home

„Książka nie jest towarem!”

Z czego jednak mają żyć autorzy?

Świat musi znaleźć alternatywny sposób wynagradzania twórców.

Rozdział 12

Robak, łódź podwodna i wolność

W czasie długiej podróży z układu Słonecznego na Nevię Costigan i Bradley pilnie obserwowali Nevian w czasie pracy, więc narzędzia płazów nie były im obce. Skradziony prom, pełniący funkcję szalupy ratunkowej, był oczywiście wyposażony w pełny zestaw narzędzi do naprawy sprzętu, a obaj tak się starali, że uszkodzenia zostały naprawione zanim jeszcze napełniły się do pełna zbiorniki powietrza.

Prom leżał bez ruchu na gładkiej jak lustro powierzchni oceanu. Kapitan Bradley otworzył górny właz i wszyscy troje stanęli w otworze patrząc w milczeniu na niesamowicie odległy horyzont, podczas gdy potężne pompy sprężały w zbiornikach ostatnie uncje powietrza. Mila za milą ciągnęła się gładka, pozbawiona fal, nieprzerwana tafla wody, łącząca się w końcu z agresywną czerwienią Neviańskiego nieba. Słońce zachodziło. Ogromna kula purpurowego ognia opadała szybko za horyzont. Gdy tylko zniknęła, natychmiast zrobiło się ciemno, a powietrze ochłodziło się gwałtownie w porównaniu do przyjemnego ciepła przed chwilą. Natychmiast pojawiła się ciemna masa chmur i zaczął padać ulewny zimny deszcz.

— Brrr, zimno! Wracajmy do środka! Zamknij właz! — wrzasnęła Clio i skoczyła w pośpiechu do kabiny poniżej, ustępując z drogi Costiganowi, gdyż oni również zauważyli ślizgające się ku nim przerażające ramię „czegoś”.

Zanim jeszcze dziewczyna krzyknęła, Costigan skoczył do panelu kontrolnego, lecz nie był wystarczająco szybki i koniec okropnej macki uderzył w zwężający się otwór na chwilę przed zatrzaśnięciem się włazu. Dźwignie dopchnęły ciężką klapę na swoje miejsce, odcinając okropny koniec, który spadł na podłogę i leżał tam, wijąc się i skręcając z odrażającą i nienaturalną żywotnością. Długi na dwie stopy fragment był grubszy od ludzkiej nogi. Pokryty był kolczastymi metalicznymi łuskami, a zamiast przyssawek miał szereg paszczy wyposażonych w ostre zęby, kłapiących i zgrzytających wściekle, mimo odcięcia od potwornego organizmu, który się karmił za ich pomocą.

Szalupa zatrzęsła się nagle, gdy monstrualne macki owinęły się wokół niej i zacisnęły nieustępliwie w okropnym, powolnym przypływie potężnej siły, a przeraźliwe zgrzyty i wibracje rozległy się ogłuszająco w bębenkach Ziemian, gdy metalowe kolce potwora gniotły i tarły zewnętrzny kadłub pojazdu. Costigan stał nieruchomo przy ekranie obserwując uważnie, z rękami na sterach. Dzięki sztucznej grawitacji pojazdu dla pasażerów działo się to w całkowitym bezruchu. Jedynie niesamowite obroty obrazu na ekranach obserwacyjnych pokazywały, że pojazd się trzęsie i rzuca jak szczur w zębach terriera. Przyrządy wskazywały, że są już prawie milę pod powierzchnią oceanu i wciąż zanurzają się głębiej w zdumiewającym tempie. W końcu Clio nie wytrzymała.

— Masz zamiar coś zrobić, Conway? — krzyknęła.

— Nie, dopóki nie będę musiał — odrzekł spokojnie. — Nie wierzę, żeby mógł nam coś zrobić, a jeśli użyję jakiejkolwiek siły, obawiam się, że to wywoła duże zakłócenia i Nerado spadnie na nas jak jastrząb na kurczaka. Chociaż, jeśli będzie chciał nas wciągnąć głębiej, będę musiał coś zrobić. Zbliżamy się do naszej granicy wytrzymałości, a do dna jest jeszcze daleko.

Straszliwy przeciwnik wciągał prom coraz głębiej. Kolczaste zęby wciąż drapały dziko po twardych płytach poszycia zewnętrznego. Costigan niechętnie włączył silniki. Przy pełnym ciągu przestali się zanurzać głębiej, ale nie mogli również popłynąć ku powierzchni. Pilot uruchomił więc miotacze, ale okazały się nieefektywne. Stworzenie było tak blisko i owinięte wokół pojazdu, że nie można było skierować na nie broni.

— Co to właściwie jest? Co możemy z nim zrobić? — zapytała Clio.

