home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

24

Quillan siadł za sterami, a komisarz i Trigger poszli z dyktafonem do małego gabinetu za kabiną łączności, żeby sporządzić kilka szybkich raportów dla Piasty i innych miejsc. Gdy wychodzili, Lyad usilnie przepraszała Mantelisha. Profesor fukał na nią, ale dość wyrozumiale.

Jakiś czas później Lyad, wykazując oznaki powstrzymywanego zdziwienia, pomogła Trigger przygotować kolację. Zaniosły jedzenie do mesy. Quillan pozostał przy sterach, podczas gdy pozostali zabrali się do jedzenia. Trigger przygotowała tacę i zaniosła Quillanowi.

— Dziękuję za ratunek, majorze! — powiedziała.

— To była sama przyjemność — uśmiechnął się.

Trigger spojrzała na jedzącą grupę.

— Zastanawiam się, czy ona trochę nie kłamała.

— Jasne. Przede wszystkim już wcześniej zdecydowała, co może nam powiedzieć, a czego nie. Jak potrzeba, to ona myśli bardzo szybko. Żadnych wpadek. To, co powiedziała, układa się w całkiem spójną historię, a niektóre rzeczy możemy szybko sprawdzić. Możemy z tego uzyskać mnóstwo informacji. Na razie nam wystarczy.

— Zaczęła już urabiać Mantelisha.

— I zrobi to. Zanim dotrzemy na Delicję, profesor prawdopodobnie znów będzie w transie. Myślę, że komisarz chce podsunąć jej mały haczyk.

— Jak daleko jest Delicja od tego obszaru, który pokazywała?

Quillan spojrzał na ekran nawigacyjny i nałożył na niego mapę z obszarem zakreślonym przez Lyad.

— Czerwony punkt znajduje się dosyć głęboko — wskazał. — To jest prawdopodobnie dość wiarygodna informacja. — Spojrzał na nią. — Czy to, że Devagasi zrezygnowali z porywania cię i teraz chcą tylko zabić, robi ci jakąś różnicę?

Trigger potrząsnęła głową.

—- Zupełnie nie. W sumie to żadna różnica, nie uważasz?

— Niewielka. — Poklepał ją po dłoni. — Tak czy inaczej, mała, nie mają żadnej szansy, by cię dostać!

Trigger uśmiechnęła się.

— Wierzę ci — powiedziała. — Dziękuję.

Znów spojrzała w kierunku mesy. W tej chwili czuła się beztrosko i całkowicie bezpiecznie. Chociaż prawdopodobnie ten stan nie potrwa zbyt długo. Spojrzała na Quillana.

— Czy te twoje komputery... — zapytała. — Czy one miały coś do powiedzenia na temat tego zmiażdżonego niby-kotołaka?

— Te durnowate maszyny twierdzą teraz, że to był plazmoid. Koszmarna koncepcja. Ale trochę sensu w tym jest. Pasuje też do tego, co powiedziała nam Lyad. Pamiętasz tę gąbkę vethi, którą nosił Balmordan?

— Tak.

— Nie miał jej, gdy schodził ze statku. Powiedział, że zdechła po drodze.

— No to rzeczywiście jest to koszmarna koncepcja! — przyznała Trigger po chwili. — Tyle że teraz mamy przynajmniej detektory.

Ale jej poczucie bezpieczeństwa gdzieś zniknęło.

* * *

Zanim skończyli kolację, gwałtownie ożywiły się długodystansowe transmitery. Przez następne trzydzieści minut nieustannie wysypywały się z nich wiadomości – w miarę jak rozmaite centrale, w różnych miejscach, reagowały na raport w sprawie Ermetyne. Komisarz usiadł w małym gabinecie i sortował je, a Trigger dyżurowała przy transmiterach, podając mu je w miarę jak się pojawiały. Żadna nie wpłynęła bezpośrednio na ich plany – już wcześniej kierowali się w miejsce, do którego wkrótce zaczną napływać całe tłumy.

Potem wszystko ustało tak nagle, jak się zaczęło. Nadeszło z pół tuzina wiadomości o niskim priorytecie, jak również wiele sprawozdań. Transmiter pomrukiwał jakiś czas bezczynnie. Po czym rozległ się sygnał połączenia wideo.

