home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

22

Ciemność była całkowita. Przestawiła dentona na zabijanie. Wokół zapanowała kompletna cisza, a po chwili rozległ się cichy szmer w większej odległości. To mógł być odgłos ciężkich stóp poruszających się ostrożnie po grubym dywanie. Szmer ucichł. Gdzie się podziała Lyad?

Trigger rozejrzała się, próbując przebić wzrokiem ciemność. Mają noktowizory, pomyślała.

— Lyad? — zawołała.

— Tak? — rozległo się w ciemności. Tamta mogła stać trzydzieści stóp od niej, w drugim końcu pokoju.

— Odwołaj swoje zwierzę — powiedziała spokojnie Trigger. — Nie chcę go zabić.

Powoli ruszyła w kierunku, z którego dobiegał głos Lyad.

— Pilli nie zrobi ci krzywdy — powiedziała Ermetyne. — Został posłany, żeby cię rozbroić, to wszystko. Rzuć pistolet, to nawet cię nie dotknie — roześmiała się. — I nie trudź się strzelaniem do mnie. Już mnie nie ma w tym pomieszczeniu.

Trigger znieruchomiała. Nie z powodu tego, co powiedział nienawistny roześmiany głos. Ale dlatego, że w ciemności, obok niej pojawił się świeży ostry zapach. Zapach dojrzałych jabłek.

Zwilżyła wargi.

— Pilli — wyszeptała — nie podchodź!

Stworzenie nie miało oczu, ciemność nie miała dla niego żadnego znaczenia. Kilka sekund później usłyszała jego oddech.

Odwróciła się w tym kierunku. Zamarł na moment, a potem znów. Powolny oddech zwierzęcia. Wydawało się okrążać ją z lewej. Po chwili zatrzymało się. A potem ruszyło w jej kierunku.

— Pilli, zatrzymaj się — powiedziała cicho, prawie prosząc. — Pilli, odejdź!

Cisza. Zapach zwierzęcia rozchodził się intensywnie dookoła. Trigger usłyszała, jak krew pulsuje jej w uszach, a potem, wyobraziła sobie, że wyczuwa, jak namacalny opar, ciepło ciała potwora stojącego przed nią w ciemności.

To nie była jedynie wyobraźnia. Coś jak gładka, ciężka gumowa macka owinęło się wokół jej prawego nadgarstka i zacisnęło straszliwie.

Denton wypalił dwa razy, trzy, cztery zanim została szarpnięta gwałtownie w bok i rzucona do tyłu. Poleciała, obijając się o jakieś niskie fragmenty umeblowania i rozciągnęła na nich. Pistolet przepadł.

Gdy zbierała się pospiesznie na nogi, Pilli zajęczał. Był to cichy, wysoki, ściskający za serce dźwięk, podobny do płaczu przestraszonego ludzkiego dziecka. Nagle ucichł. I wtedy, jakby na ten sygnał, zapaliły się wszystkie światła.

Trigger zamrugała oczami oślepiona. Przed nią stał Virod, przyglądając się. Żółte nieprzezroczyste gogle miał zsunięte na czoło. Okulary noktowizyjne. Złotowłose stworzenie leżało na podłodze dwadzieścia stóp od niej jak wielka bezkształtna sterta. Jej pistoletu nie było nigdzie widać. Za to Virod miał pistolet i celował z niego do niej.

Niespodziewanie wziął ręką zamach. Jego dłoń z dużą siłą trafiła ją w twarz. Trigger odsunęła się niezgrabnie, odzyskała równowagę i znów stanęła naprzeciw niego. Nawet nie czuła gniewu. Policzek zaczął ją palić.

— Przestań się zabawiać, Virod! — Usłyszała głos Lyad, a potem zobaczyła ją samą, stojącą w małych, na wpół otwartych drzwiach, po drugiej stronie pokoju, gdzie zasłony ścienne były rozsunięte.

— Była w szoku, Pierwsza Damo — wyjaśnił spokojnie Virod.

— Pilli nie żyje?

— Tak. Mam jej pistolet. Pilli go wytrącił. — Virod poklepał się po kieszeni kurtki. Jakaś część umysłu Trigger odnotowała ten gest i nagle stała się czujna.

