„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
Jeśli nie liczyć kilku dodatkowych wysokiej rangi politycznych i naukowych przywódców z Texcoco i Genui, skład obu delegacji na zakończenie czwartej dekady był taki sam jak dziesięć lat wcześniej – z tym, że brakowało Jerry'ego Kennedy'ego.
Żeby pomieścić wszystkich, dostawiono dodatkowe stoły i krzesła. Po jednej stronie zasiedli Genueńczycy: Martin Gunther, Fredric Buchwald, Peter MacDonald, a z tubylców baron Leonar, wielmożny Modrin i, bardzo już wiekowy, Russ oraz pół tuzina nowych delegatów. Po drugiej stronie byli: Barry Watson, Dick Hawkins i Natt Roberts oraz Taller i Texcocanie; naukowcy Wiss i Fokin, przedstawiciele armii, służby bezpieczeństwa i inni notable.
Przed każdym położono notatnik, a Watsona i Gunthera wyposażono dodatkowo w młotki sędziowskie.
— A Jerry? — zapytał Barry Watson, siedzącego naprzeciw Gunthera, zanim jeszcze przestano szurać krzesłami.
Martin Gunther wzruszył ramionami.
— Jerry jest niedysponowany. A w rzeczywistości, to przebywa na leczeniu w jednym z górskich sanatoriów. Ale wyjdzie z tego.
— To dobrze — powiedział Dick Hawkins. — Już zbyt wielu z nas zginęło.
Watson uderzył młotkiem.
— Proszę o spokój. Gunther, masz coś do powiedzenia w kwestii formalnej.
— Nic specjalnego. Chyba wszyscy wiemy, o co chodzi, włącznie z tymi z Genui i Texcoco, którzy są tu po raz pierwszy. Pokrótce, jest to czwarte spotkanie ziemskich ekip przysłanych w celu doprowadzenia kolonistów z tych dwóch planet z powrotem do poziomu kultury przemysłowej. Wydaje się, że oba zespoły osiągną sukces, chociaż prawdopodobnie w różnym czasie. Minęło już czterdzieści lat i pozostało nam dziesięć.
Przez chwilę panowała cisza.
— Prawdopodobnie dowiedzieliście się już przez swoją agenturę, że ogłosiliśmy informację o możliwości przedłużenia życia — przerwał w końcu ciszę Roberts.
— My również zostaliśmy zmuszeni do tego — przyznał z lekceważeniem Peter MacDonald.
— A dlaczego zmuszeni? — zdziwił się baron Leonar.
Taller, po drugiej stronie stołu skinął potakująco głową.
Martin Gunther uderzył dwukrotnie swoim młotkiem w stół.
— Podstawowym celem naszego spotkania jest zreferowanie postępu i rozważenie prawdopodobieństwa wystąpienia nowych czynników mogących zmusić nas do zrewidowania polityki. Myślę, że mamy już całkiem wystarczające pojęcie o rozwoju każdej z planet. — W jego głosie pojawił się drwiący ton. — Przynajmniej nasi agenci wykonali dobrą robotę raportując na wasz temat.
— Nasi również — uciął Watson.
— W takim razie powinniście przyznać — powiedział MacDonald — że teraz, gdy już docieramy do końca naszego półwiecza, podstawowa teza Amschela Mayera, iż gospodarka wolnorynkowa rozwija się szybciej od gospodarek ograniczonych totalitarnymi więzami, została udowodniona.
Barry Watson parsknął rozbawiony.
— Naprawdę? — zapytał. — Wprost przeciwnie, MacDonald. Udowodniono zupełnie coś innego. Na Genui wciąż macie względny bałagan. Wprawdzie, niektóre z waszych narodów, zwłaszcza te na południowym kontynencie, są bardzo zaawansowane i, gdy tylko akurat pozwala na to koniunktura, cieszą się wysoką stopą życiową i poziomem kultury, niemniej w tym samym czasie są u was całe społeczności na poziomie niewiele, o ile w ogóle, wyższym niż w okresie przed naszym przybyciem. Na zachodnim kontynencie istnieje nawet kilka feudalnych reżimów, w których dzieje się prawdopodobnie gorzej, przeważnie z powodu wojen, którymi je wyniszczyliście.
— Ale w zasadzie to nie to jest najważniejsze — powiedział Natt Roberts jakby w zadumie. — Koordynator posłał nas tutaj, żebyśmy ustalili metodę przywracania tych kultur do poziomu cywilizacji technicznej. Macie jakiś szczegółowy schemat, żeby po powrocie mu pokazać? Możecie prześledzić historię Genui w czasie ostatniego półwiecza i powiedzieć, że ta wojna była konieczna dla postępu, a tamtej należało uniknąć? Czy może cały ten wasz program „wolnej konkurencji” nie jest niczym więcej niż tylko chaosem, który czasami wspaniale wpływa na rozwój niektórych narodów, a czasami niszczy inne? Gardzicie naszymi metodami, naszym skolektywizowanym społeczeństwem, ale gdy wrócimy, my będziemy mieli szczegółowy schemat działania od momentu przybycia.
Gunther rąbnął młotkiem w stół.
— Zaraz, zaraz — zawołał. — Z jakiej racji musimy tutaj wysłuchiwać takich oskarżeń, podczas...
— Daj nam skończyć — przerwał mu sucho Watson, podnosząc rękę. — Wszystkiego, co masz do powiedzenia, spokojnie potem wysłuchamy.
Gunther zaczerwienił się, ale powiedział:
— No dobrze, tylko nie myśl sobie, że uda wam się skaperować kogoś spośród nas, Genueńczyków.
