„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
Pilch przez chwilę milczała ze wzrokiem skierowanym w kierunku ściennego ekranu, jakby myśląc o czymś z nim powiązanym.
— No dobrze, zostawmy to na razie — powiedziała w końcu. — Opowiem ci teraz, co wydarzyło się w tych miesiącach, poczynając od tej pierwszej amnezji i utraty świadomości na Księżycu Plonów. Podstawowe kursy psychologii w Szkole Kolonialnej na Maccadonie mają dobrą opinię, więc nie będę musiała ci zbyt wiele wyjaśniać. Czy związek między wydarzeniami, o których wspominałam i twoją dawną awersją do plazmoidów jest dla ciebie jasny?
Trigger skinęła głową.
— Dobrze. Gdy wtedy, na żądanie komisarza Tate'a, badano cię po raz pierwszy, nie można było zbyt wiele zrobić. Amnezja od razu nie ustąpiła, co nie jest niczym nadzwyczajnym. Interesująca mogła być utrata świadomości, a to ze względu na okoliczności. Z drugiej strony, badania wykazały, że jesteś w dużo lepszej kondycji niż normalnie. Poza ogólną terapią, a chyba zdajesz sobie z tego sprawę, że to długi proces, nie można było właściwie nic zastosować. Nie było też do tego szczególnych powodów. Zainicjowano więc tylko proces przywracania ci pamięci i pozostawiono na pewien czas.
To, o czym mówimy, było właściwie już wtedy u ciebie zainicjowane, ale zauważyliśmy to dopiero przy następnym badaniu. Ten proces był stosunkowo delikatną, ale bardzo precyzyjną i wyraźnie celową terapią. Twoja podświadoma pamięć, zawierająca tę grupę wydarzeń, o których mówiłam, a także różnych wydarzeń powiązanych z nimi, była stopniowo wymazywana. Reakcje emocjonalne zanikały, a utrwalone systemy wartości słabły. Ścieżki skojarzeń były zmieniane.
Samo w sobie nie ma to zbyt dużego znaczenia. Dobry terapeuta mógłby zrobić to samo i o wiele szybciej. Mówiąc prościej, kilkugodzinna intensywna terapia została rozciągnięta do kilku tygodni, co pozwoliło ci na stopniowe przyswojenie sobie tego bez zaburzeń świadomości. Bardzo interesującą rzeczą jest tutaj to, że ten systematyczny delikatny proces okazuje się zachodzić sam z siebie. A takie rzeczy się nie zdarzają. Czy to cię teraz niepokoi?
Trigger skinęła głową.
— Trochę. Zastanawiam się przede wszystkim, dlaczego ktoś chce, żebym nie czuła niechęci do plazmoidów.
— Mnie też to zastanawia — powiedziała Pilch. — Ktoś wyraźnie tego chce. I to ktoś bardzo bystry. Prędzej czy później się tego dowiemy. To właśnie żeśmy przypadkowo wykryli. No i wyraźnie temu komuś nie zależy, żebyś szalała za plazmoidami. Wystarcza mu, że nie będziesz czuła do nich odrazy.
Trigger uśmiechnęła się.
— Nie wyobrażam sobie, jak ktoś mógłby sprawić, żebym oszalała na punkcie plazmoidów. Wszystko jedno w jaki sposób.
— To nie byłoby zbyt trudne — Pilch potrząsnęła głową. — Oczywiście, stałabyś się świrem. Ale to zupełnie co innego niż ta prosta neutralizacja, o której mówimy. Zajmijmy się teraz czymś innym. Przez jakiś czas miotałaś się, nie mogąc sobie poradzić z tym wszystkim. W tym przypadku jest to wyłącznie nasza wina. Zaraz ci to wyjaśnię.