Trigger wcisnęła przycisk. Jakiś głos wyrecytował adres statku.

— Zgadza się — odpowiedziała. — Z kim rozmawiam?

— Centrala ComWebu, Orado, proszę czekać, będzie rozmawiał członek Rady Federacji Roadgear.

Trigger rąbnęła w przycisk oznaczający panikę. Nazwisko Roadgear robiło wrażenie.

— Czekam! — odpowiedziała.

Komisarz Tate wszedł do kabiny i zajął krzesło zwolnione przez Trigger, która usiadła z boku. Czuła się nieco zdenerwowana, niemniej chciała zobaczyć wszechmocnego dyplomatę w akcji.

Ekran pojaśniał. Roadgeara znała ze zdjęć. Wysoki, przystojny mężczyzna z posiwiałymi bokobrodami. Siedział w fotelu na tle luksusowego biura.

— Moje gratulacje, komisarzu! — odezwał się z uśmiechem. — Sądzę, że zdaje pan sobie sprawę, że pański ostatni raport wprawił w ruch wszystkie tryby.

— Oczekiwałem, że tak będzie — przyznał komisarz. Również się uśmiechnął.

Omawiali to jakiś czas, bardzo przyjaźnie. Wyglądało na to, że Roadgear nie jest powiązany w żaden sposób z operacją, która wkrótce zostanie przeprowadzona w pobliżu Delicji. Trigger zaczęła się zastanawiać, o co mu chodzi.

— Niektórzy z nas chcieliby wiedzieć, dlaczego nie zastosował się pan do ostatniego polecenia Rady — powiedział Roadgear.

Trigger o mało co nie wzdrygnęła się nerwowo.

— Którego polecenia? — zapytał komisarz.

Roadgear miękko się uśmiechnął i powiedział mu.

— Mamy tu zapis, że coś nadeszło wtedy w stanie mocno zniekształconym — powiedział komisarz. — Dobrze, że pan mi o tym powiedział. Jaka jest treść tego polecenia?

— Tak się złożyło, że już jest nieaktualna — powiedział Roadgear. — Właściwie, to dzwonię do pana w innej sprawie. Pierwsza Dama Tranestu wydaje się być bardzo zobowiązana do informowania pana o niektórych z jej ostatnich przedsięwzięć.

— Tak, jest bardzo zobowiązana — przyznał komisarz.

— W tak krótkim czasie po jej, hmm, zatrzymaniu. Musi pan być bardzo przekonywujący.

— No cóż, chyba nie bardziej niż zwykle — odpowiedział komisarz.

— Tak — przytaknął członek Rady Roadgear. — Niektórzy członkowie Rady wykazują lekkie zainteresowanie... No cóż, powiedzmy, że chcieliby się upewnić, że konwenanse przestrzegane w stosunku do głów państwa będą przestrzegane i w tym przypadku. Oczywiście nie sądzę, żeby mogło być inaczej.

Komisarz Tate milczał przez chwilę.

— Jakiś czas temu dostałem informację, że pełną odpowiedzialność za tę Głowę Państwa ponosi moja grupa — powiedział. — Czy to się zgadza?

Członek Rady poczerwieniał lekko.

— Całkowicie — przyznał. — Oficjalne polecenie Rady powinno do pana dotrzeć jutro lub pojutrze.

— W takim razie mogę pana zapewnić, a pan może zapewnić członków Rady, że konwenanse są przestrzegane. Wszyscy mogą więc odetchnąć. W porządku?

— Nie, nie całkiem — powiedział Roadgear podenerwowanym głosem. — Po prawdzie, to członkowie Rady byliby bardzo usatysfakcjonowani, gdybym miał możność porozmawiać z Pierwszą Damą osobiście i gdyby to ona zapewniła mnie o tym.

— No cóż, ona nie może w tej chwili podejść do transmitera — oświadczył komisarz Tate. — Zmywa naczynia.

Członek Rady tym razem mocno poczerwieniał na twarzy. Wpatrywał się w komisarza przez dłuższą chwilę. A potem powiedział bardzo cicho:

— A niech to wszyscy diabli! — I dodał: — Powodzenia, komisarzu... Będzie pan go wkrótce potrzebował.

Ekran ściemniał.