— Jasne — odpowiedział Watson. — Mnóstwo czasu kosztowało nas zjednoczenie naszych ludzi...
— Czasu i krwi — mruknął Peter MacDonald.
— ...ale jak już do tego doszło, Państwo Texcocańskie zaczęło się rozwijać w tempie nieznanym genueńskim narodom. Żeby zindustrializować społeczeństwo, trzeba osiągnąć najpierw pewien punkt startu, poziom odpowiedniego uprzemysłowienia, zwłaszcza w produkcji stali, energii; wykształcić odpowiednią ilość naukowców, techników i robotników wykwalifikowanych. Jak już to się osiągnie, to można się rozwijać niemal w postępie geometrycznym. Budujesz hutę, a dzięki wyprodukowanej stali w następnym roku budujesz kolejne dwie huty, co w efekcie stwarza ci możliwość wybudowania rok później jeszcze czterech.
Buchwald chrząknął z niedowierzaniem.
Watson przyjrzał się kolejno każdemu z Genueńczyków: Ziemianom i tubylcom.
— My właśnie osiągnęliśmy ten punkt na Texcoco. Wykształciliśmy populację zapaleńców liczącą ponad miliard ludzi. Nasze uniwersytety wytwarzają dobrze wykształconych pracowników w ilości ponad dwadzieścia milionów rocznie. Zlokalizowaliśmy wszystkie zasoby surowcowe, jakie mogą być potrzebne. Właśnie startujemy. — Popatrzył na nich bardzo rozbawiony. — Do końca następnej dekady zostawimy was daleko w tyle.
— Skończyłeś — zapytał spokojnie Martin Gunther.
— Tak. Na razie — skinął głową Watson.
— To dobrze. W takim razie teraz nasz raport z postępów. W ciągu czterdziestu lat wyeliminowaliśmy feudalizm we wszystkich bardziej rozwiniętych krajach. Nasze zmiany w świecie wywierają wpływ nawet na odległe rejony. Ludność tych krajów nie poprzestanie na przyglądaniu się jak poziom życia reszty Genui szybko wzrasta. W większości krajów naszej planety przeciętna rodzina nie tylko cieszy się wolnością, ale jej poziom życia znacznie przekracza ten na Texcoco. Obecnie nowoczesne domy i ich wyposażenie są powszechne. Zarówno samochody jak i samoloty są już dostępne dla większości. Narody utworzyły Ligę Międzykontynentalną rządów, tak że ponowny wybuch wojny jest nieprawdopodobny. A to jest wyłącznie początek. Kolejne dziesięć lat rozwoju w warunkach wolnej konkurencji podniesie stopę życiową wszystkich do poziomu dostępnego obecnie tylko dla najbogatszych.
Skończył i popatrzył z niechęcią na Texcocan.
— Chyba nie dojdziemy do porozumienia — powiedział Taller.
— Trudno jest znaleźć wspólną miarę — przyznał wielmożny Russ, siedzący naprzeciw niego. — Wygląda na to, że my liczymy lodówki i prywatne samochody, podczas gdy wy odrzucacie osobiste standardy i koncentrujecie się na tonażu stali.
— Jeśli będą huty stali, to samochody i lodówki popłyną ostatecznie z linii montażowych jak woda i będą dostępne dla każdego, a nie tylko dla tych, których będzie na nie stać — powiedział spokojnie Wiss, jeden z texcocańskich naukowców.
— Tak, tak — roześmiał się złośliwie Peter MacDonald. — Ostatecznie.
Atmosfera nagle zrobiła się wroga. Bardziej wroga niż kiedykolwiek wcześniej na tych konferencjach.
I wtedy Martin Gunther zapytał całkiem obojętnym tonem:
— Zauważyłem, że usunęliście z biblioteki „Pedagoga” wszystkie informacje na temat rozszczepienia jądra atomu.
— W celach badawczych — odpowiedział gładko Dick Hawkins.
— Oczywiście — powiedział Gunther. — Macie zamiar to zwrócić w najbliższej przyszłości?
— Obawiam się, że nasze badania jeszcze trochę potrwają — odpowiedział kategorycznie Watson.
— Tak się obawiałem — powiedział Gunther. — Szczęśliwie, byłem zapobiegliwy i jakiś rok temu zrobiłem mikrofilmy z tych materiałów.
Barry Watson odepchnął swoje krzesło.
— Chyba już osiągnęliśmy wszystko, co było możliwe na tej konferencji. O ile w ogóle coś było możliwe. — Spojrzał na swoją ekipę, najpierw w prawo, potem w lewo i powiedział: — Chodźmy!
Wstali sztywno. Watson obrócił się na pięcie i ruszył do drzwi.
Gdy wychodzili, Natt Roberts odwrócił się na chwilę i powiedział do Gunthera:
— Jeszcze coś, Martin. Gdybyście w ciągu tych dziesięciu lat doszli do wniosku, że pół wieku nie jest czasem wystarczającym na wykonanie naszego zadania, to może należałoby wziąć pod uwagę przedłużenie pobytu? Myślę, że koordynator by zaakceptował każde uzasadnienie, które byśmy przedstawili.
Ekipa Genueńczyków patrzyła za nim jeszcze potem, gdy wyszedł.
— Baronie Leonar — odezwał się w końcu Martin Gunther. — Myślę, że to byłby niezły pomysł, gdyby skierował pan kilku swoich ludzi do prac nad stopami stali przydatnymi do konstrukcji pojazdów kosmicznych. Biorąc pod uwagę to, jak się rozwija sytuacja, mogą być nam potrzebne.
Buchwald i MacDonald popatrzyli na niego beznamiętnie.
Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.
These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.