Ci, co cię badali, mogli jedynie zastosować dość ograniczone środki terapeutyczne na kilka różnych sposobów. Ponieważ to nie dawało niczego, zrezygnowali. Ale przy trzecim badaniu znaleziono coś nowego. Znów prawie niezauważalnego. U kogoś innego być może by to zbagatelizowano. Ale u ciebie to w ogóle nie pasowało do twojego głównego profilu osobowościowego. Chciałaś zostać tam, gdzie byłaś.
— Chciałam zostać tam, gdzie byłam?
— Tak, w układzie Manon.
— Aaa! — Trigger zarumieniła się. — No cóż...
— Tak, tak, wiem. Ale poczekaj chwilę. Wykryliśmy tę niezharmonizowaną skłonność. W tej sytuacji poleciliśmy komisarzowi Tate zabrać cię do Piasty i trzymać tam, żeby zobaczyć, co się stanie. Otóż ta umiarkowana chęć bycia na Manon, na Maccadonie zaczęła urastać do poziomu największej potrzeby.
Trigger zwilżyła wargi.
— Ja...
— Tak, wiem — powiedziała Pilch. — Musiałaś przecież znaleźć sobie jakiś sensowny powód. I znalazłaś.
— Ale...
— Och, no dobrze. Byłaś zakochana w tym młodym człowieku. Kto by zresztą nie był? Cudowny chłopak. Sama bym... to jest, dopóki bym go nie położyła na tej kozetce. Ale tym razem po raz pierwszy nie byłaś w stanie wytrzymać z dala od niego przez te kilka miesięcy. Po raz pierwszy, również, zrobiłaś się zazdrosna. W ten sposób znalazłaś swoje powody. Tymczasem dla nas — kontynuowała ponuro Pilch — była to jednoznaczna, trwała obsesja o niewątpliwie złożonym charakterze. I wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze. Ty już nie masz tej obsesji.
— Tak?
— Nie masz już nawet tej początkowej umiarkowanej skłonności. Czy to nie powinno budzić jakichś podejrzeń. Ale odłóżmy to na razie.
Przełączyła coś na pulpicie. Wielki ścienny ekran rozjaśnił się. Ogromna bursztynowa płaszczyzna, sugerująca jakieś ukryte głębie.
Wczoraj w nocy, krótko przed obudzeniem, miałaś sen. Właściwie, w ciągu nocy, była to seria ośmiu snów, które wydają się mieć jakieś znaczenie. Z tym, że te wcześniejsze miały charakter raczej przygotowawczy. W taki czy inny sposób treść tych snów została włączona w końcowy zespół symboli. Zobaczmy, co da się z tego wydobyć.
Na ekranie pojawił się kształt.
Trigger drgnęła, a potem się roześmiała.
— Co o tym myślisz? — zapytała Pilch.
— Mały zielony ludzik! Czy to nie może odpowiadać temu małemu żółtemu stworowi na statku? Dobry karzełek i bardzo zły karzełek.
— Może — zgodziła się Pilch. — Masz jakieś dalsze skojarzenia?
— Dobre i złe plazmoidy? — Trigger potrząsnęła głową. — Nie. Chyba raczej nie.
— A coś jeszcze?
— Farmer. Mały staruszek, właściciel farmy, gdzie była ta mulista sadzawka.
— Lubiłaś go?
— Bardzo lubiłam. Wiedział mnóstwo ciekawych rzeczy — znów się roześmiała. — Wiesz co, nie chciałabym, żeby on się o tym dowiedział... ale ten mały zielony człowieczek kojarzy mi się dość mocno z komisarzem Tate.
— Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko temu — powiedziała Pilch. — No dobrze — dodała po chwili. — A to?
Pojawił się następny kształt.
— Karykatura dzikiego, złośliwego konia — powiedziała Trigger i, po zastanowieniu, dodała: — Na tej farmie był taki koń. Pewnie wiesz?
— Tak wiem. Nasuwają ci się w związku z tym jakieś myśli?