* * *

Zwiadowcy z niezależnej Floty Selana, którzy jako pierwsi odkryli tę planetę i postanowili nazwać ją Delicja, wybrali nazwę, która, według Trigger, doskonale pasowała do miejsca. A przynajmniej do okolicy, w której założyli obóz.

Trigger przekręciła się z boku na brzuch i odepchnęła od skały, którą kontemplowała przez ostatnie kilka minut. Stopami do przodu, przesunęła się w miejsce nieco głębsze od reszty Potoku Plazmoidów.

Wszędzie było raczej płytko. Tu i tam, w części strumienia, gdzie zwykle przychodziła, znajdowały się zagłębienia – w których stojąc na palcach w czystej ciepłej wodzie, z wyciągniętymi do góry rękami, ledwo sięgała końcami palców do powierzchni – ale w większości łożyska duże kamienie nawet nie były zakryte.

Ślizgając się po piasku dotarła do kolejnej skały, odwróciła się i oparła o nią plecami, mrugając oczami pod wpływem refleksów słonecznych na wodzie. Obóz znajdował się kilkaset jardów w dół doliny, przesłonięty wyniesieniem terenu. Stał tam statek komisarza i pół tuzina namiotów, do tego spory moduł Floty z urządzeniami laboratoryjnymi, który zespół Selana wypożyczył Mantelishowi na okres pobytu. W obozie przebywało obecnie góra piętnaście, dwadzieścia osób. Wiedzieli, że Trigger chce poleniuchować trochę w wodzie i nie mieli zamiaru jej przeszkadzać.

Mówiąc ściśle, Trigger wcale nie leniuchowała. Uczyła się wsłuchiwać w swoje myśli. Nie sądziła, żeby zbyt szybko udało się jej odkryć na to sposób. Najlepsze, co wymyśliła, to puścić myśli jak najbardziej swobodnie; cierpliwie wyczekiwać, starając się, w miarę możliwości, wsłuchiwać ze spokojem w siebie; tak jakby, rozglądając się po jakimś dziwnym lesie, pozwalać wszelakim tworom pojawiać się i znikać, gdy tylko wyłoni się następny. Największym problemem było umysłowe rozluźnienie się, gdyż nie był to jej naturalny sposób podchodzenia do problemu.

Ale gdy tylko jej się to udawało, do jej świadomości zaczynały przesączać się informacje o bardzo interesującym charakterze. Cokolwiek tam się działo, głęboko w jej umyśle – a mogła się coraz bardziej domyślać, co to jest – wydawało się tak samo słabe i powolne, jak to stwierdzili ludzie ze Służby Psychologicznej. Ślady tego działania były zazwyczaj nikłe i niewyraźne. Ale z czasem zaczynały się układać w bardzo konkretne obrazy.

Leniuchowanie w wodzie Plazmoidowego Potoku każdego rana przez godzinę lub dłużej okazało się bardzo pomocne w tym procesie. Podczas pospiesznego, nieprzerwanego lotu na Delicję – cały czas w podprzestrzeni, z komisarzem i Quillanem, na zmianę, przez całą dobę przy sterach, z transmiterami domagającymi się uwagi co pół godziny, do tego zajęta zapewnianiem wiktu i opierunku na statku i świadoma tego, że ktoś oprócz Mantelisha musi mieć cały czas oko na Lyad – nawet nie pomyślała o sugestiach Pilch.

Ale gdy już wylądowali i okazało się, że nie ma nic, czym musiałaby się zajmować, mogła zmienić priorytet wsłuchiwania się w swoje myśli. Obecnie trwał jeden z tych okresów przejściowych, w których wszystko zostało już przygotowane, ale nic się jeszcze nie zaczęło. Jako planeta plazmoidów, Delicja okazała się prawdziwym eldorado. Plazmoidy rzeczywiście tu były. I rzeczywiście do niedawna były tu wytwarzane.

