„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
„Książka nie jest towarem!”
Z czego jednak mają żyć autorzy?
Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.
Dziewczyna w milczeniu ruszyła przez pokój. Była młoda. Była piękna. Rude włosy wiły się jak płomień wokół jej kuszącej twarzy w kształcie serca. Wyciągnęła ramiona. Dotknęła go dłońmi. Jej oczy były wypełnione blaskiem czystej miłości. Jestem twoja, zdawały się mówić. Zrób ze mną, co chcesz.
Forrester wpatrzył się w te oczy z jakąś fascynacją.
Usta dziewczyny otworzyły się, wargi nieznacznie rozchyliły i wymruczały cicho ochrypłym głosem:
— Weź mnie. Weź mnie.
Forrester zamrugał i cofnął się o krok.
— Boże — powiedział — to jest śmieszne.
Dziewczyna naparła na niego. To uczucie było czymś w rodzaju strasznej, niezaprzeczalnej przyjemności. Spróbował przypomnieć sobie nazwisko dziewczyny, ale nie mógł. Obróciła się nieco, a jej ramiona owinęły się wokół niego. Dłonie objęły kark, a usta zbliżyły się do ucha.
— Proszę — szepnęła. — Pragnę cię...
Forrester poczuł, że kręci mu się w głowie. Otworzył usta, ale nie wydał żadnego dźwięku. Zamknął usta i zastanawiał się, co ma zrobić z rękami. Zwisały mu głupio po bokach. Dziewczyna zbliżyła się jeszcze bardziej, choć Forresterowi wydawało się to już niemożliwe.
Czas stanął w miejscu. Zaczął tonąć we mgle różowych namiętności. Jedynie jakiś mały zaułek jego umysłu bronił się przed zatraceniem w blasku tej chwili. W tym zaułku Forrester czuł palący dyskomfort. Znów spróbował przypomnieć sobie nazwisko dziewczyny i znów nie mógł. Oczywiście nie było w istocie powodu, dla którego powinien znać jej nazwisko. W końcu to był przecież pierwszy dzień zajęć.
— Proszę — powiedział odważnie. — Panno... — urwał.
— Maja Wilson — szepnęła dziewczyna. — Jestem z pana grupy, panie Forrester. Wstęp do historii powszechnej. — Ugryzła go łagodnie w ucho.
Forrester podskoczył. Żaden z podręczników dobrego wychowania, jakie kiedykolwiek widział, nie odnosił się do sytuacji, w której się znalazł. Co powinno się zrobić w przypadku napaści (przyjemnej, co prawda, ale jednak napaści) przez uroczą dziewczynę, będącą przypadkiem jedną z nowych studentek? Nazywała go panem Forresterem. To było właściwe i w porządku, nawet jeśli trochę głupie. A jak on ma się do niej zwracać? Panno Wilson?
To wcale nie brzmiało dobrze. Ale z drugiej strony, Maja, brzmiało nawet gorzej.
— Proszę — powiedziało dziewczę i by zwiększyć siłę tego wyrazu, znów naparło na Forrestera, wijąc się przy tym lekko. To rozwiązało jego problem. Mógł zrobić tylko jedno.
Wyrwał się i oddzieliwszy od niej biurkiem, spojrzał na namiętne, wilgotne wargi studentki pierwszego roku.
— No dobrze — powiedział, a samotna, mała kropelka potu spłynęła po jego czole, łuku brwiowym, a następnie po policzku. Zignorował to dzielnie, zastanawiając się, co dalej. — No dobrze — powtórzył w końcu łagodnym i jak miał nadzieję, ojcowskim tonem. — Dobrze, dobrze, dobrze, dobrze. — Ale nie wydawało się, żeby to przyniosło jakiś efekt. Może, pomyślał, powrót na płaszczyznę stosunków nauczyciel - student da lepszy rezultat. — Chciała pani mi się pokazać? — powiedział suchym, nauczycielskim tonem. A potem, przełknąwszy szybko ślinę, poprawił się głosem wyższym nagle o oktawę — Chciała pani mnie zobaczyć? To znaczy, pani...
— Och, tak — powiedziała Maja Wilson. — Tak, panie Forrester, tak!
Zrobiła jakiś zmysłowy ruch, który dla Forrestera wyglądał tak, jakby nagle pozbyła się wszystkich kości. Nie było to nieprzyjemne. Wcale. A raczej wprost przeciwnie.
Oblizał wargi, które nagle zrobiły się całkiem suche.