— N-nie. No dobrze, jedna. Ten staruszek był jedynym człowiekiem, który mógł sobie z tym koniem poradzić. To był mutant, a właściwie... produkt banku żywych form, który nie bardzo się udał. Niezwykle silny. Mógł pracować czterdzieści osiem godzin bez przerwy i nie protestował. Ale to było bardzo złośliwe zwierzę.
— Bestia — zauważyła Pilch. — Tak odczuwałaś to w tym śnie.
Trigger skinęła głową.
— Pamiętam, że zapał tego konia do kopania i gryzienia wszystkiego dookoła zawsze uważałam za szaleństwo. Nic innego go nie interesowało. Myślę, że ten koń był szalony.
— Ale nigdy nie groziło ci od niego żadne niebezpieczeństwo?
— Nie mogłam się do niego zbliżyć! — Trigger roześmiała się. — Powinnaś zobaczyć zagrodę, w której ten rolnik go trzymał po pracy.
— Widziałam — powiedziała Pilch. — Długie, szerokie zagłębienie w ziemi, dokładnie ogrodzone. Ocienione od słońca, dużo jedzenia, bieżąca woda. To był dobry gospodarz. Dookoła bardzo wysoki szczelny płot, nie pozwalający małym dziewczynkom, i innym, zbliżać się do tego pożytecznego potwora.
— Dokładnie — przyznała Trigger. Potrząsnęła głową. — Jak już zaglądacie do czyjejś głowy, to zaglądacie!
— Taki mamy zawód — powiedziała Pilch. — Zobaczmy, co powiesz o tym.
Trigger milczała prawie minutę, zanim odezwała się stłumionym głosem.
— Nic więcej oprócz tego, co widać. Z niczym mi się nie kojarzy.
— A co widać?
— Roześmiani giganci rozdeptujący farmę. Taką niedużą farmę. To może być farma małego zielonego ludzika. Nie, poczekaj! Nie! To należy do innych zielonych ludzików.
— Jakieś emocje?
— Hm... Nienawidzę ich! — powiedziała Trigger. — Są okrutni. I zadowoleni ze swojego okrucieństwa.
— Boisz się ich?
Trigger zmrużyła oczy i przyglądała się ekranowi przez kilka sekund.
— Nie — powiedziała cichym, sennym głosem — jeszcze nie.
— A zobacz jeszcze ten — odezwała się Pilch po chwili.
Trigger spojrzała i zmarszczyła brwi.
— Wydaje mi się, że to ma jakieś znaczenia — powiedziała po namyśle. — Ale jedyne, co mi się kojarzy, to dwie tarcze zegarowe. Na jednej wskazówki kręcą się bardzo szybko, a na drugiej powoli.
— Tak? — Pilch czekała trochę. — I nic więcej w związku z tymi zegarami? Tylko to, że mają jakieś znaczenie?
— Nic. — Trigger potrząsnęła głową.
Pilch ponownie przełączyła coś na pulpicie. Ekran zgasł, a światło w pomieszczeniu powoli się rozjaśniło. Na twarzy Pilch pojawiła się zaduma.
— To na razie wystarczy — powiedziała. — Słuchaj Trigger, ten statek wykonuje obecnie pilne zadanie w innym miejscu. Musimy tam wrócić i to dokończyć. Będę mogła powrócić na Manon za około dziesięć dni i wtedy zrobimy następną sesję. Myślę, że wtedy uda nam się wyjaśnić tę małą zagadkę.
— Całą?
— Myślę, że całą. Obraz powoli wydaje się rozjaśniać. Za dziesięć dni będzie jeszcze więcej szczegółów, a dalsza ostrożna stymulacja powinna ujawnić resztę.
— No to wspaniale. — Trigger pokiwała głową. — Jestem już trochę zmęczona byciem tą chodzącą zagadką.
