home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

Najbardziej ze wszystkiego kochamy wolność i nikt nam nie będzie niczego zabraniał. To co, że możemy zrobić krzywdę sobie i innym. Siadamy więc do auta na podwójnym gazie i puszczamy się w upojną jazdę bez hamulców psychicznych, a gdy samochody odejdą już do lamusa, znajdziemy inne sposoby, by zademonstrować nasze umiłowanie swobody.

Opowiadanie było opublikowane w czasopiśmie naukowym „Nature” (nr 437, 2005, s. 594) w cyklu „Futures”.

Benjamin Rosenbaum

„Upadek swobodny”
(Falling)


Dostrzegasz ją stojąc przy ruchomym chodniku, na 236 poziomie Kaiserstrasse.

Opierasz się o barierkę, czekając na Deryę, by poprosić go o pracę. Obserwujesz migotliwy strumień roztoczy ciągnący się łukiem wysoko na niebie. Wznoszą się w górę, by rozwinąć w stratosferycznym świetle swoje nanosprężynki i opadają w dół, by zapewnić Frankfurtowi działanie. Ich widok nigdy cię nie nudzi.

Ona jest na moście Holbeinsteg. Ktoś go umieścił tu w górze – sto metrów czysto szarego i zielonego dwudziestowiecznego modernizmu, wyrwanego z rzeki Men i zawieszonego w chłodnym powietrzu, na wysokości 2360 metrów, pomiędzy kawałkiem lesistego parku i zabytkowym składem wagonów metra. Na sobie ma letnią sukienkę z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia i kapelusz z szerokim rondem; całość wygląda jak próbka dwudziestego wieku – most z surowej stali, jaskrawe plamy wagonowego graffiti i jej żółta sukienka łopocząca między nogami, gdy wspina się na barierkę mostu. Stylowy, elegancki obrazek z epoki pieniędzy, gwałtu i prostoty.

Jest szczupłą truskawkową blondynką, skórę ma gładką i dziewiczą jak świeże masło. W tej chwili jest za barierką i wisi nad zawrotną przepaścią. Cienkie przejrzyste pasma przechodzą przez jej ciało – cienie włókien z neojedwabiu i nanorurek utrzymujących miasto podwieszone na setkach pięciokilometrowych wież. (Miejski agent zwraca uwagę na twoje zainteresowanie, podłącza się do twojej infosieci i wyszeptuje ci dane statystyczne: — Zawieszenie każdego obiektu musi wytrzymać obciążenie pogodowe huraganu 5 klasy i zniszczenie 80% wież. Populacja Frankfurtu ustabilizowała się obecnie na poziomie 53 milionów. Średni wiek: 62, wskaźnik urodzeń: 0,22, roczna imigracja netto: pół miliona. Bieżąca kubatura osobista: 311 metrów sześciennych na mieszkańca. — I tak dalej, dopóki go nie zablokujesz.)

Patrzysz jak się wychyla. Wiatr rozwiewa jej włosy, owija sukienkę wokół kolan. Turystka. Przypominasz sobie swoją pierwszą wycieczkę na górne poziomy, gdy wychylałeś się za krawędź, a rozzłoszczony rój roztoczy wirował, bzyczał ostrzegawczo i spychał cię z powrotem jak milion owadzich opiekunek. Każdy kiedyś tego próbuje...

Z tym, że wokół niej nie widać wcale roztoczy.

Chwytasz się barierki. Ostry, zwierzęcy strach ściska ci gardło.

A ona spogląda na ciebie z odległości czterdziestu metrów i obdarza cię radosnym, ujmującym uśmiechem.

A potem puszcza się i spada.

Krzyczysz.

— Pieprzeni aerosurferzy — mówi Derya. Schodzi z ruchomego chodnika tuż obok ciebie: wysoki, z orlim nosem, modne dzioby po ospie i trądziku tworzą wzory na policzkach i piersi; potężne tricepsy ozdobione fluoryzującymi, oficjalnymi tatuażami jego komitetów i grup społecznościowych. Przełykasz ślinę w zaschniętym gardle. Ze wszystkich ludzi, akurat Derya musiał usłyszeć twój krzyk!

Przygląda ci się ukradkiem.

— Infekują się jakimś wirusowym paskudztwem umożliwiającym oszukanie miejskiego systemu rozpoznawania ludzi. Roztocza nie widzą ich w chwili skoku. Spójrz tylko...

Minęła już wielorybi owal miejskiej sadzawki na 202. i pochyłą mandalę biur Google'a na 164. Dokładnie pod nią, na 131., jest stara giełda, zawieszona do góry nogami jak melina hipsterów.

Roztocza w końcu otaczają ją. Srebrny rój pojawia się w pobliżu 172., a ona znika w nim jak kawałek zielonej cebuli w mętnej zupie miso. Gdy obłok się rozprasza, stoi na jednym z występów odwróconej giełdy. Gramoli się niepewnie, jak mrówka, po czym wczołguje przez mansardowe okno.

— To wcale nie jest zabawne — mówi Derya. — To jest potężny drenaż zasobów systemu bezpieczeństwa. Drobne zakłócenia, które spowalniają cały projekt...

— Gapowicze stymulują ewolucję systemu — słyszysz własny głos.

— Nie cytuj mi ojców-założycieli — ucina Derya. — Wolne społeczeństwo można łatwo zniszczyć. Niewielka grupa ludzi uznaje, że nieodpowiedzialność jest fajna i zabawa skończona. Znów mamy kapitalistyczną rywalizację lub centralne sterowanie. — Patrzy na ciebie, żeby uchwycić twój wzrok. — Mówisz do tych ludzi... Czy ty mnie słuchasz? – Tłumaczysz im i tylko tracisz reputację we wszystkich ważniejszych serwisach. Przestaniesz działać, przestaniesz brać udział, wszyscy twoi ziomale skreślą cię z listy przyjaciół. Kapujesz?

Jej kapelusz z szerokim rondem wciąż leci z wiatrem. Roztocza nie zwracają na niego uwagi. Wpada między wieże pięćdziesiątego.


Odwrócona do góry nogami sala giełdy jest opustoszała. Pożółkłe stosy porzuconych euro i marek niemieckich walają się dookoła jak śnieżne zaspy. Drewniana boazeria i marmur. Cisza. I dziwnie przezroczyste powietrze. Nie ma roztoczy. Oczy i uszy miasta są tutaj nieobecne. Wymijając sterczące żyrandole, idziesz przez puste, pozbawione roztoczy, pomieszczenia.

Ona tam jest, stoi w drzwiach. Jej jasnoniebieskie oczy promienieją. Uśmiecha się. W tej dziewczęcej żółtej sukience wygląda tak skromnie. Idzie do ciebie.

— Chcesz tego? — pyta. — Chcesz się zarazić? Chcesz latać?

Kiwasz głową.

Zamyka oczy i składa usta do pocałunku.

przełożył Ireneusz Dybczyński


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)