home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

To krótkie opowiadanie powstało w 1939 roku na zamówienie Raya Bradbury'ego do wydawanego przez niego fanzinu „Futuria Fantasia” i ukazało się na wiosnę 1940 r. podpisane pseudonimem Lyle Monroe. W późniejszych wydaniach nosiło tytuł „Successful Operation”. Sądząc z dopisanej później przedmowy (w wydaniu zbiorowym „Expanded Universe”) autor nie mógł przeżyć tego, że oddał tekst za darmo.


Robert A. Heinlein

„Heil!”
(Heil!)



— Jak śmiesz proponować mi coś takiego!

— Gdyby pana życie, Mój Wodzu, nie było zagrożone, nie proponowałbym tego. — Rządowy lekarz upierał się przy swoim. — Nie ma w Ojczyźnie innego lekarza, oprócz doktora Lansa, który mógłby zrobić przeszczep przysadki mózgowej1.

— Pan mnie zoperuje!

— Lekarz potrząsnął głową.

— Nie przeżyje pan tego, Mój Wodzu. Nie mam wystarczających umiejętności. A jeśli nie zrobimy natychmiast tej operacji, to na pewno pan umrze.

Wódz zaczął się miotać po pokoju. Znów zdawał się mieć jeden z tych swoich napadów dziewczęcej złości, których tak obawiali się nawet członkowie rządzącej kliki. O dziwo nagle się uspokoił.

— Przyprowadźcie go tutaj — rozkazał.


Doktor Lans spoglądał na Wodza z naturalną godnością – godnością i postawą, którą nawet trzy lata „aresztu ochronnego” nie były w stanie zachwiać. Widać było po nim ślady obozu koncentracyjnego, bladość i wychudzenie, niemniej jego rasa już przywykła do opresji.

— Rozumiem — powiedział. —- Tak, rozumiem... Mogę wykonać tę operację. A jakie warunki pan proponuje?

— Warunki? — zdumiał się Wódz. — Jakie warunki, ty parszywa świnio? Odkupisz częściowo winy swojej rasy!

Chirurg uniósł brwi.

— Nie sądzi pan, że wiem, że gdyby miał pan jakieś inne wyjście, to nigdy nie posłałby pan po mnie? To chyba oczywiste, że moje usługi stały się bardzo kosztowne.

— Zrobisz, co ci się każe! Ty, i tacy jak ty, macie szczęście, że pozostaniecie przy życiu.

— Tak czy owak, nie będę operował bez wynagrodzenia.

— Powiedziałem, masz szczęście, że pozostaniesz przy życiu... — W tonie Wodza była wyraźna groźba.

Lans rozłożył ręce.

— No cóż, jestem starym człowiekiem...

— To prawda. — Wódz uśmiechnął się. — Ale słyszałem, że masz... rodzinę...

Chirurg zwilżył wargi. Emma... skrzywdzą jego Emmę... i małą Różę. Musi być dzielny, Emma by tak chciała. Gra idzie o wysoką stawkę... dla wszystkich.

— Nawet śmierć nie może być gorsza od tego, co się z nimi dzieje teraz — powiedział z mocnym przekonaniem.

Wiele godzin trwało, zanim Wódz przekonał się, że Lans nie ustąpi. Powinien był wiedzieć, że hart ducha chirurg wyssał z mlekiem matki.

— To czego chcesz?

— Paszportu dla mnie i mojej rodziny.

— Z chęcią się was pozbędziemy.

— Rekompensaty za mój majątek...

— Dobrze.

— ...wypłaconej w złocie przed operacją!

Wódz odruchowo zaprotestował, ale zaraz się powstrzymał. Niech ten arogancki głupiec w to wierzy. Po operacji wszystko będzie można zrobić inaczej.

— Operacja zostanie przeprowadzona w zagranicznym szpitalu.

— To zupełnie bez sensu.

— Nalegam.

— Nie masz do mnie zaufania?

Lans, bez słowa, popatrzył mu prosto w oczy. Wódz z całej siły uderzył go w twarz. Chirurg nawet nie próbował się uchylić. Przyjął policzek nie zmieniając wyrazu twarzy.


— Jesteś pewien, Samuelu, że chcesz tego?

Młody mężczyzna bez strachu spojrzał na doktora Lansa.

— Oczywiście, panie doktorze — odpowiedział.

— Nie mogę ci zagwarantować, że wyzdrowiejesz. Przysadka Wodza jest w złym stanie; gdy zamienię ją z twoją zdrową, możesz tego nie wytrzymać... takie jest ryzyko. Poza tym, całkowita transplantacja jeszcze nigdy nie była wykonywana.

— Wiem. Ale przynajmniej nie będę już w obozie koncentracyjnym!

— Tak... to prawda. I jeśli wyzdrowiejesz, będziesz wolny. Osobiście zajmę się tobą, dopóki nie będziesz zdolny do podróży.

Samuel uśmiechnął się.

— To będzie przyjemność chorować w kraju, gdzie nie ma obozów koncentracyjnych!

