home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

21

Ocknęła się nagle w dużym, dobrze oświetlonym i luksusowo umeblowanym pomieszczeniu. Siedziała, na pół leżąc, w miękkim fotelu przy małym stoliku wykończonym na wysoki połysk. Dwie osoby siedzące po drugiej stronie przyglądały się jej z wyrazem łagodnego zdziwienia. Jedną z nich była Lyad Ermetyne. Drugą osobą był nieznany mężczyzna.

— Bardzo szybko się ocknęła — powiedział mężczyzna, odwracając się do Lyad.

Spojrzał z powrotem na Trigger. Był niewielkiego wzrostu, miał szpakowate włosy, porysowaną głębokimi zmarszczkami twarz i piękne czarne wilgotne oczy.

— Bardzo szybko — zgodziła się Lyad. — Musimy to wziąć pod uwagę na przyszłość. Witaj, Trigger!

— Witajcie — powiedziała Trigger.

Jej spojrzenie jeszcze raz obiegło dookoła i powróciło do przyjaźnie spoglądającej twarzy Lyad. Zasobnika ze Wstręciuchem nigdzie w pobliżu nie było. Wydawało się, że w pokoju nie ma nikogo więcej. Pod ścianą stał ozdobny ComWeb. Dwie ściany były zakryte ciężkimi zasłonami, a z sufitu zwieszał się połyskujący złotem brokatowy baldachim. Nie zauważyła drzwi. Mogły być zakamuflowane albo za zasłonami. W zasięgu głosu mogła przebywać dowolna ilość ludzi – i z pewnością niektórzy ją teraz obserwowali, gdyż mały mężczyzna nie wyglądał na zdolnego do bijatyki.

Człowiek ten obserwował ją z jakimś powściąganym rozbawieniem.

— Spokojna — mruknął. — Bardzo opanowana!

Trigger spojrzała na niego, a potem z powrotem na Lyad. Wcale nie czuła się spokojna. Była spięta i śmiertelnie wystraszona. Czuła, że sytuacja jest bardzo niedobra.

— Czego ode mnie chcecie? — zapytała.

— Zrobić interes. — Lyad uśmiechnęła się. — Wie pani, gdzie jesteśmy?

— To nie jest pani statek, Pierwsza Damo.

— Blade, bursztynowe oczy jedynie lekko się zwęziły. Ale Lyad, w tym momencie, stała się bardzo czujna.

— Dlaczego pani tak uważa? — spytała przyjaznym tonem.

— Ten pokój — powiedziała Trigger. — Myślę, że pani ma lepszy gust. O jaki interes chodzi?

— Za chwilę — powiedziała Lyad. Znów się uśmiechnęła. — A gdzie, w takim razie, możemy być?

Trigger pomyślała, że mogłaby zgadnąć, ale nie miała ochoty na zgadywanki. Zwłaszcza na głos. Wzruszyła ramionami.

— Wolałabym nie być nigdzie — powiedziała.

Usadowiła się trochę wygodniej w fotelu. Jej prawa ręka prześlizgnęła się po kapciuchu na porgee.

Kapciuch na porgee.

Było wysoce prawdopodobne, że Ermetyne przeszukała dokładnie kapciuch, wyjęła pistolet, a sam kapciuch zostawiła. Ale wcale nie musiało tak być.

Ktoś na pewno ją teraz obserwuje. Nie może sprawdzić... przynajmniej dopóki nie zdecyduje się skorzystać z dentona.

— To nie ulega wątpliwości — powiedziała Lyad. — Proszę mi wybaczyć natarczywość tego nagłego zaproszenia, ale ostatnie wydarzenia spowodowały, że wydawało się to konieczne. A wracając do interesu... Na początek przedstawię: ten dżentelmen to doktor Veetonia, specjalista od przesłuchań, nadzwyczaj utalentowany w swojej dziedzinie. W tej chwili jest nieco wyczerpany wielogodzinnym przesłuchaniem, które odbyło się w nocy.

Doktor Veetonia odwrócił się i spojrzał na nią.

— Naprawdę, Pierwsza Damo? No cóż, to wyjaśnia moje dziwne zmęczenie. Jak mi się udało?

— Wspaniale — zapewniła go Lyad. — Nigdy nie był pan lepszy, doktorze.

Veetonia skinął głową, uśmiechnął się niewyraźnie i znów spojrzał na Trigger.

— Tym razem też musi być tak samo?

— Obawiam się, że musi — powiedziała Lyad.