— Widziałam. No dobrze... Szkoda Pilli. Ale nie dało się tego uniknąć. Daj ją w takim razie tutaj. I bądź łagodny, na rozsądnym poziomie. — Lyad wciąż wyglądała na opanowaną. — A ten pistolet schowaj do innej kieszeni, głupku, bo ci go zabierze.

Przyglądała się obojętnie, jak Virod ciągnie Trigger ku małym drzwiom, przytrzymując ją lewą ręką zaciśniętą na ramieniu tuż powyżej łokcia.

— Niedobrze, Trigger, że zabiłaś mojego eksperta — powiedziała Lyad. — Będziemy musieli zastosować podejście chemiczne. Flam i Virod są w tym całkiem nieźli, ale to będzie bolało. Niezbyt mocno, dopilnuję tego. Niemniej, obawiam się, że to będzie raczej poniżające. No i będzie dużo dłużej trwało.

Wysoka, opalona i dobrze zbudowana Flam stała w małym pokoju za drzwiami. Trigger ujrzała długi, niski, pokryty plastikiem stół z uchwytami i połyskującym wyposażeniem. To tutaj zimnokrwisty Balmordan ostatecznie nie wytrzymał z powodu blokady umysłu. Wciąż jeszcze mogła zrobić jedną rzecz. Jacht był na orbicie.

— To wszystko nie będzie konieczne — powiedziała drżącym głosem. Głos jej zadrżał z taką łatwością, jakby to przez dłuższy czas ćwiczyła.

— Nie? — spytała Lyad.

— Wygrałaś — oświadczyła Trigger z rezygnacją. — Zgadzam się. Pokażę ci jak otworzyć torebkę, na początek.

Lyad skinęła głową.

— Jak ją otwierasz?

— Trzeba nacisnąć w odpowiednim miejscu. Niech ją przyniosą. Pokażę.

Lyad roześmiała się.

— Jesteś trochę zbyt chętna, Trigger. I zbyt uległa. Biorąc pod uwagę zawartość tej torebki, można raczej wykluczyć, że wybuchnie, gdy ci ją zaraz damy i pozwolimy nacisnąć. Ale to czy owo, niepożądanej natury, z pewnością może się wydarzyć! Flam...

Rudowłosa skinęła głową i się uśmiechnęła. Podeszła do ściennej szafki, otworzyła ją i wyjęła zasobnik Wstręciucha.

— Połóż to na razie na półce — poleciła Lyad — i przynieś mi pistolety, Viroda i jej.

Położyła dentona na półce obok torebki, a pistolet Viroda zatrzymała dla siebie.

— Obawiam się, Trigger, że teraz musisz się tam położyć — powiedziała. — Jeśli naprawdę zdecydowałaś się współpracować, to nie będzie tak źle. Zaczniesz po kolei opowiadać nam bardzo szczegółowo, co należy zrobić z tą torebką. No i trochę innych rzeczy.

Chyba coś zobaczyła na twarzy Trigger, bo dodała sucho:

— Słyszałam kilka dni temu, że jesteś całkiem niezła w walce wręcz. Virod i Flam też są nieźli. Jeśli masz więc ochotę zabawić trochę Viroda, to proszę bardzo!

W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak tylko uśmiechnąć się i położyć na stole. Trigger stwierdziła, że nie może tego zrobić. Zaczęła się gwałtownie, bezgłośnie i brutalnie szarpać, z zaciśniętymi ustami, ciężko oddychając przez nos. Było to całkiem bezużyteczne. Nie pozwolili jej nawet zbliżyć się do Lyad. Virod pobawił się nią trochę, a potem chwycił i położył na stole. Chwilę później leżała rozciągnięta, twarzą w dół, nadgarstki i kostki nóg w miękkich uchwytach, przymocowane do stołu.

Flam wzięła mały nóż i zręcznie rozcięła mundur Prekolu na plecach wzdłuż linii kręgosłupa. Zsunęła ubranie na boki. Trigger poczuła lodowaty dotyk, pachnącego wanilią spraju, wędrujący w górę jej pleców, do podstawy czaszki.

Nie bolało zbytnio; Lyad mówiła prawdę. Ale po chwili poczuła się straszliwie poniżona. Jej myśli przyspieszały i zwalniały, wirowały w dziwny, mętny sposób. W końcu zaczęła wyrzucać z siebie słowa, których nie chciała wypowiadać.

Potem chyba nastąpiła jakaś przerwa. Skądś z dala dotarł do niej przepełniony zimną furią głos Lyad. Poczuła się, jakby ją wyciągano z tej małej, wypełnionej snem, enklawy.

