„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
Trzy dni później sygnał alarmu wezwał ją do natychmiastowego powrotu.
Biegnąc ścieżką i próbując po drodze trochę się przyodziać, Trigger przejrzała w pamięci rozwój wydarzeń w ciągu ostatnich dni. Kopuła Devagasów była już dokładnie otoczona, a ich transmitery zagłuszone. Nikt z bazy nie próbował skontaktować się z atakującymi. Federalni, ze swej strony, nie przypuszczali ataku. Zajęli stanowiska i czekali na przybycie dużych, wolniejszych, statków z ciężkim sprzętem burzącym, który miał bardzo łagodnie i delikatnie odsłonić i otworzyć kopułę, rozbierając ją po kawałku na części. Hierarchowie mogli w każdej chwili poddać siebie i to, co tam ukrywali. Nie mieli innej możliwości. Nikomu i niczemu nie udało się uciec. Zwiadowcy zestrzelili kilka devagaskich statków, wszystkie leciały do bazy, żaden w przeciwnym kierunku.
Być może statek Służby Psychologicznej przyleciał kilka dni wcześniej.
Pozostałej trójki nie było w obozie, ale właz do statku komisarza stał otworem. Trigger weszła i znalazła ich zgromadzonych w jednym miejscu. Komisarz otworzył obudowę i zaglądał do środka, grzebiąc w przewodach.
— Co się stało? — zapytała Trigger.
— Transmitery padły — powiedział. — Jeszcze nie wiem dlaczego. Weź jakieś narzędzia i pomóż mi sprawdzać.
Trigger założyła rękawice ochronne, wzięła narzędzia i przyłączyła się do niego. Lyad i Mantelish przyglądali się w milczeniu.
Pierwsze kolonie pleśni znaleźli po kilku minutach.
— Pleśń! — wykrzyknął zdumiony Mantelish. Zaczął grzebać po kieszeniach. — Mój mikroskop...
— Ja mam. — Lyad podała mu przyrząd. Spojrzała na niego z uwagą. — Myśli pan, że...
— Bardzo możliwe. Byliśmy tu wczoraj wieczorem, pamiętasz? Przyszliśmy prosto z pracowni.
— Ale przechodziliśmy dekontaminację — powiedziała, sprawiając wrażenie zmieszanej.
— Niech pan tu nie wchodzi, panie profesorze! — ostrzegła Trigger, gdy Mantelish próbował przecisnąć się do przodu. — Jeszcze porazi pana prąd. Komisarz zeskrobie próbkę i poda panu. Czy to, o czym pan myśli, jest trujące?
— Kompletnie niegroźne dla życia, moja droga — zapewnił profesor, pochylając się nad plamą zielono-szarego nalotu na próbce podanej przez komisarza. — Ale fatalny dla delikatnych instrumentów. Dlatego byliśmy tacy ostrożni.
Holati Tate spojrzał na Trigger.
— Zajrzyj lepiej do tej czarnej skrzynki — powiedział.
Trigger skinęła głową i wsunęła się głębiej we wnętrzności transmitera.
— Pełno! I oczywiście nie możemy sami tego naprawić ani wymienić. Czy to jest ten pański organizm, panie profesorze?
— Na to wygląda — przyznał Mantelish z nieszczęśliwą miną. — Ale przynajmniej mamy płyn, który usunie to ze sprzętu.
Trigger wysunęła się spod transmitera z czarną skrzynką w ręku.
— To użyjmy go, zanim to paskudztwo zarośnie cały statek. Temu już nie pomoże. — Potrząsnęła czarną skrzynką. Zagrzechotało. — Trafiona! — powiedziała. — Kolejne ćwierć miliona pańskich kredytów diabli wzięli, panie komisarzu.
Mantelish i Lyad poszli w kierunku śluzy po płyn. Trigger zdjęła rękawiczki i poszła za nimi.
— Trochę potrwa, zanim wrócę — powiedziała.
Komisarz chciał coś powiedzieć, ale tylko skinął głową i wcisnął się z powrotem w obudowę transmitera. Po kilku minutach, dysząc, powrócił Mantelish ze spryskiwaczami i puszkami płynu.