— Co za szkoda! — powiedział doktor Veetonia. — Co za szkoda. To byłoby piękne wspomnienie. Ona jest taka opanowana. — Niewyraźny uśmiech znów pojawił się na pomarszczonej twarzy. — Jesteś, dziecko, taka piękna w swojej złości, przerażeniu i rozpaczy — powiedział do Trigger. — A przy tym wszystkim wciąż ważysz swoje szanse, szybko, intensywnie myślisz. Łatwo nie rezygnujesz. O nie! Wcale nie. Pierwsza Damo — powiedział z rozżaleniem — chciałbym ją zapamiętać. Nie dałoby się tego zrobić?

Drobne lodowate palce przebiegły w górę i w dół wzdłuż kręgosłupa Trigger. Ermetyne spojrzała na nią z ukosa.

— Obawiam się, że nie, panie doktorze. Będziemy dyskutować o bardzo ważnych sprawach. Poza tym, Trigger Argee i ja dojdziemy bardzo szybko do przyjacielskiego porozumienia.

— O, nie! — Twarz doktora Veetonii pokryła się smutkiem.

— Nie? — zapytała Lyad.

— Ona się na nic nie zgodzi. Każdy głupiec to widzi. Zaleciłbym więc proste podejście chemiczne. Pani sługusy mogą to zrobić bez mojej pomocy. Wyciągnąć z niej to. Zmarnować ją. Ja nie mam tutaj nic do roboty.

— Och, doktorze! — zaprotestowała Ermetyne. — To byłoby zbyt okrutne. I bardzo niepewne. Mamy wciąż bardzo dużo czasu.

Veetonia potrząsnął głową.

Lyad uśmiechnęła się. Koniuszkami palców pogłaskała go w pokryty zmarszczkami policzek.

— Zapomniał pan o pałacu nad jeziorem Hamal? — zapytała. — O wielkiej bibliotece? O laboratoriach? Nie byłam wystarczająco hojna?

Doktor Veetonia odwrócił się w jej kierunku. Uśmiechnął się melancholijnie.

— Tak, to prawda — przyznał. — Przez chwilę o tym zapomniałem. — Znów spojrzał na Trigger. — Pierwsza Dama daje — powiedział do niej — i Pierwsza Dama odbiera. Dała mi bogactwo i mnóstwo przyjemności. A teraz bierze i zabiera pamięć. Bardzo umiejętnie, gdyż była moją uczennicą. Tylko że za każdym razem, gdy to robi umysł ulega lekkiej degradacji.

Jego twarz nagle pokryła się powagą. Spojrzał na Lyad.

— Jeszcze dwa lata — powiedział. — A potem będę mógł przejść na emeryturę?

— Taka była umowa, doktorze — Lyad skinęła głową. — Wie pan, że dotrzymuję umów.

— Tak, wiem, Co jest dziwne w przypadku Ermetyne'ów. Dobrze! Zrobię to. — Spojrzał na Trigger. Jego czarne wilgotne oczy zamrugały raz czy dwa razy. — Ona jest prawie pewna, że ją obserwują — powiedział. — Ale wyobraża sobie, że zdoła uruchomić ComWeb. To dziecko, moim zdaniem, jest przygotowane, by nas zaatakować przy pierwszej okazji. — Uśmiechnął się. — Proszę jej pokazać, dlaczego nie powinna mieć nadziei. A potem zobaczymy.

— Dlaczego? Jej sytuacja wcale nie jest beznadziejna — powiedziała Lyad. — Trigger, proszę za bardzo nie przejmować się doktorem. Jego metody są całkowicie bezbolesne i w porównaniu do metod chemicznych nie pozostawiają żadnych ujemnych efektów. Jeśli będzie pani rozsądna, po prostu posiedzimy sobie tutaj i porozmawiamy przez jakieś dwadzieścia minut. Potem powie mi pani, jaką sumę by sobie życzyła mieć zdeponowaną na swoim koncie w banku i będziemy mogły się rozstać.

— A o czym będziemy rozmawiać? — spytała Trigger.