— Jest pusta?

Cały łańcuch wspomnień pojawił się nagle, jak rzucona przez kogoś seria petard. Uformowały się w pewien schemat. I ten schemat pojawił się w głowie Trigger. Spojrzała na niego. Oczy otworzyły jej się ze zdziwienia. Zaczęła się cicho śmiać.

Lekkie kroki natychmiast zbliżyły się do niej.

— Trigger, gdzie jest ten plazmoid?

Ermetyne kipiała wściekłością. Lepiej będzie coś jej odpowiedzieć.

— Zapytaj komisarza — powiedziała niezbyt wyraźnie Trigger.

— Pierwsza Damo, przestało działać — powiedziała Flam. — Mogę?

Myśli Trigger zawirowały i nie dosłyszała odpowiedzi Lyad. Znów poczuła zapach wanilii i przesuwający się lodowaty dotyk. Tym razem, urwał się nagle w pół drogi.

Dookoła zapanował bardzo dziwny bezruch. Jak gdyby wszyscy i wszystko jednocześnie zamarło.

— Mam nadzieję, że nie będziecie sprawiać kłopotu — rozległ się głęboki groźny głos. — Ona jest mi dużo bardziej potrzebna niż wam.

Trigger zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. Usłyszała wściekły ryk, jakiś tępy łomot i nagły ostry trzask.

— Ups — powiedział głęboki głos z zadowoleniem. — Obawiam się, że to było trochę za mocno!

A dlaczego, pomyślała Trigger. Otworzyła oczy i obróciła głowę w drugą stronę.

— Wciąż przytomna, Trigger? — zapytał Quillan od drzwi. Wyglądał na mile zdziwionego. W ręku trzymał ogromny pistolet z rozszerzoną lufą.

Mała grupa w drzwiach, jak na jej wyczucie, wyglądała dziwnie. Przed Quillanem klęczał tłusty, starszy mężczyzna i mrugając oczami, patrzył oszołomiony na Trigger. Na sobie miał jedynie jaskrawo-purpurowy ręcznik kąpielowy zawiązany na biodrach. Chwilę trwało, zanim rozpoznała Belchika Pluly'ego. Stary Belchy! A przed Belchym, na podłodze, twarzą do dołu jakby w religijnym uniesieniu, leżał bez ruchu Virod. Niewątpliwie martwy. Nie powinien był zabawiać się z Quillanem.

— Tak — odpowiedziała więc Trigger, przypominając sobie pytanie Quillana. — Bardzo szybko doszłam do siebie... Ale przed chwilą dali mi świeżą dawkę ogłupiacza.

— Widziałem — powiedział Quillan. Jego wzrok powędrował poza Trigger.

— Lyad — odezwał się niemal przyjaźnie.

— Tak, Quillan?

Głos Lyad doszedł do Trigger z drugiej strony. Odwróciła głowę. Lyad i Flam stały w przeciwległym końcu pokoju. Nie wyglądały na szczęśliwe.

— Wcale mi się nie podoba to, co się tutaj dzieje — powiedział Quillan. — Ani trochę! Dlatego ten wielkolud w końcu skręcił kark. Czy pozostali rozumieją tę aluzję?

— Oczywiście — powiedziała Ermetyne.

— W takim razie Flam, drogie dziewczę, przestań zerkać na leżące tam pistolety i pozostań na miejscu albo stracisz nogę. A pani, Pierwsza Damo, podejdzie do stołu i odepnie Trigger.

Trigger poczuła, że znów zamykają jej się oczy. Leżała tak przez jakiś czas. W pobliżu poczuła ruch i uchwyty na nadgarstkach opadły. Potem Lyad poszła w kierunku jej nóg.

— Ten mały pistolet, wyglądający jak zabawka, należy do Trigger? — spytał Quillan.

— Tak — odpowiedziała Lyad.

— I to on jest przyczyną tego, co przydarzyło się Pilli i dżentelmenowi w sąsiednim pomieszczeniu?

— Tak.

— Proszę, proszę! — podsumował refleksyjnie Quillan. — Och... chyba macie coś, żeby zreperować jej ubranie?

— Tak — powiedziała Lyad. — Podaj mi, Flam.

— Rzuć jej, Flam — ostrzegł Quillan. — I pamiętaj o nodze.