— W pierwszej chwili pomyślałem, że to jest coś podobnego do ośmiornicy albo przerośnięta rozgwiazda, ale chyba nie — odpowiedział Costigan — to musi być coś w rodzaju płazińca. Wiem, że to nie brzmi rozsądnie, rzecz musi mieć ze sto metrów długości, ale tak jest. Jedyne, co wymyśliłem, to żeby spróbować go ugotować żywcem.

Wyłączył wszystko, a potem zaczął wydzielać ogromne ilości czystego ciepła. Chmura pary buchnęła wściekle dookoła. Prom skoczył do góry, gdy metalowe płetwy gigantycznego robaka napotkały parę w miejsce wody, ale stworzenie nie puściło ani nie przerwało ataku. W końcu, po kilku minutach robak odpadł bezwładnie. Powoli ugotowany, został pokonany przez śmierć.

— No to teraz wdepnęliśmy, spadamy! — krzyknął Costigan, rzucając prom w kierunku powierzchni. — Spójrzcie tam. Wiedziałem, że Nerado może nas wyśledzić, ale nie sądziłem, że oni też.

Na ekranie widać było nie gwiezdnego wędrowca Nevian, jak oczekiwali, lecz szybką łódź podwodną, obsadzoną przez groźne ryby głębinowe. Kierowała się prosto na nich, a w momencie, gdy Costigan skręcił ostro i uniósł mały pojazd w powietrze, świecąca kula jednego ze śmiertelnie niebezpiecznych prętów dezintegrujących trafiła dokładnie w miejsce, w którym by byli, gdyby utrzymali poprzedni kurs.

Mimo jednak potężnych silników promu, mieszkańcy głębin zdołali uchwycić pojazd wiązką holowniczą, zanim zdążył się wznieść wyżej niż milę. Gdy pojazd został nagle przyhamowany Costigan włączył jednocześnie wszystkie ekrany obronne, a następnie zaczął eksperymentować z panelem sterowniczym.

— Musi być jakiś sposób na odcięcie tej wiązki — zastanawiał się głośno — ale nie umiem tego zrobić i obawiam się grzebać w tym na ślepo, żeby przypadkowo nie wyłączyć tego, co już działa, a bez czego od razu nas dostaną.

Zmarszczył brwi, obserwując ekrany obronne świecące jaskrawym fioletem pod wpływem sił skierowanych przeciwko nim przez wojownicze ryby i nagle zesztywniał.

— Tego się spodziewałem. Mogą je miotać! — wykrzyknął, rzucając prom w szaleńczy korkociąg. Powietrze zalśniło jaskrawym ogniem, gdy oślepiająco błyszcząca kula energii przemknęła obok nich i zniknęła w górze.

Wściekła bitwa trwała od kilku minut. Skręcając, zygzakując i robiąc uniki mały zwrotny pojazd wymykał się straszliwym pociskom, neutralizując i odbijając ekranami atakujące wiązki energii. Co więcej, ponieważ Costigan nie musiał oszczędzać żelaza, ocean wokół wielkiej łodzi podwodnej zaczął się gwałtownie gotować pod ogniem broni ofensywnych neviańskiego promu. Uciec im się jednak nie udawało. Nie potrafił odciąć wiązki holowniczej, a pełna moc silników nie wystarczała do uwolnienia pojazdu z uporczywego uchwytu. Powoli, lecz nieubłaganie statek kosmiczny był ściągany w dół, do statku z morskich głębin. Ściągany pomimo maksymalnego wysiłku wszystkich osłon i generatorów. Clio i Bradley siedzieli ze zmartwiałymi sercami, spoglądając na siebie i na Costigana, który z kamienną twarzą patrzył w ekran obserwacyjny, koncentrując atak na jednej z wieżyczek zielonego monstrum przyciągającego ich coraz bliżej.

— Jeśli to jest... Conway, jeśli nasz czas się kończy — zaczęła Clio drżącym głosem.

— Jeszcze nie teraz — rzucił — nie trać ducha. Wciąż oddychamy powietrzem, a bitwa się nie skończyła!

Miał rację, ale chociaż się bardzo starał, to nie dzięki niemu atak został przerwany, a wiązka holownicza zniknęła bez ostrzeżenia. Siła oporu była tak potężna, że gdy prom skoczył w górę, jego troje pasażerów zostało rzuconych na podłogę, gdyż sztuczna grawitacja nie zdołała tego skompensować. Walcząc na czworakach z okropnym przeciążeniem, Costiganowi udało się dostać do sterów. Chwila była ostatnia, gdyż nawet po zredukowaniu prędkości poszycie promu wciąż było rozgrzane do białości od tarcia o atmosferę podczas szaleńczego przyspieszania.

— No i Nerado przyszedł nam na ratunek — skomentował Costigan, spoglądając w ekran. — Mam nadzieję, że te ryby uwolnią Galaktykę od niego.

— Dlaczego — zapytała Clio — nie powinieneś...

— Pomyśl — przerwał jej — im mocniej Nerado oberwie, tym lepiej dla nas. Tak naprawdę nie liczę na to, ale jeśli zajmą go wystarczająco długo, to może uda nam się odskoczyć na tyle daleko, że nie będzie mu się chciało nas gonić.