— No cóż, przede wszystkim mamy tutaj tę piękną małą torebkę, noszoną ostatnio przez panią. Moi technicy poinformowali mnie, że próba otwarcia jej siłą może nieść pewne ryzyko uszkodzenia zawartości. A tego byśmy nie chcieli. Więc porozmawiamy krótko na temat właściwego sposobu jej otwarcia — Lyad uśmiechnęła się nieznacznie do Trigger. — Doktor Veetonia będzie weryfikował szczerość pani wyjaśnień w tej sprawie. — Zastanawiała się przez chwilę. — Och, a potem zadam pani jeszcze kilka pytań. Niezbyt dużo. A pani mi odpowie. To będzie całkiem proste. Zanim jednak do tego dojdzie, powiem dlaczego tak bardzo chciałam się dzisiaj z panią zobaczyć. Mieliśmy tu wczoraj gościa. Balmordana. To ten dżentelmen, którego już miała pani okazję spotkać. Niestety miał blokadę mózgu w zakresie dość istotnej sprawy, no i – mimo że doktor i ja byliśmy bardzo cierpliwi i ostrożni – nie przeżył tego. Ale zanim umarł, powiedział mi tyle, ile chciałam się od niego dowiedzieć.

Z tą informacją — mówiła dalej — i z zawartością pani torebki, a także z kolejną cząstką wiedzy uzyskaną od pani, będę mogła odjechać. A za kilka godzin, na Orado, ambasador Tranestu odbędzie cichą konferencję z kilkoma członkami Rady Federacji. I to wszystko. Naprawdę. — Uśmiechnęła się. — Żadnych dramatycznych wydarzeń! Żadnych krzyków i rozpaczy. Kilka traktatów zostanie gruntownie znowelizowanych. Cała awantura wokół plazmoidów ucichnie — pokiwała głową — a one same zostaną zaprzęgnięte do pracy. No i dobrze!

W czasie, gdy Lyad mówiła, doktor Veetonia nie spuszczał wzroku z Trigger.

— Gratuluję, Pierwsza Damo — powiedział. — Niemniej dziewczyna bynajmniej nie została przekonana, że powinna współpracować. Chyba liczy na to, że zostanie uwolniona, zanim wymusi pani na niej te informacje, o które chodzi.

— Och, Trigger, naprawdę? — Lyad Ermetyne westchnęła i wydęła wargi z niezadowoleniem. — No dobrze, skoro to konieczne, to wytłumaczę również to. — Przez chwilę zastanawiała się. — Widziała pani swojego sobowtóra?

— Bardzo krótko. — Trigger skinęła głową.

Lyad uśmiechnęła się.

— Opowieść o tym, w jaki sposób moi ludzie przeniknęli, a następnie wydostali się z kopuły oraz jak to się stało, że ochroniarzy pani kwatery znaleziono nieprzytomnych i w pośpiechu przewieziono na oddział zakaźny, byłaby niezmiernie zajmująca, ale zbyt długa, by ją teraz opowiadać. Pani sobowtórem została znakomita aktorka z Tranestu. Do odegrania tej roli przygotowywała się przez kilka miesięcy. Doskonale wie, jak poruszać się po kopule i co zrobić, żeby nie spotkać ludzi, którzy znają panią osobiście. Jeśli okaże się, że uniknięcie zdemaskowania jest już niemożliwe, w ciągu minuty przeobrazi się w całkowicie odmienną osobę. Mogą więc upłynąć godziny zanim ktoś zacznie podejrzewać pani nieobecność.

Chociaż, z drugiej strony — Lyad przyznała uczciwie — pani sobowtór mógł zostać schwytany od razu albo w ciągu krótkiego czasu. W takiej sytuacji straci przytomność, a wątpię, czy wasz bojowy komisarz przekroczy granice etyki i wykona skan martwego mózgu na żywej kobiecie. Zresztą, jeśli nawet to zrobi, to i tak niczego się nie dowie.

Niemniej załóżmy, że z jakiegoś powodu pani przyjaciele będą od początku podejrzewać mnie i tylko mnie. W czasie, gdy zabierano panią z kopuły, widziano, jak opuszczam centrum Grand Commerce. Robiłam dość swobodne zakupy. Kilka całkiem dużych skrzyń i różnych innych rzeczy zostało załadowane do mojego promu. Widziano również, jak wracam na „Aurorę”.

— Nieźle — przyznała Trigger. — Przypuszczam, że to również był sobowtór?

— Oczywiście. — Lyad spojrzała na mały ozdobny zegarek. — W tej chwili „Aurora”, o ile moje polecenia zostały wykonane, a zostały, od pięciu minut znajduje się w podprzestrzeni. Chyba że ktoś, kto mógłby być pani rozwścieczonym ratownikiem, dotarł tam wcześniej i zanurzyła się wcześniej. W obu przypadkach zanurzenie było obserwowane przez agentów komisarza i wcześniej lub później zostały z tego wyciągnięte odpowiednie wnioski.