— Szczęśliwie przynajmniej, że próbowałeś akurat się połączyć — powiedział. — Mogło doprowadzić do okropnych uszkodzeń.
— Nie sądzę — zaprzeczył Holati Tate. — Może jeszcze coś. Na przykład komunikatory. Ale większość urządzeń jest zabezpieczona. Jak ty to zakładasz?
Mantelish pokazał mu.
Komisarz podziękował. Skierował rozpylony płyn do czarnej skrzynki i przyglądał się, jak rozpuszcza nalot.
— A nie wiesz przypadkiem, gdzie podziały się Trigger i Lyad? — zapytał.
— Co? — spytał Mantelish, po czym zreflektował się. — Widziałem, wracając, jak szły do obozu i rozmawiały — przypomniał sobie. — Mam je zawołać?
— Nie trzeba — powiedział Holati Tate. — Same wrócą.
Wróciły do statku jakieś pół godziny później. Obie były dość blade i spięte.
— Lyad chciałaby panu coś powiedzieć — oznajmiła Trigger. — A gdzie Mantelish?
— W pracowni. Chyba poszedł się zdrzemnąć.
— To dobrze. Lepiej, żeby go tu nie było. No dawaj, Lyad. To co najważniejsze. Szczegóły opowiesz, gdy wystartujemy.
* * *
Trzy godziny później statek był już daleko od Delicji; leciał w podprzestrzeni, leciał bardzo szybko. Trigger weszła do sterowni.
— Mantelish wciąż śpi — powiedziała. Napoili profesora środkiem usypiającym, żeby nie musieć się szczegółowo tłumaczyć i spierać o to, jak dużo wyposażenia laboratorium powinni koniecznie zabrać ze sobą. — Przyprowadzić Lyad, żeby opowiedziała resztę tej historii, czy poczekamy, aż się obudzi? — zapytała.
— Lepiej poczekajmy — powiedział komisarz. — Ocknie się za jakąś godzinę i będzie mógł tego wysłuchać razem z nami. Wygląda zresztą na to, że nawigowanie będzie przez jakiś czas utrudnione.
Trigger skinęła głową i usiadła w fotelu obok.
— Jak ci się udało skłonić ją do mówienia? — zapytał, przyglądając się jej.
— Zabrałam ją kawałek w głąb lasu. Przywiązałam do drzewa i złamałam dwa kije na pierwszym siedzeniu Tranestu. To pomysł Mihul, w pewnym sensie — dodała mętnie. — Gdy wzięłam trzeci kij, Lyad zrobiła się strasznie gadatliwa. No i tak to poszło.
— Hm — powiedział komisarz. — I myślisz, że teraz powiedziała już całą prawdę?
— Wątpię. Chłostałam ją co i raz na tyle, żeby nie miała czasu myśleć za wiele. Poza tym nagrałam całe przedstawienie, ona o tym wie. Jeśli spróbuje zrobić jeszcze jeden taki numer, zanim ta sprawa się zakończy, to przekażę te nagrania mediom w całej Piaście, krzyki i wszystko. Prędzej porzuci Tranest, niż to zaryzykuje. Będzie grzeczna.
— Hm. Może i będzie — przyznał po namyśle. — Co do tej stacji podprzestrzennej... nie czułabyś się pewniej, gdybyśmy najpierw polecieli do zgrupowania przy bazie Devagasów i zabrali stamtąd jakąś eskortę?
— Jasne — powiedziała Trigger — ale wtedy nie pozwolą nam tego zrobić osobiście?
— Obawiam się, że tak będzie. Zwiad pozwoli mi na wiele. Ale nie sądzę, żeby aż na tyle. Moglibyśmy, co prawda, skontaktować się wyłącznie z Quillanem. Jest świetny jako pilot myśliwski.
— Wydaje mi się, że powinniśmy unikać spotykania kogokolwiek, dopóki nie dowiemy się dokładnie, co to jest.
— No cóż, zgadzam się z tobą. Nie powinniśmy.
— A co z Mantelishem i Lyad? Również nie powinni nic wiedzieć.