Ręce Lyad zrobiły coś z ubraniem Trigger na plecach. Po czym zniknęły.

— Możesz teraz usiąść, Trigger! — poinformował ją głośno Quillan. — Zsuń się jakoś ze stołu i zobacz, czy możesz stanąć.

Trigger otworzyła oczy, obróciła się, wysunęła nogi poza krawędź stołu, opuściła się w dół i stanęła.

— Chcę mój pistolet i torebkę — oznajmiła. Zauważyła jedno i drugie leżące na półce, podeszła i wzięła zasobnik z plazmoidem. Zajrzała do środka, zatrzasnęła i przewiesiła pasek przez ramię. Wzięła dentona, spojrzała na ustawienia, zmieniła je i odwróciła się. — Pierwsza Damo... — powiedziała. Wargi Lyad zbielały. Quillan wydał z siebie jakiś dźwięk zaskoczenia. Trigger strzeliła. Flam, wyjąc i wymachując rękami, skoczyła w jej kierunku z dzikim wzrokiem, jarzącym się jak u zwierzęcia. Trigger obróciła się nieco i jeszcze raz strzeliła. — Są tylko ogłuszone — wyjaśniła, spoglądając na Quillana.

Quillan powoli wypuścił powietrze.

— Tak będzie lepiej! — Spojrzał na Pluly'ego. — Torebka, zdaje się, została otwarta.

— Aha — potwierdziła Trigger.

— I jak nasz gołąbek?

— Zdrowy i bezpieczny — roześmiała się. — Wierz mi.

— To dobrze — powiedział. Wciąż sprawiał wrażenie nieco stropionego. — Miej przez chwilę oko na Belchy'ego. Zabieramy Lyad ze sobą. Będę musiał ją teraz nieść.

— W porządku — powiedziała Trigger. Przez chwilę czuła się wspaniale. Spojrzała na Belchika. Belchik jęknął.

Wyszli z pokoju. Pluly szedł na czele, przytrzymując ręcznik. Lyad Ermetyne, sprawiająca wrażenie całkowicie martwej, kołysała się luźno na lewym barku Quillana.

— Trigger, ty idziesz z tej strony — powiedział Quillan. — Wciąż się dobrze czujesz?

— Tak — skinęła głową.

W rzeczywistości, wcale nie czuła się dobrze. Głównie za sprawą myśli, które wykazywały tendencję do poruszania się za pomocą dziwnych niewielkich skoków i skojarzeń oraz krótkich przerw pomiędzy, jakby coś próbowało je powstrzymać. Jeśli to ma potrwać jak za pierwszym razem, powinno minąć zanim dotrą tam, gdzie mają zamiar dojść.

W większym pomieszczeniu, na środku, zobaczyła złotowłose stworzenie leżące jak wielki futrzany worek i zadrżała.

— Biedny Pilli — powiedziała.

— To znaczy — powiedział grzecznie Quillan — że Pilli nie został ogłuszony?

— Nie mogłam — potrząsnęła głową. — Był zbyt duży i zbyt szybki.

— A ten drugi?

— Och, tamten. Tylko ogłuszony. To specjalista od przesłuchań. Myśleli, że został zabity. Dlatego Lyad i Flam były takie przerażone.

— Aha. No nie ma się co dziwić — powiedział Quillan, zamyślając się.

Jeszcze jeden fragment ściany został odsłonięty, a szerokie drzwi, wcześniej niewidoczne, teraz stały otworem. Wyszli przez nie wprost na zwierciadlany portal. Pluly wciąż pospiesznie dreptał z przodu.

— Trigger, bądź gotowa do strzału na wszelki wypadek. Mogą próbować nas zaskoczyć — ostrzegł Quillan. — Chociaż, nie sądzę. Musieliby przejść obok komisarza.

— Och, to on też tu jest?

Nie usłyszała odpowiedzi, gdyż świat wokół niej rozpłynął się. Gdy znów się pojawił, lustrzany portal zniknął. Znajdowali się teraz na górnym podeście krótkich, szerokich schodów prowadzących do bardzo pięknej sali. Pomieszczenie było długie i wysokie, ale niezbyt szerokie. Na środku znajdował się niewielki kwadratowy basen pływacki, a na przeciwległej ścianie długi rząd wysokich kryształowych prostopadłościennych pilastrów, oświetlonych dziwnym powoli falującym światłem. Trigger spojrzała z ciekawością w najbliżej położony i stanęła jak wryta.