— A nie przypuszcza pani, że również się zanurzyli i dogonili ją? — spytała Trigger.

— Mogli to zrobić. Ale nie tak łatwo dogonić „Aurorę” w podprzestrzeni. To potrwa kilka godzin. Nie będzie miało żadnego wpływu na wydarzenia, nie sądzi pani? — Bursztynowe oczy spojrzały zimno na Trigger. — Jak pani myśli, Trigger Argee, ile godzin czy minut potrafi pani wytrzymać, jeśli zostaniemy zmuszeni do wywarcia prawdziwej presji?

— Nie wiem — przyznała Trigger. Zwilżyła językiem wargi.

— Mogłabym podać ten czas z całkiem dobrym przybliżeniem — powiedziała Lyad. — Proszę mi wybaczyć, że podnoszę ten temat. To zupełnie niepotrzebna nieuprzejmość. Przypuśćmy więc, że ci sprytni ludzie, z którymi pani pracuje, są wystarczająco sprytni, żeby przejrzeć wszystkie te drobne manewry. Przypuśćmy dalej, że zdołali się domyślić, gdzie teraz jesteśmy.

A przypadkiem jesteśmy na „Gryfie”, przesadnie dużym jachcie Belchika Pluly'ego, na orbicie Manon. To pomieszczenie znajduje się na wydzielonym pokładzie jachtu, gdzie Belchik wiedzie, nie niepokojony, swoje prywatne życie. Przekonałam go dwa dni temu, że powinien oddać mi ten przedział do wyłącznego użytku. Na tym pokładzie znajduje jedno wejście przez portal, obecnie zamknięte i mocno strzeżone. Są tu również dwa wyjścia portalowe. Jedno z nich prowadzi bezpośrednio do specjalnej śluzy, w której znajduje się moja mała łódź, przygotowana do lotu. To jest bardzo szybka łódź. Nie słyszałam, żeby w Piaście budowano szybsze. Poza tym może zanurzyć się od razu w śluzie. — Uśmiechnęła się do Trigger. — Teraz ma pani obraz całości. Jeśli pani przyjaciele zdecydują się wejść na pokład „Gryfa”, nikt nie będzie stawiał specjalnego oporu. Nie chcemy przecież przypadkowo wylecieć w powietrze. Ale przedostanie się tutaj zajmie im dużo czasu. Tymczasem my, gdy dostaniemy sygnał, że weszli na pokład, spokojnie wszyscy odlecimy. Bez pośpiechu i zamieszania. Gwarantuję pani, że nikt nie wyśledzi ani nie przechwyci tej łodzi. Rozumie pani?

— Tak — przyznała niepocieszona Trigger, wciskając się głębiej w fotel. Prawa ręka opadła jej na kolana. No cóż, pomyślała, mam ostatnią szansę.

Doktor Veetonia zmarszczył brwi.

— Po pierwsze... — zaczął.

Trigger sięgnęła do kapciucha. Bezgłośny strzał z dentona rzucił utalentowanego specjalistę od przesłuchań do tyłu na oparcie fotela.

— Pistolet, Pierwsza Damo— wyjaśniła niepotrzebnie Trigger.

Lyad zbladła. Spojrzała szybko w dół, na mężczyznę, a potem z powrotem na Trigger.

— Wyobrażam sobie, że we mnie też są wycelowane pistolety — powiedziała Trigger — ale ten ma bardzo lekki spust. Każdy wstrząs może spowodować strzał.

Lyad nieznacznie skinęła głową.

— Proszę się nie martwić. To nie są głupcy. Nie będą ryzykować. — Mówiła ostrożnie, ale całkiem spokojnie. Twardy orzech, jak stwierdził komisarz.

— Nie zawracajmy sobie nimi teraz głowy — powiedziała Trigger. — Wstańmy jednocześnie.

Obie kobiety wstały.

— Pozostańmy w tej odległości, około pięć stóp od siebie. Na wypadek, gdyby pani potrafiła odebrać mi broń.

— Nie potrafię. — Lyad Ermetyne uśmiechnęła się bardzo nieznacznie.

— Lepiej proszę nie próbować — powiedziała Trigger. — Pięć stóp. — Przyjrzała się szybko doktorowi Veetonii. Wyglądał na beznadziejnie martwego. — Podejdziemy teraz do ComWebu. Pewnie nie jest podłączony bezpośrednio do sieci zewnętrznej?

Lyad potrząsnęła głową.