Komisarz pokiwał głową.
— W kabinach są hibernatory. Jak się okaże, że możemy coś zdziałać, wsadzimy oboje, niech śpią. Sądzę, że potem powinienem wymyślić coś wiarygodnego.
Trigger milczała przez chwilę. Lyad jej powiedziała, że „Aurora” została posłana, by pilnować stacji podprzestrzennej, w której został umieszczony superplazmoid, dopóki nie przybędzie tam zarówno ona jak i eskadra z Tranestu. Dokładne położenie stacji było najważniejszą informacją uzyskaną z takim trudem od Balmordana. Te współrzędne widniały w tej chwili na ekranie nawigacyjnym komisarza.
— A co z tymi okrętami z Tranestu? — zapytała. — Myślę, że Lyad mogła tu zaryzykować kłamstwo i mogą zdążyć na czas, żeby nam przeszkodzić.
— Nie sądzę. Musiałaby już z grubsza wiedzieć, gdzie je wysłać, zanim wyleciały z Piasty. Będzie dobrze, jak dotrą do stacji za dwa tygodnie. Natomiast „Aurora”... Jeśli wystartowała na Delicję wczoraj, zaraz potem, gdy Lyad ich powiadomiła, w żadnym wypadku nie może dotrzeć do stacji przed nami. Oceniam to na cztery dni. O ile zawrócą od razu i polecą z powrotem...
— O, mogę się założyć... — roześmiała się Trigger.
Współrzędne stacji podprzestrzennej, w postaci dwudziestomilowych znaków, komisarz wyrył przy pomocy działa okrętowego na górskim płaskowyżu nieopodal Plazmoidowego Potoku. Bardziej szczegółowe informacje zostawili w obozie, ale mogło się zdarzyć, że zostaną w pośpiechu przeoczone.
— Czyli będą tam jakieś cztery, pięć dni po nas — stwierdził komisarz. — Nie ma więc problemu. Tymczasem najszybsze statki naszych oddziałów, z bazy Devagasów, mogą tam być w mniej niż trzy dni po tym, gdy dostaną wiadomość od patrolu wysłanego na Delicję w celu sprawdzenia, dlaczego urwała się łączność i co się z nami stało. Może też się zdarzyć, że to statek Służby Psychologicznej dotrze na Delicję przed nimi i poda współrzędne.
— W każdym przypadku problemem, najprawdopodobniej, będą więc nasi — stwierdziła Trigger.
— No właśnie. Niemniej gdy tam już dotrzemy, powinniśmy mieć dwa dni, plus minus kilka godzin, na sprawdzenie, co można zrobić z korzyścią i zrobienie tego. Oczywiście, ktoś może się przyplątać na Delicję akurat teraz i zainteresować wyrytymi współrzędnymi albo wylądować w obozie i stwierdzić, że nas nie ma. Ale to jest w końcu mało prawdopodobne.
— I nic na to nie da się poradzić — przyznała Trigger.
— Nic. Ale jeśli nas załatwią, to ktoś oprócz eskadry z Tranestu i Devagasów powinien znać położenie tej stacji. — Potrząsnął głową. — Ta Lyad! Wiedziałem, że poradzi sobie z transmiterami, więc dałem jej szansę. Ale nigdy nie wyobrażałem sobie, że będzie umiała dostać się do wnętrza i zepsuć je nie narażając siebie.
— Lyad ma wiele zalet — stwierdziła Trigger. — Szkoda tylko, że wychowana została na szczura. Miał pan tam jakiś rejestrator?
— Miałem.
— Pełen pleśni, jak przypuszczam.
— Pełen — potwierdził komisarz. — Cóż, Lyad i tak na tym straciła. Będzie jej teraz również mniej wygodnie.
— Pewnie też już tak uważa.
* * *
Pierwszym zadaniem Lyad po przebudzeniu się profesora Mantelisha było wprowadzenie go z powrotem w trans i wyjaśnienie mu, w jaki sposób jeszcze raz został poddany hipnozie i wykorzystany do zbrodniczych celów przez Pierwszą Damę Tranestu. Pozwolili mu się wyzłościć dopóki był wciąż częściowo pod kontrolą. Po czym Ermetyne wybudziła go.