— O Galaktyko! — wykrzyknęła zdumiona.

Quillan sięgnął do tyłu i zahaczył ją za ramię kolbą swego pistoletu.

— Ruszaj się, dziewczyno! To jest harem Belchika. Przechowuje je tam, gdy musi popracować. Całkiem niezły pomysł... Nie gadają tyle. A to jego biuro.

— Biuro?

Za basenem dostrzegła nagle stojące na dywanie wielkie biurko ze zwykłym wyposażeniem. Przeszli szybko obok basenu. Trigger wciąż gapiła się na mijane pilastry, a Quillan ciągnął ją za ramię. A one – długonogie, zgrabne i bezwładne, z zamkniętymi oczami i włosami rozwianymi wokół twarzy – unosiły się w kryształowych klatkach oświetlone kolorowym falującym światłem.

— Urocze, nie uważasz? — usłyszała głos Quillana.

— Tak — powiedziała Trigger. — Urocze. W każdym jedna... Co za świnia! Wyglądają jakby się utopiły.

— Jeśli chodzi o niego, to tak, ale one bynajmniej... — powiedział Quillan. — Gdy je wypuścić, to okazują się bardzo żywymi dziewczynami. Tu skręcamy i... Ups!

Pluly dotarł do zakrętu przy końcu szeregu pilastrów, znów jęknął i upadł do przodu.

— Zemdlał! — krzyknął Quillan. — To nic, już jest nam niepotrzebny. Trigger, uważaj... masz trupa zaraz za Plulym.

Trigger wydłużyła krok i przeszła gładko nad trupem. Dalej, w wejściu do kolejnej dużej sali, leżało jeszcze trzech. Minęła ich, czując się jak we śnie. Widok pękatej, czarnej łodzi podprzestrzennej z podniesioną kopułką kokpitu nie zrobił na niej wrażenia czegoś niezwykłego. Chwilę później stwierdziła, że wychylający się z kokpitu mężczyzna z pistoletem w ręku, to komisarz Tate. Uśmiechnęła się.

— Cześć, Holati! — Pomachała mu ręką, gdy weszli.

— Cześć — odpowiedział komisarz. — Co jej jest? — zapytał Quillana.

— Nic takiego — odpowiedział Quillan. — Trochę nie tego w tej chwili. Podwójna dawka ceridimu, sądząc po zapachu. Miał pan, widzę, drobne kłopoty.

— Niewielkie — przyznał komisarz. — Przyszli wziąć swoje pistolety.

— Jacyś źle poinformowani dżentelmeni — powiedział Quillan. Zsunął bezwładne ciało Lyad z barku i schylił się, żeby ją wsunąć na tylne siedzenie promu. Trigger wyczekała, aż to zrobi i włączyła się do rozmowy.

— Kto tu jest, w tej chwili, nie tego? — zapytała marszcząc brwi.

— Ty — odpowiedział Quillan. — Podano ci narkotyk, pamiętasz? Pojedziesz z przodu, obok komisarza. Tutaj. — Podniósł ją, wraz z torebką, plazmoidem i wszystkim, i posadził na przednim siedzeniu. Holati Tate już siedział obok. Quillan wślizgnął się na siedzenie za nią. Kopułka opuściła się i zatrzasnęła.

Komisarz dotknął sterów. Pomieszczenie widoczne na ekranach zniknęło. Ogarnęła ich ciemność.

W głowie Trigger nagle pojawił się natłok myśli i zalała się łzami. Komisarz popatrzył na nią.

— Co się stało, Trigger, dziewczyno?

— Tak mi przykro. Zabiłam Pilli. Załkała.

W tym momencie jej umysł doznał szoku i straciła przytomność. Quillan sięgnął z tyłu i ułożył ją wygodniej na siedzeniu.

— W końcu padła! — powiedział. Usiadł wygodniej. Zasępił się na chwilę. — Nie powinna się tak przejmować tym Pillim — oznajmił. — On i tak by nie przeżył.

— Tak, a dlaczego? — zapytał komisarz nieobecnym tonem, koncentrując się na ekranach.

— Te jego mózgi. Były za bardzo rozproszone — wyjaśnił Quillan.

Komisarz zamrugał oczami.

— Czy ty, synu, nie cierpisz na to samo! — odpowiedział.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)