— Rozmowy idą za pośrednictwem systemu łączności statku.

— Pani ludzie ją obsługują?

— Nie Plulego.

— Wykonają pani polecenia?

— Oczywiście.

— Będą podsłuchiwać?

— Jeśli zabezpieczymy się tutaj, to nie.

Trigger skinęła głową.

— Pani będzie mówiła. Dam pani osobisty numer komisarza Tate'a. Proszę im kazać się połączyć. Komunikatory Prekolu są połączone z siecią ComWebu. Gdy już będziemy miały połączenie, włączy pani wizję. On będzie chciał mnie zobaczyć. Gdy się zgłosi, powie mu pani po prostu, co się stało, gdzie jesteśmy i jaka jest sytuacja. Lecąc po nas, ma zabrać ze sobą oddział. Ja nie będę się zbytnio odzywała, może wcale. Cały czas będę w panią celowała. Jak komuś się poślizgnie palec, dostaniemy obie.

— Nikomu się nic nie poślizgnie — zapewniła Lyad.

— To dobrze. Zanim więc się ruszymy, ustalmy wszystko. Gdy komisarz się wyłączy, będzie tu równo za trzy minuty. Albo i szybciej. A co z załogą statku... Również posłuchają pani rozkazów?

— Pomijając panią, Trigger, jako oczywisty wyjątek — powiedziała Lyad — wszyscy na „Gryfie” słuchają teraz moich rozkazów.

— Więc rozkaże pani temu, co pełni wachtę na jachcie, żeby wpuścił oddział zanim zaczną strzelać. Komisarz potrafi być paskudnie narwany. Niech więc zabiorą strażników spod wejścia portalowego. Dla własnego dobra.

— Zrobią to — Lyad Ermetyne skinęła głową.

— Dobrze. Myślę, że to wszystko. — Przez chwilę spoglądały na siebie. — Dzięki informacjom, które uzyskała pani, Pierwsza Damo, od Balmordana — podkreśliła Trigger — powinna pani wciąż mieć bardzo dobrą pozycję przetargową w układach z Radą. Mam podstawy sądzić, że bardzo im zależy, by szybko i po cichu zakończyć to zamieszanie wokół plazmoidów.

Lyad nieznacznie wzruszyła ramionami.

— Może — powiedziała.

— Ruszajmy! — rozkazała Trigger.

Obie, raczej spięte, ruszyły w kierunku ComWebu, niezbyt szybko, ale i niezbyt wolno, Trigger cztery, pięć kroków z tyłu. Zza ścian nie dobiegł żaden dźwięk ani inny znak, chociaż musiało tam panować znaczne podniecenie. Trigger poczuła na plecach przechodzący dreszcz. Dobry operator mógłby wąskim polem siłowym odchylić dentona, a także jej rękę, nie stwarzając realnego zagrożenia dla Lyad. Prawdopodobnie jednak nawet najmniejsze zagrożenie Pierwszej Damy było nie do przyjęcia dla obywateli Tranestu.

Lyad dotarła do ComWebu i zatrzymała się. Trigger również stanęła, pięć kroków od niej.

— No dalej — powiedziała spokojnie Trigger.

Lyad odwróciła się do niej.

— Pozwoli pani, że spróbuję jeszcze raz... dobrze? Nazwijmy to apelem — powiedziała. — Trigger Argee, niech pani nie będzie zbyt etycznym głupcem! To, co zaplanowałam, nie zrobi nikomu szkody. Zgodzi się pani i będzie mogła sama decydować o swoim losie do końca życia.

— Nie ma mowy — powiedziała Trigger. Zakołysała lekko dentonem. — No dalej! Potem będzie pani mogła zaproponować to Radzie.

Lyad wzruszyła z rezygnacją ramionami, odwróciła się i wyciągnęła rękę do terminala.

W tym momencie Trigger chyba rozluźniła się lekko. Albo może był jakiś inny czynnik, który Pilli uznał za korzystny. Z baldachimu na suficie nie doszedł jej żaden dźwięk. Wyczuła jedynie jakiś ruch nad głową. A potem wielka złota masa wylądowała z przerażającą lekkością na grubym dywanie pomiędzy nią i Lyad.

Głowa bezokiej mary nocnej pojawiła się nie dalej niż trzy stopy od Trigger.

Światła w pomieszczeniu zgasły.

Trigger zrobiła przewrót w tył, przetoczyła się sześć stóp w bok, wstała, cofnęła jeszcze kawałek i stanęła bez ruchu.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)