Popatrzył na nią zimno.
— Jesteś zdradliwą kobietą, Lyad Ermetyne! — oświadczył. — Nie chcę cię więcej widzieć w moim laboratorium! Nigdy! Pod żadnym pretekstem. Czy to jest jasne?
— Tak, panie profesorze — powiedziała Lyad. — I przepraszam za to, że uważałam za konieczne...
— Przepraszam! Konieczne? — Mantelish parsknął. — A żeby być pewnym, że to się nie powtórzy, przygotuję sobie zapas środków antyhipnotycznych. O ile przypomnę sobie przepis.
— Panie profesorze — zaproponowała Lyad — przypadkiem pamiętam bardzo dobry przepis na taki środek. Jeśli pan pozwoli...
Mantelish wstał.
— Nie chcę od pani żadnych przepisów — oświadczył lodowato. Wychodząc z kabiny, odwrócił się i spojrzał na Trigger. — Jak również żadnych napojów od ciebie, Trigger Argee! — warknął. — Czy w tej spiralnej galaktyce jest jeszcze ktoś, komu można zaufać?
— Przepraszam panie profesorze — powiedziała potulnie Trigger.
* * *
Pół godziny później, gdy się już wystarczająco uspokoił, wrócił do mesy i przyłączył się do pozostałych, żeby wysłuchać ostatniej wersji opowieści Lyad o Gessie Fayle'u i zaginionym superplazmoidzie.
Z tego, co wiedziała Lyad, Doktor Gess Fayle zmarł krótko po opuszczeniu układu Manon. Wraz z nim zmarli wszyscy ludzie na pokładzie transportowca Ligi Uniwersyteckiej. Prostsze by było, kontynuowała Lyad, opowiedzieć o tych wydarzeniach z punktu widzenia plazmoidu.
— Z punktu widzenia plazmoidu? — wtrącił profesor Mantelish. — Czy to znaczy, że on posiada świadomość?
— O, tak. Ten plazmoid posiada świadomość.
— Samoświadomość?
— Zdecydowanie.
— Och, w takim razie...
— Panie profesorze — wtrąciła uprzejmie Trigger — może podać panu coś do picia?
Zmiażdżył ją wzrokiem, warknął, po czym uśmiechnął się.
— Dobrze. Już będę cicho — powiedział.
Lyad kontynuowała.
* * *
Doktor Fayle podjął dalsze badania zespołu 112-113 prawie natychmiast, jak tylko znalazł się z nim sam na sam. Pierwszą rzecz, którą zrobił, to odłączył podjednostkę 113 od tej dużej. Gdy to robił, nie wziął pod uwagę możliwości, że funkcją 113 może być powstrzymywanie, ograniczanie czy przeciwdziałanie akcjom dużo większego partnera. Starzy Galakci z pewnością zdawali sobie sprawę z potencjalnego niebezpieczeństwa, jakie stwarzały ich bardziej zaawansowane konstrukty i w ten sposób zabezpieczali się. O tym, że jest to metoda godna zaufania, świadczy fakt, że przez trzydzieści tysięcy lat od czasu ich zniknięcia, plazmoid 112 pozostawał ograniczony do czynności niezbędnych dla utrzymania w działaniu Księżyca Plonów.
Tylko że jemu to się nie podobało.
Poza tym bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z możliwości oferowanych przez nowe formy życia, które ostatnio wdarły się na Księżyc Plonów.
Z chwilą, gdy został uwolniony, podjął próbę opanowania umysłów ludzi w swoim otoczeniu.
— Kontrola na poziomie umysłu? — wykrzyknął zdumiony Mantelish. — W sumie... czemu nie. Braliśmy coś takiego pod uwagę... Ale ludzkich umysłów?
— Może się kontaktować z ludzkimi umysłami — przyznała Lyad — chociaż, raczej szczęśliwie, może rozprzestrzeniać to pole na ograniczonym dystansie. Devagasi określili to potem jako niecałe pięć mil.
