowany przez Służbę Psychologiczną w tych okolicznościach.

— Tutaj jest to, co nasi badacze wydostali ostatnim razem — powiedziała Pilch. — Mnóstwo materiału, oczywiście. Ale widać w tym proste konsekwencje, dzięki którym wszystko staje się jasne. Twoja matka umiera, gdy masz sześć miesięcy. Potem następuje cały szereg opiekunek, których zbytnio nie lubisz. Dobre opiekunki, ale, szczerze mówiąc, zbyt głupie jak dla ciebie, chociaż ty sobie z tego nie zdajesz sprawy, a one również nie. Skończyłaś siedem lat i przebywasz na farmie, niedaleko Ceyce, gdzie zawsze spędzasz wakacje. Jest tam błotnista sadzawka. Uwielbiasz ją.

Trigger roześmiała się.

— W rzeczywistości zapyziałe śmierdzące bajorko, pełne żab i tym podobnych stworzeń. Byłam tam sześć lat temu, tak żeby jeszcze raz zobaczyć. Ale masz rację. Kiedyś uwielbiałam to bajoro.

— Aż do tych siódmych wakacji — powiedziała Pilch. — Podczas których, wraz z tobą, była tam również kuzynka twojego ojca.

— Być może — przytaknęła Trigger. — Nie pamiętam tego zbyt dobrze.

— No więc, to była błyskotliwa kobieta — kontynuowała Pilch. — Na swój sposób. Była mniej więcej w wieku twojej matki, gdy ta umarła. Miała doskonałą prezencję. I była sympatyczna. Bawiła się z małą dziewczynką, śpiewała jej, opowiadała historie. Rozpieszczała ją.

Trigger zamrugała oczami.

— Naprawdę? Nie...

— Ale nigdy nie bawiła się, nie opowiadała historii, nie rozpieszczała itd. itp. małej dziewczynki, która — głos Pilch nagle stał się ostry i wysoki — przychodziła śmierdząca i cała ubłocona w tym mulistym, oślizgłym bajorze!

Trigger sprawiała wrażenie zaskoczonej.

— Wiesz — powiedziała — wydaje mi się, że pamiętam ją, jak to mówi... Dokładnie w taki sposób!

— Teraz pamiętasz — powiedziała Pilch. — Nigdy potem już jej nie spotkałaś. Twój ojciec wykazał się zdrowym rozsądkiem. Nie ożenił się z nią, chociaż wyraźnie miał taki zamiar, gdy zorientował się, jak ona zamierza traktować ciebie. Byłaś tam jeszcze raz, w następne wakacje. Jej już tam nie było. Weszłaś do swojego starego błota. Co robiłaś? Brodziłaś w nim, czując smutek. Nastąpiłaś na jakiś ostry patyk i rozcięłaś sobie paskudnie stopę. Taka forma samoukarania.

Pilch przewinęła kilka stron zapisów.

— Teraz, zanim zaczniesz pytać, co w tym jest interesującego, pokażę ci kilka rzeczy powiązanych z tym. Masz dwanaście lat. Na Maccadonie jest takie zwierzę, coś w rodzaju lądowej meduzy. Mingo, tak? Połknęło twojego kota.

— Tak, mingo — potwierdziła Trigger. — Pamiętam to. Zabiłam je.

— Właśnie. Rozerwałaś je i wyciągnęłaś kota, ale ten był już nieżywy i częściowo strawiony. Płakałaś z tego powodu przez cały dzień i pół nocy.

— Być może.

— Tak było. Weźmy te dwa kluczowe momenty. Są z nimi powiązane jeszcze inne wydarzenia. Nie będziemy wchodzić w szczegóły. Ogólnie mówiąc, zdarzało ci się natknąć tu i ówdzie na coś, co się wije i pełza. Śmierdzi. I tym podobne. A jakie są twoje odczucia w stosunku do plazmoidów?

Trigger zmarszczyła nos.

— Są paskudne. Z wyjątkiem...

Ups! Zamilkła.

— ...Wstręciucha — dopowiedziała Pilch. — W porządku. Zostaliśmy poinformowani o twoim supertajnym zadaniu. I tak byśmy się o tym dowiedzieli. Mów dalej.

— No cóż, to jest dziwne — przyznała Trigger, zastanawiając się. — Właśnie powiedziałam, że uważam plazmoidy za nieprzyjemne stwory. Ale tak właśnie przywykłam o nich myśleć. A teraz tego wcale tak nie odczuwam.

— I znów pojawia się wyjątek — powiedziała Pilch. — To małe straszydło na „Dawn City”. O ile to był plazmoid. Ty chyba podejrzewasz, że tak?

Trigger skinęła głową.

— To wygląda niezbyt dobrze! — powiedziała.

— Całkiem niedobrze — zgodziła się Pilch. — W zasadzie, plazmoidy nie budzą w tobie innych reakcji niż ziemniaki... skały... czy inne obojętne rzeczy?

— Mniej więcej — przyznała Trigger. Wciąż sprawiała wrażenie skonsternowanej.

— Za chwilę dojdziemy do tego, co, jak się wydaje, zmieniło twój stosunek. Bo tutaj mamy jeszcze coś... — Pilch przerwała na moment, po czym powiedziała: — Poprzedniej nocy, jakąś godzinę po tym, jak poszłaś do łóżka, wykryłam u ciebie bardzo słaby ślad utraty świadomości o tym samym charakterze, co na stacji plazmoidów.

— W czasie snu? — zapytała Trigger, zdumiona.

— Właśnie. Stosunkowo słaby, bardzo krótki. Pięć, sześć minut. Aktywność senna i tym podobne, gładka linia. Jakieś blokady na rozmaitych ścieżkach zmysłowych. Potem normalny sen, aż do chwili na pięć minut przed przebudzeniem, gdy pojawia się znów minimalny ślad tego samego. Zbyt krótki, żeby powiedzieć coś konkretnego. Najwyżej kilka sekund. Problem w tym, że to jest proces ciągły. — Spoglądała na Trigger przez chwilę. — Nie niepokoi cię to zbytnio? — zapytała.

— Nie — odpowiedziała Trigger. — Co wydaje mi się bardzo dziwne — dodała — bo kiedy komisarz Tate po raz pierwszy mi o tym powiedział, byłam raczej wystraszona.

— Wiem.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)