— No dobrze — powiedział — to o co chodzi, panno... hm... panno Wilson?
— Proszę mi mówić Maja, panie Forrester. A ja będę panu mówiła... — zawahała się chwilę. — Panie Forrester — zapytała płaczliwie — jak ma pan na imię?
— Na imię? — Forrester nie mógł sobie przypomnieć, jak ma na imię. — Chce pani wiedzieć, jak ja mam na imię?
— No cóż — powiedziała Maja. — Chciałabym pana jakoś nazywać. W końcu... — robiła wrażenie, jakby chciała przeskoczyć przez biurko.
— Może mnie pani nazywać, panem Forresterem — powiedział Forrester, próbując pozostać przy zdrowych zmysłach.
Maja bez słowa ruszyła wokół biurka.
— Panie Forrester — powiedziała, podchodząc do niego — chciałam porozmawiać z panem o kursie Wstęp do historii powszechnej.
Forrester poczuł wstrząs, jakby ktoś potraktował zimną wodą jego rosnące aspiracje.
— Och — powiedział.
— Tak — szepnęła Maja. Jej usta znów znalazły się przy jego uchu. Inne jej partie znalazły się znów blisko jego innych partii. Forrester stwierdził, że ma problemy z koncentracją.
— Muszę zaliczyć ten kurs, panie Forrester — wyszeptała. — Muszę!
Forrester zdołał na tyle odzyskać trzeźwość umysłu, że przypomniał sobie standardową odpowiedź na takie oświadczenia.
— No cóż, jestem pewien, że pani zaliczy — powiedział tonem, który uważał za łagodny, serdeczny i pełen nadziei. Rozsądek go jednak przekonywał, że nie było w tym żadnej z tych cech, a z pewnością nie było wszystkich trzech na raz. — Wydaje się pani... całkiem inteligentną młodą damą — dokończył bez przekonania.
— Och nie — powiedziała. — Jestem pewna, że nie zapamiętam żadnej z tych staromodnych dat i rzeczy. Nigdy. Nigdy. — Przycisnęła się nagle mocno do niego, pozbawiając go trochę równowagi. Zwarci ze sobą zatoczyli się na biurko. Forrester poczuł, jak blat wpija mu się w krzyż. — Zrobię wszystko, żeby zaliczyć ten kurs, panie Forrester! — zaklinała się Maja. — Wszystko!
Uporczywy nacisk na blat pozbawił tę chwilę nieco z jej naturalnej wspaniałości. Forrester uwolnił się łagodnie i wyślizgnął ze zwarcia.
— Zaraz, zaraz — powiedział, ruszając gwałtownie przez pokój w kierunku ściany. — Tego się zazwyczaj nie robi, Maju. To znaczy, panno Wilson. Mam na myśli...
— Ale...
— Ludzie takich rzeczy nie robią — powiedział ostro Forrester. Pomyślał o ucieczce za drzwi, ale natychmiast zniechęcił go obraz, który pojawił się w jego umyśle. Ujrzał Maję goniącą go namiętnie po korytarzu i studentów oraz pracowników wydziału gapiących się z podziwem. — A przynajmniej nie na samym początku semestru — dodał po namyśle.
— Och — westchnęła Maja, zmierzając powoli w jego kierunku. — Ma pan na myśli, że powinnam najpierw sprawdzić, czy nie zaliczę sama tego kursu i dopiero wtedy...
— Wcale nie! — uciął Forrester.
— Och, pan niczego nie rozumie — powiedziała Maja, pociągając smutno nosem. — Bo pan jest Ateńczykiem, prawda?
— Atenianinem — poprawił automatycznie Forrester. Była to poprawka, którą robił dziesięć, dwanaście razy tygodniowo. — Ateńczyk, to mieszkaniec Aten, a Atenianin jest wyznawcą bogini Ateny. My...
— Rozumiem — powiedziała Maja. — Podobnie jest z nami. Wie pan, nie lubimy, jak nas nazywają Afrodyzjakami. Już wolimy być Weneranami.
Pochyliła się nad biurkiem. Forrester, chociaż wiedział, że niektórzy ludzie mogą się tym irytować, nie miał żadnych obiekcji w stosunku do określenia Afrodyzjacy. Dzika myśl o Sferach Wpływów błysnęła mu w głowie, ale zaraz ją mocno stłumił.
Dziewczyna była Wenusjanką, wyznawczynią Wenus, Bogini Miłości.
Wybrała sobie niezwykle dla niej odpowiednią religię, pomyślał.
A co do niego, to...
Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.
These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.