— Nie jesteś niczemu winna — powiedziała Pilch, prawie dokładnie tak, jak komisarz Tate. — Tak się składa, że jesteś obecnie bardzo zapracowaną kobietą, ale jeśli uda ci się znaleźć od czasu do czasu wolne pół godziny, to usiądź sobie wygodnie i wsłuchaj się w swoje myśli. Biorąc pod uwagę to, co już wiemy, może ci się uda wyjaśnić resztę.
Trigger popatrzyła z powątpiewaniem.
— Wsłuchać się w swoje myśli?
— Szybko się tego nauczysz — powiedziała Pilch i uśmiechnęła się. — Po prostu pomyśl o tym ogólnie, jak tylko będziesz miała czas i nie staraj się za bardzo. Masz jeszcze jakieś pytania przed powrotem na Manon?
Trigger zastanawiała się przez chwilę.
— Jest jedna rzecz, co do której chciałabym być pewna — powiedziała. — Ale wydaje mi się, że wy również macie swoje problemy z bezpieczeństwem.
— A kto nie ma? Według mnie, ty jesteś wystarczająco bezpieczna. Ale pytaj.
— No więc... — zaczęła Trigger. — Komisarz Tate powiedział mi, że wy nie zajmujecie się indywidualnymi przypadkami.
— To prawda. A przynajmniej nie tyle, ile byśmy chcieli.
— Czyli nie zajmowalibyście się mną, gdyby nie to, jest to jakoś związane z plazmoidami.
— Dlaczego nie. Ja bym się zajęła — powiedziała Pilch. — Czcigodna Cranadon też. Albo ktoś inny. Jeśli są istotne podstawy, by żądać takiej pomocy, to jej udzielamy. Oczywiście, nie moglibyśmy porzucić teraz innej pracy i przylecieć na Manon, by usunąć jakieś osobiste trudności.
— Czyli jednak jestem wplątana w tę aferę z plazmoidami?
— Trigger, ty jesteś dokładnie w jej centrum. To jest pewne. Wszystko powinno się wyjaśnić podczas następnej sesji.
Pilch wyłączyła lampę na pulpicie i wstała.
— Nienawidzę pozostawiać niedokończonych spraw — przyznała. — Tym razem jednak muszę odlecieć. Plazmoidy nie są obecnie na szczycie listy problemów Federacji. Chociaż bardzo szybko pną się do góry.
* * *
Gdy Trigger przyszła następnego dnia rano do biura, dowiedziała się, że kosmolot Służby Psychologicznej opuścił układ Manon wieczorem, godzinę po jej powrocie do kopuły Prekolu.
Nikogo z zepołu plazmoidów nie było w pobliżu. Komisarz, który nie miał zbyt dobrej opinii o spaniu, był tu już trzy godziny temu; zostawił jej wiadomość, że w razie potrzeby można go znaleźć w większym z dwu statków, zaparkowanych przy kopule na kosmodromie Prekolu. Prawdopodobnie zamknął się w nim i siedział w kabinie łączności, wymieniając wiadomości z niezależnymi flotami na terytorium Vishniego. Zajmie mu to pewnie jeszcze kilka godzin. Profesor Mantelish nie powrócił jeszcze ze swej ostatniej wyprawy, a majora Hesleta Quillana nie było.
Dzień wydawał się całkiem dobry, żeby się zająć pracą dla Prekolu – zdecydowała Trigger bynajmniej nie z niechęcią. Poleciła personelowi przekazać sobie wszystkie sprawy nie będące w całości rutynowymi i zajęła się nimi.
Podczas wczorajszej konferencji, gdzieś w kwaterze głównej zawieruszył się zestaw żywotnie ważnych raportów ekspedycji Prekolu badającej gazowe giganty. Uspokoiła członków zespołu i nakazała poszukiwania. Grupa ekologów z Piasty, która zdecydowała, że szczepienia ochronne są im na Manon zbyteczne, donosiła nerwowo ze stacji polarnej, że wypadają im włosy. Trigger wcisnęła przycisk „gorączka Manon” na swoim pulpicie i poradziła im, żeby sobie sprawili tupeciki.