Mantelish potrząsnął głową i zmarszczył brwi. Odwrócił się do komisarza i powiedział z przekonaniem:
— Holati, uważam, że ta rzecz może być niebezpieczna!
Przez chwilę wszyscy patrzyli na niego. Potem komisarz odchrząknął i powiedział:
— Mantelish, istnieje taka możliwość. Zastanowimy się nad tym później.
— A co zabiło ludzi na tym statku? — Trigger zwróciła się do Lyad.
Według Lyad, przyczyną była próba ich kontrolowania. Doktor Fayle wyraźnie umarł, gdy opuszczał pomieszczenie podjednostki 112. Pozostali, tam gdzie akurat przebywali. Statek, lecąc w podprzestrzeni bez pilota, wpadł prosto w następny wir grawitacyjny i rozbił się.
Detektory statku Devagasów natrafiły na wrak trzy dni później. Osobą podejmującą decyzję na pokładzie tego statku był Balmordan.
Devagasi pożądali w tym czasie plazmoidów tak samo, jak wszyscy inni i zdawali sobie sprawę, że przez kilka dekad nie będą w stanie tego zaspokoić. Wrak statku Ligi Uniwersyteckiej zdecydowanie wart był zbadania.
Gdyby wielki plazmoid nie był zdolny do uczenia się na własnych błędach, zespół abordażowy Devagasów również by nie przeżył. Superplazmoid jednak nie tylko mógł, ale również to robił – i dzięki temu wszyscy przeżyli. Przeszukując wrak, znaleźli ludzkie ciała i zmiażdżone pozostałości podjednostki 113 w uszkodzonej części statku. Potem odkryli wielki plazmoid, który przeżył w podprzestrzeni, nieuszkodzony i całkowicie świadomy stojących przed nim trudności.
Stwór miał już za sobą pierwsze próby rozwiązania swoich problemów. Był niezdolny do poruszania się na zewnątrz i nie mógł zmienić własnej struktury, ale nie był już osamotniony. Skonstruował mały plazmoid roboczy ze zmysłem wzroku i manipulatorami, równie niewrażliwy na ekspozycję w podprzestrzeni jak jego stwórca. Gdy grupa abordażowa napotkała tę parę, plazmoid roboczy wyraźnie zabierał się do wykonania jakiejś operacji na zamarzniętym i odwodnionym mózgu jednego z ludzkich ciał.
Balmordan nie był żadnym wybitnym uczonym devagaskim. Z początku nie zdawał sobie sprawy z tego, na co natrafił, ale rozumiał, że zbadanie tego może być bardzo ważne. Zabrał plazmoidy oraz martwy obiekt ich manipulacji do devagaskiego statku i obserwował, co się dzieje.
Uwolniony, plazmoid roboczy natychmiast powrócił do swojej pracy. Dokończył ją. Potem Balmordan i najprawdopodobniej również plazmoidy czekali. Nic się nie wydarzyło.
W końcu Balmordan zbadał martwy mózg. Znalazł w nim zainstalowane coś, co okazało się być mikroskopijnej wielkości odbiornikiem energii wykonanym z tkanki plazmoidowej. Nic nie wskazywało na to, jaki rodzaj energii to urządzenie miało – albo mogło – odbierać.
Uczeni Devagascy, zwłaszcza ci należący do hierarchii, mają zawsze jedną wielką przewagę nad swoimi kolegami z Federacji. Nigdy nie mają problemu ze znalezieniem, wśród swoich ludzi, ochotników potrzebnych jako króliki doświadczalne. Balmordan wyznaczył trzech najmniej niezbędnych członków swojej załogi jako ochotników do eksperymentów z plazmoidami.
Pierwszy z trójki umarł prawie natychmiast. Plazmoid, okazało się, nie rozumiał, między innymi, potrzeby stosowania środków znieczulających. Balmordan na wszelki wypadek osobiście uczestniczył w drugiej operacji. Z zadowoleniem stwierdził, że jego asysta jest chętnie i z rozmysłem akceptowana. Tym razem obiekt nie umarł natychmiast. Niemniej, po zainstalowaniu plazmoidowego urządzenia, nie odzyskał przytomności. Umarł w konwulsjach po kilku godzinach.