Kilka dni przed tym, zanim przybył Mantelish, by potwierdzić znalezisko, ludzie Selana, stosując prostą metodę grzebania w miejscu, gdzie plazmoidów było ich najwięcej, znaleźli nawet plazmoid, który wytwarzał inne. Porównując do ogółu znaleziska na Delicji, było to prawdziwe monstrum wysokości dwudziestu pięciu stóp; szare, jakby zmumifikowane, martwe i na pół zgniłe w środku. To był pierwszy plazmoid – nie licząc tego czegoś, co uległo zmiażdżeniu na minie grawitacyjnej Quillana – o którym można było powiedzieć, że jest martwy. Po jego znalezieniu zapanowało spore podniecenie, gdyż opis sugerował, że znaleziono w końcu 112-113.

Niestety jednak nie. O ile Trigger dobrze zrozumiała Mantelisha, ten plazmoid mógł być jedynie kiepską imitacją 112. Jego produkty, w porównaniu do działających obiektów sztucznego życia na Księżycu Plonów, wydawały się być na poziomie przedszkola: drobne elementy i tym podobne. Dla Trigger większość z nich wyglądała jak robaki i glizdy, chociaż jeden był nawet rozmiaru prosięcia.

— Żadnych struktur, żadnych współzależności — marudził Mantelish. — Czy to wszystko działało? Czy on próbował skonstruować sobie pomocnika i to wszystko tutaj to próbne egzemplarze? — Po czym wyraźnie nieusatysfakcjonowany znów zaczął mówić coś niezrozumiale. — Dajcie mi 112 — wrzasnął — to wszystko stanie się jasne! No, ale przynajmniej mamy materiał plazmoidowy do badań. Możemy śmiało poeksperymentować. Chodź, Lyad, moja droga.

I razem z Lyad udali się do laboratorium, gdzie zabrali się do pracy, krojąc, przypalając, stymulując, szczepiąc i robiąc mnóstwo innych rzeczy z fragmentami plazmoidów mniej więcej rozmiaru naleśnika.

* * *

Tego ranka Trigger zupełnie nie mogła doprowadzić się do najlepszego stanu półprzytomności. Przyczyna leżała najprawdopodobniej w tym „Lyad-moja-droga” Mantelisha.

— Wie pan co — powiedziała wczoraj z namysłem do komisarza — zanim tu skończymy, Lyad będzie wiedziała o plazmoidach więcej, niż ktokolwiek w Piaście oprócz profesora!

Komisarz nie wydawał się być tym przejęty.

— Nie ma znaczenia — powiedział. — Zanim skończymy, zarówno ona jak i reszta Ermetyne'ów straci kontrolę nad Tranestem. Wdając się w tę sprawę, złamali traktat.

— Och! A Lyad o tym wie?

— Oczywiście. Wie również, że wyjdzie z tego tanim kosztem. Gdyby była obywatelem Federacji, to już by zarobiła resocjalizację.

— Ona jeszcze czegoś spróbuje, przy pierwszej sposobności — ostrzegła Trigger.

— Na pewno — zgodził się komisarz, myśląc już o czymś innym i zabrał się do swojej roboty. Wyglądało na to, że Lyad nie jest jego największym zmartwieniem.

Trigger leżała płasko na płytkiej łasze piasku, trzymając ręce pod głową. Czuła jak ciepło słońca pada na jej zamknięte powieki. Skupiła się na swoich powoli dryfujących myślach.

To mógłby być Quillan.

Dzielny major Quillan. Wybawca w potrzebie. Pogromca niby-kotołaka. Przystojny facet. Opływająca ją woda wtórowała pomrukiem.

W drodze na Delicję ciągle wpadali na siebie, tu i tam, w czasie pracy. Po przylocie, Quillan znikał na większość czasu, pomagając w poszukiwaniach ukrytej fortecy Devagasów. Wciąż nie mogli jej znaleźć, nawet śladu.

Od czasu do czasu Quillan pojawiał się w obozie. I od czasu do czasu, gdy był w obozie i myślał, że ona nie patrzy, siadał gdzieś sobie i przyglądał się jej.

Trigger uśmiechnęła się z zadowoleniem. Dzielny major Quillan... był nieśmiały! No proszę!

I to pomogło. Poczuła, że się rozluźnia, pogrąża coraz głębiej, dryfuje w otchłań swego umysłu... coraz dalej... coraz głębiej... w zasięg cichutkiego głosu nawołującego w takim dziwnym języku, który staje się z każdym dniem coraz bardziej zrozumiały.

— O ja cię... Trigger!


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)