Ekolodzy poczuli się urażeni. Skoczek pomocy medycznej już wystartował z kopuły na ratunek; Trigger podała namiar na nich, sprawdzając jednocześnie w rejestrze medycznym, kto pozwolił na wjazd bez szczepień. Odbyła krótką rozmowę z młodym człowiekiem, po czym pozostawiła go z jego wykrętami, by odpowiedzieć na ponaglenia zespołu od gigantów dopominającego się o swój raport. Znalazłszy się w starych dobrych koleinach, poczuła błogie zadowolenie.
W tym momencie na jej pulpicie pojawiła się wiadomość z sekcji medycznej. Była zaadresowana do komisarza Tate'a i donosiła, że Brule Inger może już mówić.
Trigger zmarszczyła brwi, westchnęła, przygryzła wargi i zastanawiała się przez chwilę. Potem zadzwoniła do doktor Leeharvis.
— Dostałam od pani wiadomość — powiedziała. — Jak on się czuje?
— Dobrze — odpowiedziała sędziwa lekarka.
— Coś mówił?
— Nie. Jest wystraszony. Nie zdobył się nawet na poproszenie o adwokata.
— No, ja sobie wyobrażam. Niech pani mu przekaże więc – od komisarza, nie ode mnie – że Prekol nie wniesie oskarżenia, ale z końcem miesiąca ma złożyć wymówienie.
— Poważnie? — zapytała z niedowierzaniem doktor Leeharvis.
— Oczywiście.
Lekarka parsknęła.
— Ludzie, chyba wam rozum odebrało! Dobrze, powiem mu.
Minęło południe. Trigger z podejrzliwością zaczęła studiować wiadomość z kontroli ruchu, donoszącą, że statek misjonarzy z Devagas przeszedł odprawę i stoi w porcie kosmicznym, gdy zadzwonili z zarządu centrum GC i nieco nerwowo zawiadomili, że ich szeroko reklamowana osłona przeciw-meteorytowa właśnie odbiła w rejon portu kilkadziesiąt ton materiału opadowego z pasa księżycowego. Większość z tego spadła niefortunnie na statek misjonarzy i w jego pobliżu.
— Został uszkodzony? — zapytała Trigger.
Odpowiedzieli, że nie, ale kapitan misjonarzy chce rozmawiać z osobą odpowiedzialną za port. Do kogo powinien się zgłosić?
— Odeślijcie go do mnie — odpowiedziała Trigger bez namysłu.
Włączyła ekran. Kapitan statku misyjnego był wysokim, siwym, ubranym w mundur, mężczyzną z kwadratową szczęką. Po upewnieniu się, ku swej satysfakcji, że Trigger jest rzeczywiście osobą odpowiedzialną, poinformował ją zimnym tonem, że Unia Devagaska obciąży ją odpowiedzialnością za niesprowokowane szkody, o ile nie zostaną natychmiast przeproszeni.
Trigger przeprosiła natychmiast. Przyjął przeprosiny drętwym skinieniem głowy.
— Statek wymaga teraz remontu powłoki — oznajmił stanowczym tonem.
Trigger skinęła głową.
— Zaraz wyślemy brygadę remontową.
— A my — powiedział kapitan-misjonarz — dokładnie wszystko sprawdzimy. Zaakceptujemy tylko farbę najwyższej jakości!
— Tylko taka zostanie użyta — zgodziła się Trigger.
Jeszcze raz sztywno skinął głową i wyłączył się.
— Dupek — powiedziała Trigger.
Przebiła się przez zabezpieczenia typu „nie przeszkadzać” i połączyła z kosmolotem Holatiego Tate'a.