Numer trzy miał więcej szczęścia. Odzyskał przytomność. Skarżył się na bóle głowy, a po przespaniu się, na koszmary senne. Na drugi dzień był w szoku przez kilka godzin. Gdy z tego wyszedł, wstrząsany drgawkami, zeznał, że wielki plazmoid przemówił do niego. Niestety nic z tego nie udało mu się zrozumieć.
Zrobiono jeszcze dwie operacje, obie udane. We wszystkich trzech przypadkach bóle głowy i koszmary senne ustały po tygodniu. Ten pierwszy z serii zaczął rozumieć plazmoida. Balmordan wysłuchał raportu. Poddał swoich trzech żywych ochotników intensywnym badaniom fizycznym i psychicznym. Wydawali się być w doskonałej kondycji.
Wtedy Balmordan przeprowadził operację na sobie. Gdy się obudził, pozbył się swoich trzech poprzedników. Potem poświęcił całą swoją uwagę, żeby dowiedzieć się, co próbuje przekazać plazmoid. Po trzech tygodniach stało się to jasne...
Plasmoid ustanowił kontakt z ludźmi, gdyż potrzebował ich pomocy. Potrzebna mu była baza podobna do Księżyca Plonów, z której mógłby działać i w której miałby zabezpieczone swoje potrzeby. Nie posiadał wiedzy pozwalającej mu na skonstruowanie takiej bazy.
Zrobił więc Devagasom propozycję. Będzie pracował dla nich, podobnie jak pracował dla Starych Galaktów, o ile oni – w przeciwieństwie do Starych Galaktów – będą również pracowali dla niego.
Balmordan, nowo wykreowany VIP najwyższej rangi, przesłał tę ofertę do hierarchii w Piaście. Propozycja została bez wahania zaakceptowana, ale Balmordana ostrzeżono, żeby nie wwoził potwora na terytorium Piasty. Gdyby go odkryto na planecie Devagasów, hierarchia stanęłaby w obliczu wyboru pomiędzy jeszcze jedną wojną z Federacją albo poddaniem się bardziej restrykcyjnej kontroli. Żadna z tych perspektyw im nie odpowiadała; w przeszłości przegrali już trzy wojny ze światami Federacji i za każdym razem ich pozycja była coraz bardziej ograniczana.
Skontaktowali się z niezależną Flotą Vishniego. Pozycja statku Balmordana była niezbyt odległa od obszaru jej działania, a Devagasi już wcześniej robili interesy z Vishnim i jego ludźmi. Tym razem wynajęli jego flotę na czasowego opiekuna plazmoidu. W ciągu kilku tygodni osadzili plazmoid na Delicji, gdzie podjął eksperymenty z konstruowaniem drobnicy, która tak zaintrygowała profesora Mantelisha.
W międzyczasie Devagasi zabrali się intensywnie za konstrukcję, przeznaczoną na główną siedzibę nowo powstałego sojuszu. Zakładając, że wszystko będzie bardzo daleko od Piasty, że będzie bezpiecznie ulokowane i osłonięte przez grawitacyjne wiry i uskoki w burzliwym rejonie podprzestrzeni, i że będzie praktycznie niewykrywalne – monstrum mogło być bardzo wartościowym partnerem. A w razie wykrycia można by się partnerstwa wyprzeć. Tak samo jak budowy stacji dla niego – co samo w sobie było pogwałceniem traktatu z Federacją.
Zbudowali więc stację podprzestrzenną. Zbudowali też ufortyfikowaną podziemną bazę obserwacyjną znajdującą się trzy dni drogi od niej. Plazmoid został umieszczony w nowej kwaterze. Zażądał wtedy ludzi z Floty Vishniego do dalszych eksperymentów.
Hierarchowie chętnie się na to zgodzili. W ten sposób mogli się pozbyć nadmiaru zbyt dużo wiedzących najemników.
Dostawszy materiał do badań, plazmoid zażądał od Devagasów, żeby się trzymali przez jakiś czas z daleka od stacji.
Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.
These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.