— W porządku. W takim razie zaczynamy.

Powrócili w drugi koniec pokoju, do oczekującej nerwowo grupy. W ponurym nastroju odliczono pieniądze, każdy grosz, który sławny chirurg odłożył sobie, zanim Wódz zadecydował, że ludzie wyznający tę religię nie potrzebują pieniędzy. Połowę złota Lans umieścił w pasie na pieniądze i owinął się nim. Jego żona ukryła drugą połowę gdzieś na swoim obfitym ciele.


Po godzinie i dwudziestu minutach Lans odłożył ostatni instrument, skinął głową asystującemu lekarzowi i zaczął ściągać chirurgiczne rękawiczki. Zanim opuścił salę, spojrzał ostatni raz na obu swoich pacjentów. Pod sterylnym przykryciem wyglądali anonimowo. Nie wiedział, nie chciał wiedzieć, który z nich jest dyktatorem, a który więźniem. Pomyślał, że po wymianie tych dwóch małych gruczołów jest coś z dyktatora w jego ofierze i coś z ofiary w dyktatorze.


Po południu, upewniwszy się, że jego żona i córka przebywają bezpiecznie w najlepszym hotelu, doktor Lans przyszedł do szpitala. Biorąc pod uwagę ich niepewny los uchodźców, ten hotel to była ekstrawagancja, niemniej uważał to w tej chwili za usprawiedliwione, gdyż tam – nie potrafił nazwać tamtego kraju ojczyzną – od lat nie zaznały luksusów.

W biurze szpitala zapytał o swego drugiego pacjenta. Urzędnik spojrzał zaskoczony.

— Tu go nie ma... powiedział.

— Nie ma?

— No nie. Zabrali go razem z jego ekscelencją. Z powrotem do waszego kraju.

Lans nie dyskutował. Wszystko było oczywiste. Nic już nie mógł zrobić dla biednego Samuela. Dziękował Bogu, że był na tyle przewidujący, żeby przed operacją umieścić siebie i swoją rodzinę poza zasięgiem tej brutalnej niesprawiedliwości. Podziękował urzędnikowi i poszedł.


Wódz w końcu odzyskał przytomność. W głowie czuł zamęt. Przypomniał sobie okoliczności sprzed zaśnięcia. Operacja! Już po wszystkim! I żył! Nigdy nikomu się nie przyznał, jaki był przed tym przerażony. Ale żył – żył! Pomacał dookoła w poszukiwaniu przycisku dzwonka, ale go nie znalazł. Stopniowo zmusił swoje oczy do koncentracji na pomieszczeniu. Co za skandaliczny bezsens? To nie był pokój nadający się do rekonwalescencji Wodza. Ze wstrętem spojrzał na brudne pobielone sklepienie i podłogę z gołego drewna. A łóżko! To była co najwyżej prycza!

Krzyknął. Ktoś wszedł – mężczyzna ubrany w mundur wojskowy jego ulubionej formacji. Zaczął go upominać, grożąc aresztowaniem, ale tamten huknął na niego:

— Zamknij się, parszywa świnio!

W pierwszej chwili Wódz oniemiał, a potem wrzasnął:

— Stań na baczność, gdy się zwracasz do Wodza! Oddaj honory!

Żołnierz spojrzał ogłupiały na chorego – całkowicie różniącego się wyglądem od Wodza, a potem wybuchnął głośnym śmiechem. Podszedł do pryczy i wyprężył się, podnosząc prawą rękę w salucie. W ręce trzymał gumową pałkę.

— Heil Wodzu — wrzasnął i opuścił gwałtownie rękę. Pałka uderzyła chorego w kość policzkową.

Wszedł drugi żołnierz sprawdzić przyczynę tych hałasów. Ten pierwszy wciąż się śmiał ze swojego dowcipu.

— Co się dzieje, Jon? Wiesz co, może nie traktuj tej małpy zbyt surowo. Wciąż jest wpisany na listę chorych — powiedział, widząc zakrwawioną twarz chorego.

— Ee? To ty nie wiesz? — wyszeptał Jon, odciągając go na stronę.

— Co? Nie chcą, żeby wyzdrowiał? — Ten drugi uśmiechnął się, a oczy mu się lekko rozszerzyły. — W takim razie, zrobimy sobie dzisiaj małe ćwiczenia...

— Zawołajmy Fatsa — zaproponował ten pierwszy. — Ma zawsze takie zabawne pomysły.

— Masz rację. — Ten drugi stanął w drzwiach i zawołał: — Hej, Fats!

Nie zaczynali dopóki Fats nie przyszedł im pomóc.

Przełożył Ireneusz Dybczyński




  1. W oryginale jest pituitary gland – przysadka mózgowa. Moim zdaniem Heinlen miał na myśli pineal gland – szyszynkę, którą Kartezjusz uważał za siedzibę duszy. Ale w końcu jakie to ma znaczenie. (Przypis tłumacza.)

Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)