Trochę to trwało; komisarz prawdopodobnie robił coś przy pojeździe. Podobnie jak Belchik Pluly, Tate, chociaż wciąż bardzo bogaty, mógłby być jeszcze bogatszy, gdyby nie jego hobby. A tym hobby były statki kosmiczne, których obecnie miał dwa. Tym, co robiło je droższymi, było to, że oba zostały zbudowane na zamówienie, według szczegółowej specyfikacji komisarza, jako dość dokładne repliki dwóch bojowych kosmolotów Zwiadu, na których Tate za starych dobrych czasów, jako dowódca eskadry, obrzydził złoczyńcom przestrzeń kosmiczną. Jak na razie nikt nie odważył się wytknąć mu, że przestrzeń układu Manon jest ściśle zakazana dla prywatnych okrętów bojowych.
Kiedy w końcu się odezwał, Trigger powiedziała mu o Devagasach.
— Wiedział pan, że te typy są tutaj — zapytała.
Komisarz wiedział. Trzy dni temu przycumowali do układowej stacji kontroli. Statek był czysty.
— Wszyscy ich misjonarze podróżują uzbrojeni, ale taki przywilej uzyskali w traktacie. Na razie rozglądali się dookoła i latali to tu, to tam promami. Do dzisiejszego rana statek przebywał na orbicie.
— Myśli pan, że ma to związek z tą samą sprawą, cokolwiek by to było, co sprowadziło tutaj Balmordana? — zapytała Trigger.
— Zakładamy, że tak. Balmordan, nawiasem mówiąc, wziął wczoraj udział w wielkiej libacji na jachcie Pluly'ego. I o ile jego ogon nie został wykiwany, to wciąż tam jest, wyraźnie w charakterze gościa.
— Pozostałych Devagasów też śledzicie?
— Nie pojedynczo. Jest ich zbyt wielu i są rozproszeni po całym terenie. Aha, Mantelish wrócił. Zameldował się godzinę temu.
— Ma pan na myśli, że jest teraz na górze, w swojej kwaterze? — zapytała.
— Tak. Przywlókł do pracowni kilka dalszych skrzyń, zamknął się z nimi i włączył zabezpieczenia antyszpiegowskie. Być może znalazł coś ważnego, a być może ma jeden z tych swoich napadów podejrzliwości. Wkrótce się dowiemy. A, i jest jeszcze wiadomość towarzyska. Pierwsza Dama Tranestu robi dziś rano zakupy w centrum Grand Commerce.
— Tak? No to im rozrusza interes — powiedziała Trigger. — Wróci pan do kopuły przed lanczem?
— Mam nadzieję. Może będę miał przypadkiem trochę interesujących wieści.
— Dobrze, więc do zobaczenia.
— Dwadzieścia minut później na pulpicie pojawiło się żądanie bezpiecznego połączenia. Włączyła tarczę.
Na ekranie zobaczyła twarz majora Quillana. Był w laboratorium Mantelisha. Mantelish stał za nim przy stole roboczym.
— Cześć — powiedział Quillan.
— Cześć. Kiedy wróciłeś?
— Przed chwilą. Możesz zabrać to coś i przynieść tutaj?
— Teraz?
— Jeśli możesz — powiedział Quillan. — Profesor twierdzi, że ma jakiś nowy pomysł.
— Już idę — powiedziała Trigger. — Będę za pięć minut.
Pobiegła do swojej kwatery, przywołała zasobnik Wstręciucha i przewiesiła pasek przez ramię.
Zatrzymała się na chwilę, marszcząc brwi. Coś... jakiś strzęp pamięci... coś, co powinna pamiętać, pojawiło się w jej głowie. A potem umknęło.
Trigger potrząsnęła głową. Wrażenie nie ustępowało. Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.
Upadła.
Padając, próbowała nacisnąć mechanizm torebki, ale nie mogła poruszyć palcami. W ogóle nie mogła się poruszyć.
Dookoła niej pojawili się ludzie. Poruszali się bardzo szybko. Odwrócono ją na plecy i przez kilka chwil widziała swoją własną twarz uśmiechającą się do niej z odległości kilku stóp.
Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.
These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.