Prom przedzierał się przez powietrze z maksymalną prędkością możliwą w atmosferze. Bradley i Clio, stojąc za Costiganem, z fascynacją obserwowali scenę rozgrywającą się na ekranie obserwacyjnym. Neviański kosmolot opadł długim ślizgiem, poprzedzany promieniami swojej potężnej broni energetycznej. Miotacze promu podgrzały już wodę w oceanie do wrzenia, a teraz jego macierzysty statek wydawał się ją dosłownie usuwać. Pod uderzeniem Nevian gęste kłęby mgły i wściekle gotująca się woda wokół zielonej łodzi podwodnej nagle zniknęły przekształcone w niewidoczną przegrzaną parę. W rzadkim gazie, ogromna masa łodzi opadła jak ołowianka, a jej ekrany obronne zapłonęły prawie niewidzialnym fioletem. Jej broń ofensywna pluła materialnym i energetycznym zniszczeniem w kierunku neviańskiego kosmolotu opadającego ze złowrogiego szkarłatnego nieba.

Cztery mile opadła łódź podwodna, zanim straszliwe ciśnienie głębin nie przeważyło i woda nie zaczęła napływać szybciej niż miotacze nadążały ją odparowywać. Niesamowite zmagania nie ustawały we wrzącym leju. Na jego dziko kotłującym się dnie leżała łódź podwodna, starając się wyrwać z trzymających ją wiązek holowniczych kosmolotu, a na górze, prawie niewidoczny w napływających kłębach pary wisiał nieruchomo statek Nevian.

W miarę jak z wysokością spadała gęstość atmosfery, Costigan zwiększał prędkość, starając się, by temperatura zewnętrznego poszycia nie przekroczyła bezpiecznej wartości. Gdy ciśnienie na zewnątrz spadło prawie do zera, kadłub ochłodził się szybko i można było nadać statkowi przyśpieszenie rejsowe. Ze zdumiewającą i stale wzrastającą prędkością miniaturowy kosmolot wystrzelił w przestrzeń, coraz dalej od dziwnej czerwonej planety. Jej obraz na ekranie obserwacyjnym stawał się z każdą chwilą coraz mniejszy. Wielki statek kosmiczny już dawno zanurzył się pod wodę, by zbliżyć się do statku ryb. Przez jakiś czas na powierzchni nie było widać przebiegu bitwy osłoniętej kłębami pary pokrywającej mile kwadratowe powierzchni oceanu. Na chwilę przed tym, zanim obraz stał się zbyt odległy, by można było rozróżnić szczegóły, kilka ciemnych plam pojawiło się ponad chmurami, teraz jasno oświetlonymi promieniami wschodzącego słońca – plam, które mogły być fragmentami jednego z okrętów wyrzuconymi z głębin oceanu wysoko w powietrze pod działaniem niesamowitej siły użytej przez ten drugi.

Nevia i jej mały księżyc szybko zniknęły w oddali. Costigan skierował dalekowizor w kierunku lotu i odwrócił się do towarzyszy podróży.

— No, to uciekliśmy — powiedział posępnie. — Mam nadzieję, że tym, który wyleciał w powietrze, był Nerado, ale boję się, że tak nie jest. Pokonał te dwie fortece, które widzieliśmy i pewnie połowę ich floty. Nie ma podstaw, by wierzyć, że tym razem nie dał rady, więc powinniśmy się przygotować na kłopoty. Na pewno będą nas ścigać i obawiam się, że przy ich możliwościach złapią nas.

— A co możemy zrobić? — zapytała Clio.

— Parę rzeczy — uśmiechnął się. — Udało mi się sporo dowiedzieć na temat tych paraliżujących promieni i różnych innych spraw. Możemy całkiem łatwo zainstalować niezbędne wyposażenie w naszych skafandrach.

Zdjęli pancerze, a Costigan wytłumaczył im, co trzeba przerobić w trójplanetarnych generatorach pola. Wzięli się w trójkę ostro do pracy. Obaj oficerowie szybko, sprawnie i bez wahań, Clio z mnóstwem wątpliwości i pytań, ale z pełnym entuzjazmem. W końcu, kiedy zrobili wszystko, co mogło poprawić ich sytuację, podjęli rutynowe wachty z włączonymi wszystkimi możliwymi urządzeniami obserwacyjnymi, by wykryć jakiekolwiek oznaki pościgu, którego się tak obawiali.


Ten dokument jest dostępny na licencji Creative Commons: Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 Generic (CC BY-NC-SA 3.0). Może być kopiowany i rozpowszechniany na tej samej licencji z ograniczeniem: nie można tego robić w celach komercyjnych.

These document is available under a Creative Commons License. Basically, you can download, copy, and distribute, but not for commercial purposes.

Creative Commons License
Download:Zobacz też:



Webmaster: Irdyb (2011)